Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

DisQuieT - The Truth

Poniedziałek wieczór zapowiadał się nudnie, kiedy jednak stwierdziłam, że jestem gotowa ocenić wreszcie początkowe dokonania młodego zespołu z Poznania. Może to dlatego, iż dzień wcześniej usłyszałam ich na żywo i mogłam przekonać się na własnej skórze co sobą oni reprezentują?

Zapewne. Jednakże zacznijmy od początku. Wpierw pomysł na logo. Mimo, że płyta nie doczekała się  wydania w plastikowym opakowaniu to okładką już przyciąga. Jej projektem zajął się Kuba "Gwiazda" Gwiazdowski. Jako osoba zajmująca się grafiką, uwielbiająca innowacje jestem przyjemnie zaskoczona. Proste logo, nie specjalnie krwiste, zero obrzydliwości, estetyczne.

Idąc dalej… "The Truth" otwiera kawałek "The Opening". Co mnie ucieszyło? Zaczyna szybkim tempem i cudnym riffem gitara, perkusja i bas. Dopiero po riffie wkracza charczący dość growl Michała, zwalniający gdzieś przed pierwszą minutą utworu. Od razu skojarzyły mi się kawałki Trivium z pierwszej ich płyty, gdy to Matthew K. Heafy bał się wydobyć z siebie porządne dźwięki, kiedy chórem wyśpiewywali pewne partie. Ale co by nie powiedzieć; starczy spojrzeć na to co wyszło z zespołu Trivium! Jeśli tak zaczyna polski zespolik metalowy, to normalnie czuję, że kolejna płyta skopie mi pozytywnie mózgownicę. Dobra, utworek się kończy, nie patrzę na WMP i nagle się otrząsam… czy oby na pewno się skończył? Patrzę - a i owszem. Co w tym dziwnego? Otóż to, że kolejny kawałek "What Is Real" kontynuuje muzycznie wątek openingu. Jednakże w tym można się dopatrzyć dużo z Iron Maiden, wyciągane wysoko tony, połączone niecodziennie z growlem. Nie umiem się oprzeć wrażeniu, że Michał i DisQuieT dobrze czułby się wśród Roadrunnersów, dorównując Kingowi Diamondowi, Slipknotowi albo Killswitch Engage.

Przy trzecim kawałku podobne wrażenie. Nadal nie zwalniamy pędząc wraz z "Choice Was Made", wirując z soczystym growlem, który tam naprawdę przypomniał mi Trivium, a po plecach przeszły mnie ciarki. Do tego cudowna solówka gitary, która chociaż na moment odebrała Michałowi panowanie nad piosenką. I oczywiście słodkie "Hej" na końcu, niczym "Die" w kawałku Metallicy, co i tak Trivium już wykorzystało. Dziwne, że nawracam ciągle do zespołu, który jest oczkiem w mojej głowie, ale bardzo mi ich przypominają.

"Searching For…" jednym słowem cudo. Cudowna gitara, cudowna nuta, piękny kawałek, będący wstępem i przejściem do tytułowego dla całej płyty "The Truth". Ta piosenka ma porywający refren, ciekawe przejścia i o dziwo - odrywa się stylem od pierwszych utworów, które przepraszam, że to powiem, są na jedno kopyto. I to jest właśnie piękne. Nie dziwię się czemu wybrano akurat "The Truth" jako nazwę pierwszej płyty. Nie zdziwię się, jeśli będzie to singiel DisQuieT. Co lepsze, chętnie sama bym zrobiła im teledysk do tej piosenki. Jest naprawdę reprezentatywna.

Wątek odchodzenia od tej samej nuty kontynuuje "Murder" nie zwalniający tempa jak reszta, ale pokazujący różnorodność i wielopoziomowość wokalu Michała, a także niemałe zdolności gitar i perkusji. Tekst do tego kawałka napisał Piotr Trybusz, druga gitara. Słuchając całą płytę różnicę można od razu dostrzec, ale i tak pozytywną.

Zwalnia ballada "Bitter Taste", gdzie wokal zaczyna delikatnie, wzrasta stopniowo, aż do growlu mogącego nawet umarłą niczym respiratorem porazić i rzucić o ścianę. Początkowo myślałam, że chociaż w tym kawałku oszczędzone zostanie piękno słów i nie przenoszone na warczenie Michała, a na nieco subtelniejsze tony. I tu się lekko zawiodłam. Chociaż gitara poratowała moje odczucia, jak zwykle doskonała.

"Under Ground" określiłabym mianem średniego, przeciętnego, ale także próbującego poruszyć. Jakoś po "The Truth" jest to trudne, ale myślę, że czas by był aby DisQuieT napisało do Cradle of Filth i coś z nimi wykombinowało, bo co się chłopaki w Polsce będą marnować.

Ostatni kawałek "All Of The Answers" zamyka stylowo całą płytę, ukazując cudowny wokal Michała z zadatkami Iron Maiden. I chociaż przy "Under Ground" niemal zasnęłam to ten kawałek mnie przynajmniej obudził na tyle bym mogła skończyć swoją recenzję czymś innym niż bełkotem.

Podsumowując, "The Truth" to płyta, która jak na debiut poznańskiego zespołu plasuje się artystycznie na bardzo wysokiej półce, tworzy jedną zamkniętą całość, mogącą z początku być graniem na jedno kopyto, ale na szczęście przy tytułowym kawałku odżywającą i trzymającą w napięciu aż do samego końca. Coś co muszę pochwalić to gitary. Chłopacy nie są masterami w tej dziedzinie, nie są wymiataczami na skalę światową. Ale wiedzą co robią. Bezpiecznie poruszają się po tym co potrafią, co chcą i osiągają swoje cele. Za muzyczną odwagę muszę ich pochwalić. Wokalistę także, za głos, za to, że nie marnuje go na sam growl, że bawi się nim i eksperymentuje mieszając style. Jedyne minusy tej płyty to początek na jedno kopyto, przedostatni kawałek usypiający i…to na tyle. Mimo, że zespół uwielbiam i cudownie wspominam ich koncert to ocena może świadczyć przeciwko mnie. Jedyne co mi pozostaje na koniec to życzyć chłopakom powodzenia i zaproponować wam byście przesłuchali "The Truth" i sami ocenili debiut DisQuieT.

Ocena: 8/10

Wydawca: płyta wydana przez zespół (2009)

Komentarze
Ash_Wednesday : Ja tak tylko dorzucę, że niektóre błędy jak "Metallici" jako "Metalliki"...
Harlequin : :) spoko, głowa do góry, następny razem lepszą napiszesz :)) p...
Ash_Wednesday : Dziękuję za słowa krytyki, przyjmuje je i w przyszłości postaram si...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły