Krakowski Terrordome nie zwalnia tempa i w połowie roku wydał swoją drugą płytę. Nie odkryję Ameryki stwierdzając, że jest to kolejna zwięzła, ale treściwa dawka wściekłego thrash metalu w starym dobrym stylu. Zresztą, żeby nie było żadnych wątpliwości o inspiracjach zespołu informuje naklejka reklamowa na pudełku płyty. Terrordome podąża drogą wytyczoną przez Slayer, Razor i Dark Angel, a na „Machete Justice” królują sex, drugs i rock and roll.
Muzyka z ciemnej strony mocy to przede wszystkim rock gotycki, pomimo, że jej korzeni należy się dopatrywać także w post punku i nurtu cold wave. Tak naprawdę żaden ze współczesnych gatunków muzycznych nigdy by nie zaistniał, gdyby nie pojawił się kiedyś rock‘n’roll. To od niego wszystko się zaczęło, to on dał podwaliny do powstania nie tylko innych odłamów muzyki, opierających się na brzmieniu gitar i perkusji, ale stał się także swoistego rodzaju kuriozum kulturowym.
Przyznam szczerze, że nie sądziłem, że Anathema będzie w stanie przewyższyć „Aleternative 4”. Nie wiem dlaczego. Na tle poprzednich dokonań, czwórka była albumem wyjątkowym, nowoczesnym i wybijającym się z dotychczasowej stylistyki. Myślałem więc, że trudno będzie to powtórzyć lub pójść dalej zachowując tak wysoki poziom. Tymczasem minął tylko rok i pojawił się „Judgement”, płyta nie wiem czy lepsza, ale na pewno wybiegająca jeszcze dalej od poprzedniczki. Anathema wylała z siebie kolejną porcje niesamowitej ekspresji ujętej w kojące dźwięki i dodatkowo zobrazowanej wspaniałą okładką.
oki : moja ulubiona Anathema wraz z "Weather Systems"
zsamot : Ostatni rewelacyjny album Anathemy. Koncert w Poznaniu do dziś pamiętam...
leprosy : Anathema skończyła się na The Silent Enigma.
„Club Mondo Bizarre For Members Only” to kolejne wydawnictwo Pungent Stench, które ma niezliczoną ilość wersji i okładek. Każdy musiał we własnym zakresie wydedukować co cenzuruje, jak cenzuruje, co można, co nie można, a co można z mgiełką, albo z białym paskiem. Moja kaseta Loud Out Records ma tą samą okładkę co kaseta Nuclear Blast. Na płycie okładka jest inna, a na innych wydaniach płytowych jeszcze inna. W środku w całej gamie dewiacyjnych zdjęć z lochów sado-maso, część sromowych elementów jest pozakrywana, ale może to i lepiej, bo wszystko to włochate i paskudne, ble. Jest też zapis mówiący o tym, że jak ktoś chce teksty to proszony jest o wysłanie zaadresowanej koperty do Nuclear Blast. Ciekawe czy jak bym teraz wysłał to by mi przysłali.
Encyclopaedia Metallum podaje, że Spectrum z Sułkowic jest bardzo starym zespołem. Być może to jego wiek właśnie sugeruje tytuł pierwszej w dorobku płyty. Podejrzewam więc, że był to młodzieńczy projekt, który się zahibernował i w pewnym momencie odrodził. W przeciwnym wypadku „XV” mógłby startować do konkursu na najdłużej wydawany materiał w historii rock and rolla. Ja w każdym razie nie znałem wcześniej tej nazwy, a poznałem ją gdy, po uprzednim kontakcie mailowym, do mojej skrzynki pocztowej dotarł rzeczony album.
The Sixpounder - jedna z najciekawszych formacji metalowych na polskim rynku muzycznym - kończy pracę nad materiałem na trzeci album. Premiera trzeciej płyty The Sixpounder planowana jest jeszcze w tym roku. Fani zespołu będą mogli jednak usłyszeć nowe utwory jeszcze w tym tygodniu bowiem muzycy zamierzają uchylić rąbka tajemnicy na żywo podczas najbliższej trasy koncertowej w towarzystwie: Illusion, Afromental, Power of Trinity oraz Coria!
zsamot : Szkoda, że akcja na wspieram.to się nie udała.
Czy ktoś zna Evil? Taki duński zespół, który trwa na scenie od, bagatela, 1982 roku. Jeżeli ktoś nie zna, to nie jest to nic dziwnego, bowiem właśnie wydali swoją pierwszą płytę. Były jednak dema, EPki oraz splity i Encyclopaedia Metallum podaje ciągłość istnienia. Evil to heavy metal, który nawiązuje do dawnych czasów, choć może nie jest to najlepsze określenie, bo oni po prostu są z dawnych czasów. Oni, a właściwie on, ponieważ Evil to Freddie Wolf, którego na „Shot The Messenger” wspomaga wokalnie Soren Andersen.
„Shake Rattle Racing” to druga płyta duńskiego hard rockowego zespołu Bullet Train Blast. Można w niej odnaleźć klimat starych zespołów rockowych i poczuć siłę ciężkiej odmiany rock and rolla. Nie cała płyta jednak utrzymana jest w ostrym tonie i moim zdaniem nie wszystkie utwory trzymają odpowiedni poziom. Niestety zespółowi zdarza się rozrzewnić stając się nijakim. No, ale może jest to jednak kwestia gustu.
Wystraszyłem się otwierając płytę duńskiego zespołu Grumpynators. Może jestem starej daty, ale wyżelowani faceci z czubami mnie obrzydzają. Na szczęście w tym przypadku pierwsze wrażenie szybko ustąpiło po odpaleniu ich płyty „Wonderland”. Okazało się bowiem, że jest to kawał żywiołowego rock and rolla, który spełnia wszelkie cechy, którymi nowe zespoły rockowe mogą mnie zainteresować.
Hercules Propaganda to niemiecki barowy rock and roll dla panów lubiących odziewać się w lateksy i spędzać szalone chwile u boku innych panów. Nie wiem na ile ten image jest poważny, bo całą płytę „Scream For Action” odbieram raczej jako żartobliwą, w każdym razie jednak jest to obleśne i zniechęcające. Gdyby nie to, że dostałem tą pytę do recenzji na pewno nie zawracałbym sobie nią głowy.
Oj, dużo wody w Brynicy upłynęło od poprzedniej płyty Iscariota. Siedem lat po premierze "Pół Na Pół" udało się jednak wydać jej następcę w postaci albumu "Historia Życia", z którego cztery utwory pojawiły się już na wydanych w międzyczasie EPkach. W tym okresie w zespole odbyła się rewolucja i pozostał w nim tylko Piotr Piecak i to co ciekawe już nie na perkusji tylko na wokalu. Ciągłość Iscariota jest jednak zachowana również z tego powodu, że powrócił pierwotny gitarzysta Dominik Drulik. Skład uzupełniają Piotr Zapart na basie, Tomasz Dudziński perkusja i Justyna Szatny klawisze.
Nie pamiętam już w jaki sposób trafiłem na Sirrah i czy najpierw to gdzieś usłyszałem, a potem kupiłem czy odwrotnie. Pamiętam natomiast doskonale jakie wrażenie wywarło na mnie "Acme". Byłem tym wprost zachwycony i ceniłem jak najlepsze płyty największych zespołów doom czy gothic metalowych. Gdy dziś tego słucham wracają do mnie tamte emocje i mogę tylko potwierdzić, że jest to najwyższej klasy materiał.
zsamot : Debiut w MMP był i jest rewelacyjny, a potem dwójeczka - pyta śmiało...
Sumo666 : Ja też odbieram to wydawnictwo jako album. A patrząc z perspektywy cza...
Po ogromnym sukcesie czarnego albumu wielkie było oczekiwanie na jego następcę. Wielkie i długie, bowiem wydanie nowego materiału zajęło Metallice aż pięć lat. W tym czasie koncertowali, promowali, wydawali single i teledyski. Ich pozycja startowa przed "Metallica", a "Load" różniła się diametralnie. Z zespołu znanego i utytułowanego przeistoczyli się w światowego giganta dorównującego popularnością największym gwiazdom pop. Ich muzyka wyszła poza obręb zainteresowań żądnej hałasu młodzieży i trafiła w eter i na wizję największych stacji radiowych i telewizyjnych. Stało się tak głównie dzięki wyróżnieniu łagodniejszego oblicza starych thrashowców z Bay Arena. Dawni fani, tacy jak ja, zastanawiali się czy zespół podąży drogą przymilania się szerszej publiczności i zrobi kolejny krok w stronę odejścia od ideałów thrash metalu. Czy po prostu się skomercjalizuje. Już sam widok płyty, czy, jak w moim przypadku, kasety, potwierdzał najgorsze przypuszczenia.
oki : Mi się ten album podoba. Oczywiście rozumiem rozczarowanie fanów, k...
zsamot : Totalne rozczarowanie, zawód do tego stopnia, że człowiek chciał pl...
Tą płytę kupiłem całkowicie przez przypadek. Byłem na koncercie U.D.O. i spodobał mi się czeski folkowy suport. Jako, że płyt U.D.O. nie było, chciałem sobie kupić coś tamtego zespołu. Podszedłem więc do stoiska, wziąłem płytę i dopiero potem zorientowałem się, że to jest coś innego. W domu okazało się, że Vanize to formacja Petera Dirkschneidera, brata Udo. Nigdy wcześniej nie słyszałem o takim zespole, a działają od 1989 roku, a „Raw” jest ich czwartym albumem.
Z drugą płytą AC/DC, podobnie jak z pierwszą, było sporo wydawniczego zamieszania. Najpierw wyszła w Australii, potem w Europie, z inną tracklistą i okładką, a w Stanach Zjednoczonych na swoje wydanie musieli poczekać aż pięć lat. Ja oczywiście opisuję wersję europejską, którą nabyłem ongiś na kasecie w jednym z warszawskich sklepów muzycznych. Na górze widnieje piękna, różowa nazwa zespołu, na dole biały pasek z maszynową czcionką pisanym tytułem, a pomiędzy tym cudowne zdjęcie. Nie wiem co mają przedstawiać ci ludzie i dlaczego mają paski na oczach, ale po prostu sam ich wygląd, ubrania i fryzury, wspaniale oddają klimat tamtych czasów. Na wewnętrznym zdjęciu jest ujęty ten sam plan, już bez tych ludzi, ale za to odsłania się bezcenny widok samochodu. Jakiego, nie pytajcie, bo się nie znam, ale te dwa zdjęcia w idealny sposób przenoszą nas w australijski rok 1976.
Troubled Horse to szwedzki zespół, jak sami się określają na swoim facebooku, heavy rockowy. Nie wiem czy takie nazewnictwo w pełni oddaje klimat materiału zaprezentowanego na „Step Inside”, bowiem jest to bardzo specyficzna płyta łącząca w sobie atmosferę retro rocka z bardziej nowoczesnym graniem. Basista Ola Henriksson od lat stanowi filar Witchcraft i takie inspiracje starym rock and rollem są tu bardzo dobrze wyczuwalne. Najważniejsze jednak, że jak zwał, tak zwał, ale efekt końcowy jest więcej niż zadowalający.
Czasem aż trudno sobie wyobrazić, że po jakiejś wspaniałej, niezapomnianej płycie można nagrać coś jeszcze lepszego. Ja nie wiem czy „Draconian Times” jest lepszy od „Icon”. Na pewnym poziomie wszelkie takie porównywania przestają mieć sens. Znajdujemy się na muzycznym Olimpie, możemy wskazywać na różnice, mówić o szczegółach, ale nie możemy odbierać boskości tym dziełom twierdząc, że któreś jest lepsze czy gorsze. Nie ma wątpliwości, że Paradise Lost powtórzył sukces swoich poprzednich dokonań, nagrywając album doskonały pod każdym względem.
leprosy : Nagrali lepsze płyty ale więcej gorszych :)
oki : powaga? nie wiem co można by z Shades wyciąć przecie tam same bar...
zsamot : Dla mnie "Shades..." mogłoby być EPka, wtedy byłoby idealne... Draconi...
„The Ultra-Florescence” to drugie demo Corruption, ale pierwsze wydane oficjalnie przez Carnage Records. Właściwie to spełnia kryteria normalnego albumu i pewnie nie jest nim ze względu, że ukazało się tylko na kasecie. W każdym razie mamy tu porządną rozwijaną okładkę, ze zdjęciem i tekstami, a w środku trzydzieści osiem minut grobowego doom metalu.
Szwedzki Unfaithful wydając swoją płytę „Streetfighter” chciał się pokazać z bardzo zawadiackiej i walecznej strony. Cała stylistyka tekstów i zdjęć wskazuje na to, że panowie do ułomków nie należą i lubią sobie pohulać po mieście. Niestety mnie ten image jakoś nie przekonuje, bo o ile gitarzysta Sammy Kela faktycznie może zaimponować swoją muskulaturą, w szczególności brzucha, to takie napinanie się na zdjęciach wydaje mi się średnim pomysłem. Z kolei perkusista Jimi Lexe na ulicznego wojownika już nie wygląda zupełnie, na wszelki wypadek więc został wyposażony w siekierę. Poza tym te wszystkie rany i inne ślady niby po walce są raczej marne i moim zdaniem wzbudzają bardziej uśmiech politowania niż podziw dla swoich dzielnych właścicieli.