Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Evil Machine - War In Heaven

Evil Machine, Abused Majesty, Herm, Cyprian, Pyorrhoea, Hate, Devilyn, Hellectricity, Cyjan, Dead Infection, Hal, Venom, Celtic frost, Sodom, Hellhammer, Dissection, Jon Nödtveidt, Semihazah, Peter, Onslaught, Vader, Cezar Behemoth, Chrost Agony, Seth, Vi

„War In Heaven” to materiał, który rodził się z bólem i ciężko. Zgodnie z informacjami, które można znaleźć we wkładce, perkusja i gitary zostały nagrane w latach 2006-2007, a bas i wokale 2008-2011. Miksy w studiu Hertz odbyły się w 2012 roku i wreszcie w listopadzie 2013 zespół Evil Machine zdołał wypluć na ziemski padół swój obrzydliwy pomiot.

Dlaczego formacja, która powstała w 2004 roku tak długo rzeźbiła swoje debiutanckie nagranie? Otóż pewnie dlatego, że członkowie zaangażowani w ten projekt do nowicjuszy nie należą i od dawna terroryzują słuchaczy w uznanych markach rodzimej sceny. Hal to od lat filar Abused Majesty, a także Hermh. Zdarzyło mu się też połupać w Dead Infection i Via Mistica. Co ciekawe, wszędzie tam grał na basie, a tu jest gitarzystą. Bas obsługuje bowiem Cyprian z Pyorrhoea, wieloletni członek Hate, a także mający swój udział w Devilyn i Hellectricity. Za garami natomiast znalazł się Cyjan, legenda polskiego grind cora z Dead Infection. Skład uzupełnia Semihazah na wokalu. Z zaciekawieniem więc dobieram się do ich produkcji, zobaczyć co też ten kwartet spsocił.

Grubo jest już od zetknięcia się z okładką, gdyż poza stylowym logiem mamy tu niemieckie bombowce nurkujące z drugiej wojny światowej i od początku wiadomo, że lekko nie będzie. Żeby jednak nikt nie pomylił artystycznej ekspresji z fascynacją ideologią nazistowską, na tylnej części okładki mamy skreślony symbol swastyki, a także sierpa i młota. Skoro już zacząłem od okładki, zanim przejdę do meritum, rozwinę jeszcze trochę ten wątek. Płyta jest wydana bardzo ładnie, na kredowym papierze, w jedynych słusznych czarno szarych barwach, z książeczką, w której mamy teksty utworów, zdjęcia muzyków i obrazy ilustrujące niektóre piosenki. Niestety jednak teksty są takie poszarpane i zapisane w ten sposób, że większości praktycznie nie można odczytać. Biorąc pod uwagę bardzo porządne wydanie, niewątpliwie jest to celowy zabieg, ale ja uważam, że przesadzony. Sorry, ale czarne plamy na czarnym tekście są bez sensu. Co nieco jednak udało mi się rozszyfrować, o czym może później. Na razie jako ciekawostkę dodam tylko, że niektóre zapisane zwrotki, w ogóle nie występują w utworach.

Zaczyna się od wojny i wybuchów, które zresztą towarzyszą przerwom między utworami także w dalszej części. „Cross Meant Death” to piosenka o konkwistadorach, którzy w imię znaku krzyża mordują ludność nowo odkrywanych lądów, co zobrazowane jest odpowiednią grafiką. Dla tych wiszących, płonących i roztrzaskiwanych ludzi krzyż znaczył śmierć.

Evil Machine to śmiertelna dawka obskurnego i pierwotnego metalu. W załączonym liście, który dostałem, jest napisane, że zespół wraca do korzeni i czerpie z twórczości lat osiemdziesiątych, choć taka informacja wcale nie była mi potrzebna. Wszystko tu bowiem z daleka bije paskudnymi początkami muzyki tworzonej przez takich prekursorów metalowych dźwięków jak Venom czy Sodom. Różni się to może tym, że jest lepsze jakościowo. Lata doświadczeń i dobre studio zrobiły swoje. Nie ma tu może jakichś takich wyrazistych hitów, jak na debiutach wspomnianych grup, no ale przecież nie po to napierdala się obsceniczny metal żeby nagrywać przeboje. Takim numerem jeden pod względem „przebojowości” jest trzeci „Prometeus”, utwór poświęcony anonimowym bohaterom Powstania Warszawskiego. Od razu wyczerpie wątek pozdrowień i dodam, że drugi „When Demons Call” jest dedykowany Jonowi Nödtveidtowi z Dissection, a cała płyta bogom wiecznej inspiracji z Hellhammer i Celtic Frost. Parę mniej ciepłych słów jest również skierowanych religijnym obrońcom pedofili. "Die in eternal flames."

Wspomniany „Prometeus” jest dość wyróżniającym się utworem gdyż większość płyty jest raczej wolna i ociężała, z doomowymi motywami i wyraźnym, dudniącym basem. Taki jest siódmy „Bloody Emperor”, który chcąc nie chcąc, bardzo przypomina „Dethroned Emperor” Celtic Frost. Taki jest też czwarty „Diabeł”, w którym tekst wykrzykuje Cezar z Christ Agony. Co do gości to swoją solówkę, tylko nie wiem, w którym kawałku, ma Seth z Behemoth, a w coverze Onslaught „Onslaught (Power From Hell)” śpiewa Peter z Vadera. Co do coverów natomiast, to jako przedostatni jest jeszcze „Die Hard” z repertuaru Venom.

Tak więc dużo tych wszystkich tematów pobocznych i wydaje mi się, że na tak długą recenzję chyba trochę mało napisałem o samej muzyce. Myślę jednak, że czytelnik, po zapoznaniu się z niniejszym tekstem, został odpowiednio nakierowany na klimat tego wydawnictwa, a do muzyki po prostu dotrze osobiście. Na pewno warto.

Tracklista:

01.  Cross Meant Death   
02.  When Demons Call
03.  Prometeus
04.  Diabeł
05.  Four Demons of Apocalypse
06.  Onslaught (Power from Hell) (Oslaught cover)
07.  Bloody Emperor
08.  Evil Machine   
09.  Die Hard (Venom cover)
10.  Jerusodoma

Wydawca: Arachnophobia Records (2013)

Ocena szkolna: 4+

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły