Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Pamięć Wody

 opowiadanie, lovecraft, cthulhu

Zastanawialiście się nad rzetelnością podań i mitów funkcjonujących w powszechnym obiegu? Dopuszczaliście możliwość istnienia ziarenka prawdy w ich treści ? Próbowaliście kiedykolwiek dociec co kryje się za ruchami ezoterycznymi ? Jeśli odpowiedź na to pytanie jest negatywna, doskonale. Nie zajmujcie się okultyzmem jeśli nie posiadacie odpowiedniej siły duchowej, wiedzy i przewodnictwa mędrszych od siebie.

Najlepiej jeśli w ogóle zaniechacie tych praktyk. Lepiej wiedzieć niewiele niż odrywając owoc poznania zakosztować niezrozumienia, niepokoju i strachu. Historia, którą pragnę nakreślić najlepiej ilustruje to ostrzeżenie. Być może nie uwolnię się od wpływu sił, które przebudziłem, ale uchronię przed nimi nieświadomych zagrożenia neofitów. Początek romansu z okultyzmem wynikł z młodzieńczej tęsknoty za przyjaciółką. Zginęła w wypadku samochodowym i nie mogłem pogodzić się z tym faktem. Czasem czułem jej obecność jakkolwiek jej nie widziałem.  Zainteresowałem się tematem spirytualizmu czego pokłosiem był seans, w którym brałem udział. Wierzyłem, że gdzieś tam jest po drugiej stronie, zaś doświadczone medium pomoże w nawiązaniu kontaktu. Astaroth bo taki był synonim artystyczny tej kobiety pomogła mi nie poprzez to, że  autentycznie nawiązałem łączność z tragicznie zmarłą przyjaciółką, a przez pogodzenie się z jej brakiem.     

***

W końcu rozmowy z Astaroth przestały orbitować wokół tematu przyjaciółki, a obrały zgoła inny kierunek. Poznawaliśmy siebie, a jej siła wewnętrzna zaczęła mi imponować. Choć różnica wieku była znaczna zacząłem się w niej stopniowo zatracać. Pragnąłem ją czymś zafascynować, lecz nie bardzo wiedziałem czym. Rzeczy trywialne i prozaiczne ją nie interesowały. Nie oglądała telewizji, rzadko kiedy używała komputera. Nie traciła czasu na plotki i płytki dyskurs.

Posiadała za to masę grubych, oprawionych w skórę woluminów, talizmanów, dziwnych rzeźb i kadzideł. Zaintrygowało mnie to i musiała to zauważyć, bo spytała czy nie chciałbym przypadkiem czegoś od niej pożyczyć. Przerażało mnie pochłanianie książek, w szczególności tak opasłych lecz pragnąc jej się przypodobać wziąłem pierwszą lepszą z brzegu. Księga była nie tylko dość gruba, ale i wyraźnie liczyła swoje lata. Odnosiła się do technik wieszczenia przyszłości. Pamiętam, że w trakcie jej lektury zaintrygował mnie przykład Nostradamusa. Ten prowansalski lekarz miał w zwyczaju napełniać kubeł wody po czym wpatrywał się w nią uporczywie. Zgodnie z treścią opisu wpatrując się w wodę doznawał proroczych wizji, z których obecnie jest znany. W środku tej księgi znalazłem coś co wziąłem początkowo za osobliwą zakładkę, lecz po bliższych oględzinach okazało się, że jest to coś więcej. Któż bowiem używa zakładek w formie kawałka świńskiej skóry z jakimś tekstem na jej wierzchu ? W trakcie kolejnej wizyty w mieszkaniu Astaroth nie omieszkałem spytać o ten kawałek skóry. Interesował mnie zwłaszcza zapis na jednej ze stron. Spojrzawszy na mnie ze skupieniem wzięła do ręki ową tajemniczą skórę, spojrzała na nią po czym cicho coś zarecytowała. Nie zrozumiałem słów, ale widząc moją konsternacje dodała z manierą cierpliwego nauczyciela, że tekst, który wyrecytowała to łacińska ewokacja, którą znaleziono dawno temu przy dwóch kobietach posądzonych o czary. Nie znałem tego ustępu w historii naszego miasteczka, więc podpytałem o szczegóły.

***

Historia o Górze Szubienicznej i egzekucji dwóch kobiet pomówionych o czary i konszachty z diabłem wzbudziły mą ciekawość. Pomyślałem, że może warto za pomocą wieszczenia z wody poznać przeszłość, spojrzeć w te mroczne wydarzenie własnymi oczyma.

Górę Szubieniczną nietrudno mi było zlokalizować. Dziś te porośnięte trawą wzniesienie powszechnie  znane jest pod nazwą Gór Pomońskich. Współczesną nazwę zawdzięcza pobliskiemu zakładowi przetworów owocowo-warzywnych, z których słynie Międzychód. Udałem się w to miejsce o dość znamiennej porze. Pełnia księżyca wydała mi się odpowiednim momentem na odprawianie tego typu praktyk. Wziąłem ze sobą drewnianą balię pożyczoną od Astaroth, a będąc już na miejscu wypełniłem ją wodą mineralną, którą dysponowałem. Wpatrywałem się w toń wody usilnie próbując się skupić. Złapałem się na tym jak nienormalnie musiałem wyglądać w tym momencie, ale skarciłem się po chwili w duchu za rozpraszanie myśli. Wyjąłem skrawek znalezionej skóry z zapisaną ewokacją. Cokolwiek oznaczało postanowiłem, idąc za wskazówką mej mentorki odczytać ten tekst. W trakcie podniosłego cytowania powietrze, takie miałem wówczas odczucie zaczęło dziwnie wibrować. Poczułem lekki wietrzyk wiejący mi w kark i plecy. Kontynuowałem swój rytuał nie spuszczając wzroku z gładkiej toni wody umieszczonej w balii. Po zakończeniu odczytu poczułem się dziwnie. W głowie zaczęło mi się kręcić, po czym straciłem na moment świadomość. 

***

W chwili jej odzyskiwania wrażenie odniosłem, że nie jestem w tym miejscu sam. Podniosłem się na równe nogi, po czym uświadomiłem sobie, że znajduję się w zupełnie innym miejscu, wśród ludzi w strojach retro. Nosili czarne kapelusze z dużymi rondami, płócienne spodnie i koszule. Wszędzie jak okiem sięgnąć rozpościerały się lasy, zaś współczesne zabudowania ustąpiły miejsca archaicznym, drewnianym domostwom z dachami pokrytymi gontem i strzechą. To miejsce wydało mi się dziwnie znajome. Zanalizowałem pokrótce sytuację i doszedłem do zaskakującego wniosku, iż nie tylko oglądam

 

wydarzenia, które chciałem obejrzeć, ale i cofnąłem się dosłownie w czasie. Zastanawiałem się jak wrócę do współczesności, ale myśli te choć niepokojące ustąpiły miejsca ciekawości. Na polanie panowało jakieś poruszenie. Ludzie kłócili się i przekrzykiwali. Dokądś też wyraźnie zmierzali i postanowiłem iść za nimi. Eksploracja dobrze mi znanych terenów w nowej- starej scenerii była satysfakcjonująca. Stan euforyczny znikł po upływie chwili jak  ręką odjął.

*** 

Nie mogłem zamienić słówka z ludźmi, ponieważ jak się okazało nie widzieli mnie. Byłem dla nich niewidoczny. Zatrzymaliśmy się przy miejscu z widokiem na Jezioro Kuchenne i rozległe lasy. Znałem to miejsce jak każde inne, w ich współczesnej, zurbanizowanej formie. Mym oczom ukazały się dwie kobiety przywiązane do drewnianych rusztowań. Jedna z nich była starsza, druga wyraźnie młodsza. Stłoczeni wokół mnie ludzie wykrzykiwali przekleństwa skierowane w obydwie kobiety. Niektórzy zebrani rzucali zepsutymi warzywami. Wnet pojawił się człowiek wyraźnie odróżniający się od stłoczonego w tym miejscu motłochu, a w jego obecności inny, którego wziąłem za osobę duchowną. Odziany był w niebieski surdut i  spodnie tego samego koloru. Nosił również perukę, tak charakterystyczną dla epoki i to wyraźnie odróżniało go innych, obecnych tam ludzi. Wyjąwszy pergamin jął czytać głośno i wyraźnie. Było to oskarżenie wymierzone w Lisę Hans i Pap Fludar. Uzmysłowiłem sobie, że cel mej podróży do zamierzchłej przeszłości osiągnąłem w pełni. Byłem świadkiem egzekucji kobiet pomówionych o czary i działania swym ostrzem skierowane w pobliskich gospodarzy. Ówczesne prawo było bardzo surowe, a zawiść sąsiedzka przybierała niekiedy formę pogromów, w wyniku których mordowano niewinnych ludzi. Przy wtórze obelg i odgłosu werbli rozpalono stosy.

Krzyki palonych wiedźm przeszyły mnie na wskroś, zaś swąd palonych ciał przyprawił o skurcze żołądka. Jedna z cierpiących na rusztowaniu kobiet i nie było to złudzenie optyczne spojrzała wyraźnie w moim kierunku.

- Jesteś klucznikiem. Dotarłeś tu, by dopełnić kary na potomkach tych, przez których płoniemy.

-Kim jesteś, widzisz mnie ? Spytałem nie wierząc w to czego doświadczam.

- Jako klucznik przyciągniesz Mściciela, a jego imię to Bal Sagoth.

Głowa wiedźmy opadła na piersi po czym straciła przytomność. Usłyszałem w tym momencie potężny huk skądś dobiegający. Rozejrzałem się i zauważyłem owalny obiekt na niebie, za chmurami. Nie był wyraźny, lecz nie wiązałem go z czymś transcendentalnym, mistycznym bądź o wyraźnie demonicznej proweniencji. Dla mnie była to rzecz zagadkowa, lecz mocno związana z techniką. Niemniej przeraziłem się w nie mniejszym stopniu, co obecni tam ludzie. Wykrzykiwano dalsze oskarżenia tyczące się wiedźm. Słyszałem coś o klątwie. Obiekt w dalszym ciągu z wolna się przesuwał wisząc nad scenerią tego dramatu.

***

Zbudziłem się zlany potem. Od kilku dni od feralnego rytuału śniłem krwawe koszmary z udziałem nadnaturalnej istoty z innego wymiaru. Przerażenie spotęgowało uczucie czyjeś obecności w pokoju. Postanowiłem poruszyć ten temat z Astaroth. Nim tylko powziąłem tę decyzję u wezgłowia łóżka dostrzegłem ciemną postać uformowaną z czarnej mgiełki. Czułem jej wzrok na sobie i nie oparłem się wrażeniu, że owa tajemnicza i złowroga postać pragnie mi coś zakomunikować. Nie bacząc na jej obecność w pomieszczeniu wyskoczyłem z łóżka, w pośpiechu wrzuciłem coś na siebie po czym wybiegłem z mieszkania. Chciałem być jak najdalej od tego czegoś. Snułem się jakiś czas po mieście, bez wyraźnego celu. Wstydziłem się prosić Astaroth o pomoc, a tylko ona w stanie była mi uwierzyć, zrozumieć i wesprzeć.

 

Także pomóc. Zapukałem do jej mieszkania nie bacząc zupełnie na późną porę. Otworzyła niemal natychmiast tak jakby spodziewała się gościa.

Wchodząc do dużego, zagraconego pokoju jąłem nerwowo tłumaczyć powody najścia. Prosiła mnie bym się uspokoił. Poczęstowała mnie herbatką z ziół, po czym rozsiadła się wygodnie w fotelu. Wpatrywała się we mnie badawczo, po czym zaczęła :

- Wierzę Ci.

-Wiedziałem, że mogę liczyć na Twoją wyrozumiałość, na zrozumienie mej sytuacji. No i że nie uznałaś mnie za potencjalnego rezydenta Tworków.

-Drobiazg. Twoje brzemię polega na Tym, że tylko Ty widzisz istotę, którą sprowadziły wiedźmy. Ewokacja, którą wygłosiłeś zawierała zaproszenie tego Bytu do naszego wymiaru. Reszta związana była z wizją, którą doświadczyłeś.

Jej pokrętne tłumaczenie uświadomiło mi, że moja rozmówczyni nie była do końca ze mną szczera i próbowała coś przede mną zataić w chwili, gdy spytałem o zakładkę. Znając skalę niebezpieczeństwa mogła przemilczeć ten fakt, sprowadzić rozmowę na inne tory, cokolwiek. Opisała w detalach poszczególne elementy rytuału. Czyżby celowo?

-Tak, wiem o czym teraz myślisz i masz rację.

-Czemu ? Rozczarowanie, którego doznałem było zbyt przytłaczające. Zakochałem się w kobiecie, która nie tylko wystawiła mnie do wiatru, ale i naraziła na poważne niebezpieczeństwo.

- Kobiety, które widziałeś w swej wizji były moimi praprapra babkami. Pamięć o nich przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Każda z potomkiń Pap Fludar i Lisy Hans w mniejszym lub większym stopniu zajmowała się czarną magią, wróżbiarstwem, hiromancją. Także rzucaniem klątw i uroków.

- Zauroczyłaś mnie ?

Jej oczy, na co zwróciłem uwagę dopiero po chwili zmieniły się. Głęboka, plugawa czerń wyzierająca z jej bladej twarzy przeszyła mnie na wylot. 

Jej głos również się zmienił i próżno było doszukiwać się tego pierwotnego spokoju i ciepła.

-Nie podobam Ci się ?

Nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Dostrzegłem kłęby czarnego dymu bądź mgiełki pod sufitem i to zupełnie zbiło mnie z tropu.

- Dzięki Tobie mieszkańcy tej zapyziałej dziury poczują co to strach.

Mgiełka opadła na wysokość mojej głowy i przysłaniała prawdziwe oblicze wiedźmy. W końcu zawirowała i runęła na mnie. Przeniknęła każdą komórkę mego ciała. Upadłem na podłogę, z ust skapywała mi zielona maź i głos mi się urywał. Straciłem przytomność, a gdy się ocknąłem zastałem makabryczny widok. Ściany, do niedawna białe pokryte były krwawymi zaciekami, a  fragmenty ciała leżały porozrzucane po całym pomieszczeniu. Smród był nie do zniesienia, więc zwymiotowałem próbując podczołgać się do drzwi. Byłem przerażony niemożliwością znalezienia sensownego wytłumaczenia tego co się wydarzyło w mieszkaniu zwodniczej wiedźmy. Co gorsza obawiałem się i nie ma co się oszukiwać powiązania tej zbrodni ze mną. Pokryty byłem lepką krwią, a w dodatku ubranie nosiło ślady walki. Nie będąc w stanie logicznie myśleć wybiegłem z mieszkania Astaroth.

***

Tę noc zapamiętam na długo, nie tylko ze względu na zagadkowe wydarzenia, których byłem świadkiem i uczestnikiem. Próbując zmyć z siebie ślady krwawej wizyty spojrzałem w lustro wiszące nad umywalką. Na jego zaparowanej powierzchni pojawił się napis „ BAL SAGOTH….RLLYEH, CTHULU”. Istota, którą przywołałem była obecna tu, w moim mieszkaniu,  pojawiła się u Astaroth i niechybnie to ona ją zgładziła. Nie miało to większego sensu jako, że to ona dopomogła w procesie przywołania niechcianego, międzywymiarowego intruza. Jak już wspomniałem, byłem niezwykle przerażony. Postanowiłem przyjąć parę pastylek melatoniny i spróbować przespać tę noc.

Obca siła nie pozwoliła na to, bowiem coś wytrąciło mi pudełko  środków nasennych z rąk.  Następnie cisnęło mną nieoczekiwanie o ścianę. W oczach mi pojaśniało, a gdy otworzyłem je dostrzegłem dwie, obślizgłe macki, które oplatały Astaroth. Koścista dłoń chwyciła wiedźmę za krtań. W oczach kobiety malowało się przerażenie i nie pomógł jej nóż, którym próbowała mnie dźgnąć. Cholera, to byłem ja w ciele tej bestii. To właśnie próbował mi przekazać Bal Sagoth. Za swoim nieumyślnym przyzwoleniem opętany zostałem przez ten byt. Kurwa, trzymałem ją za krtań po czym urwałem jej głowę wraz z fragmentem kręgosłupa. Rozerwałem ją na strzępy i na domiar złego wyrwałem jej serce. Pożarłem je, a krew ściekała po rozerwanym T-shircie, w którym byłem u niej tej nocy. Nim tylko wizja koszmaru dobiegła końca zwymiotowałem niestrawioną fasolką po bretońsku. Zrozumiałem, że przywołanie Cthulu do naszego wymiaru musiało doprowadzić do dysocjacji mej osobowości. Byłem jak pierdolony Dr. Jeckyll i Mr. Hyde. Bal Sagoth przejmując nade mną kontrolę zamienia mnie w obślizgłego gada gustującego w ludzkich organach wewnętrznych.. Uprzytomniwszy to sobie postanowiłem coś z tym zrobić nim będzie za późno. Dziś, gdy zwłoki Astaroth zostaną znalezione nie będzie najmniejszych wątpliwości, iż miałem coś wspólnego z tym zabójstwem. Zarówno częste wizyty, które nie umknęły uwadze życzliwych sąsiadów jak i ślady walki wskażą mnie jako oczywistego winowajcę bestialskiej zbrodni. Postanowiłem więc wyjść tym wydarzeniom naprzeciw. Problem polegał na tym, że nie znałem żadnego innego okultysty bądź ezoteryka, który mógłby mi pomóc w mej niedoli. Jedyną instytucją, która mogłaby coś przedsięwziąć był Kościół Katolicki. Walczyłem z poczuciem wstydu i trudno było mi się przemóc, lecz musiałem działać i to szybko. 

Postanowiłem odczekać do porannej mszy, udać się do lokalnego proboszcza i opowiedzieć o tym co spotkało mnie, czym się przez to stałem i co w związku z tym grozi otaczającym mnie ludziom. Już prawie świtało, natomiast zmęczenie odcisnęło na mnie wyraźne piętno. Znów czułem czyjąś obecność, lecz tym razem postanowiłem postąpić rozważniej. Poczułem rwący ból w kręgosłupie i nagle ni stąd, ni zowąd wyrosły mi dwie ogromne macki. Zawyłem z bólu po czym znów straciłem przytomność.

***

Wokół mnie panował harmider. Ludzie stłoczyli się na rynku, by obejrzeć spektakl związany z nieludzką tragedią. Małomiasteczkowa mentalność skłoniła część mieszkańców do wyjścia spoza cieplutkich mieszkań, stłoczenia się na ulicy i obserwacji krzątaniny miejscowych funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości i ratowników pogotowia medycznego. Widząc ten cyrk poczułem wzrastającą niechęć do tych podrzędnych, marnych stworzeń. Wypełzłem w stronę Stanicy.  Jako, że potrafiłem poruszać się bezszelestnie nikt mnie nie zauważył.. Wyczuwając w pobliżu zapach świeżej posoki zanurzyłem się w rzece czekając na dogodną okazję do ataku. Dwóch nastolatków zbliżyło się do krótkiego molo po czym rozsiadło wygodnie. Żaden z nich nie cechował się trzeźwością umysłu, co kazało mniemać, iż nie będą się bronić. Wynurzyłem macki po czym oplotłem ofiary niczym wąż. Zaskoczonych amatorów tanich trunków cisnąłem do wody. Próbowali się szamotać, lecz ich starania były daremne. Obydwaj przyduszeni przez dwie olbrzymie macki utonęli. Wyłowiłem ciała, po czym zanurzyłem szpony w ich klatkach piersiowych. Ich energia witalna spłynęła na mnie za sprawą ożywczej mocy ich młodych serc. Uczta, którą sobie zaserwowałem została przyuważona przez pewnego rybaka, który udawał się na poranny połów ryb. Krzyknął coś do grupy ludzi, którzy przybiegli przyjrzeć się fenomenowi.

Łącznie z owym rybakiem uciekli w popłochu. Ruszyłem za nimi rzecz jasna. Żądza mordu była silniejsza od rozumu i stała wyżej nad poszanowaniem życia ludzkiego. Wypełzłem ponownie na ulicę. Dopadłem jednego z uciekinierów, po czym zatopiłem w nim ostre jak brzytwa kły. Krzyczał w niebogłosy, zaś jego strach i bezradność dostarczyły mi perwersyjnej rozkoszy. Serie strzałów z policyjnej broni przerwały mój ekstatyczny akt odbierania życia i sycenia się energią strachu. Ból rozdzierający mą rękę uświadomił mi, iż czas przeniknąć do podziemi. Pomyślałem o tym automatycznie i wnet niewiele się nad tym zastanawiając wbiłem się w chodnik z potężną siłą wnikając w głąb ziemi. Przerażeni policjanci nie ważyli ruszyć w pogoń. Byli bowiem świadomi z jak niebezpieczną siłą mają do czynienia. Nie byłem niesfornym uczniem palącym trawkę przed barem, nie byłem typem sączącym browarka w miejscu publicznym. Nie byłem też dealerem, ani kimkolwiek, z kim łatwiej byłoby sobie poradzić. Przeczyłem zdrowemu rozsądkowi i burzyłem poukładany światopogląd. Byłem namacalnym świadectwem na to, że potwory istnieją. Bali się nieznanego i nie wiedzieli czego się po mnie spodziewać. Nie kierowałem się logiką w ich rozumieniu tego słowa. Byłem nieprzewidywalny i niebezpieczny. Było mi z tym dobrze. 

***

Odzyskałem świadomość leżąc na podłodze swojego pokoju. Byłem nagi i o dziwo świadomy tego czego się dopuściłem. Świadczyła o tym stosunkowo świeża krew na mym ciele i rana postrzałowa. Nie czułem jednak tego samego co wówczas, gdy zamieniałem się w to coś. W to Cthulhu, czymkolwiek to jest. Zrozumiałem prosty i logiczny fakt. Jestem opętany i ta siła przenika mnie przejmując całkowitą kontrolę nade mną. Moje myśli nie są moimi myślami, a pragnienia moimi pragnieniami. Jestem tylko naczynieniem dla tego potwora i narzędziem kary za akt nienawiści sprzed wieków.

Mam do czynienia z siłą, która mnie przerasta i nie wiem ile jeszcze zbrodni będzie moim udziałem. Nie jestem idiotą i wiem, że wydarzenia dzisiejszego ranka wzbudziły sensację, zaś do walki ze mną, z moim drugim Ja przystąpią siły wojskowe. W końcu mnie dopadną. Czuję straszne wyrzuty sumienia z tej racji, przeklinam siebie za głupotę i naiwność. W dalszym ciągu będę próbował odprawić tego stwora, nawet jeśli skończy się to egzorcyzmem bądź dożywotnim pobytem w zakładzie psychiatrycznym. Obie opcje stanowią koszmarne niebezpieczeństwo dla tych, którzy będą w mym bezpośrednim pobliżu. Jeśli czytacie te zapiski wiedzcie, że zawierają czystą prawdę. To nie są rojenia wariata, ani przejaw wybujałej fantazji z mojej strony. Ostrzegam Was przed nierozważną zabawą z tajemnicami, których nie rozumiecie. Jeśli paracie się okultyzmem to lepiej dla Was jeśli spasujecie. Przykład Astaroth jako ofiary swego własnego fortelu i mój własny świadczą o skali niebezpieczeństwa. 

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły