Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Accept - Predator

Death Row, Stefan Kaufmann, Udo Dirkschneider, U.D.O., Predator, Accept, Michael Cartellone, Peter Baltes, Black Sabbath, rock, Blues Brothers, Tony Martin

„Death Row” okazał się ostatnim albumem, na którym zagrał Stefan Kaufmann. Po czternastu latach i dziewięciu płytach perkusista rozstał się z zespołem, by kontynuować swoją muzyczną karierę w odrodzonym projekcie Dirkschneidera - U.D.O. W jego zastępstwie, na „Predator”, Accept skorzystał z usług Amerykanina Michaela Cartellone. Inną, może nie nowością, ale dawno niekultywowaną praktyką są wokale Petera Baltesa. Nie są to jednak jedyne zmiany. Ostatnia, przed rozłamem, płyta Accept jest dość eksperymentalna i różni się trochę od poprzednich nagrań.

 

Nie da się ukryć, że wiele osób nie było zachwyconych „Predator”, bowiem Accept stracił trochę swojej rockowej mocy na rzecz bardziej stonowanych dźwięków. Ja również mogę przychylić się do tej opinii, choć uważam, że znowu nie jest aż tak źle i nie mam oporów, żeby sobie tej płyty czasem posłuchać. Zaczyna się przebojowo i pierwsze dwa utwory dają sporą dawkę rockowego powera. Szczególnie „Crossroads” wyróżnia się melodyjnym refrenem i choć to z pewnością nie koniec emocji to niestety ten poziom w dalszej części nie zostaje utrzymany. Następuje bowiem kilka mniej udanych numerów. „Making Me Scream” zaczyna się fajnym orientalnym riffem, ale zarówno on, jak i następny „Diggin’ In The Dirt” to już nie jest to. Potem są dwa kawałki zaśpiewane przez Petera Baltesa i moim zdaniem, nie są zbyt udane. Pierwszy raz można już było go usłyszeć w „Crossroads” na spółkę z Dirkschneiderem, ale tam gdzie odgrywa główną rolę nie wychodzi to najlepiej. Nie chodzi mi wcale o sam wokal, tylko o kompozycje. „Lay It Down” jest całkiem ciapowaty, trochę lepszy jest „It Ain’t Over Yet”, który mocno przypomina mi Black Sabbath z czasów Tony Martina. Również kolejny utwór tytułowy muszę uznać za dość słaby. Na szczęście w drugiej części płyty następuje seria krótszych i znacznie lepszych piosenek. Robi się bardziej żywiołowo i energicznie, a Accept znowu pokazuje pazury tytułowego drapieżnika. Od „Crucified” do „Run Through The Night” jest ostrzej i bardziej się iskrzy, a ten ostatni dodatkowo zaskakuje porywającymi wokalizami.

Na koniec całkiem dziwny numer „Primitive”, który za motyw przewodni ma melodyjkę na basie przywołującą na myśl motyw z Blues Brothers. Do tego nietypowy, również przesterowany, wokal Baltesa i cała niestandardowa konstrukcja z wchodzącymi mocniejszymi refrenami i rytmicznymi, upstrzonymi solowymi gitarami fragmentami pomiędzy. Zupełne zaskoczenie na koniec, ale po trosze świadczy to o całej płycie. Ja uważam, że są tu lepsze i gorsze momenty i całościowo uśrednia to materiał do zwyczajnie dobrego. Na pewno Accept miewał lepsze płyty, na pewno „Predator” też nie jest jakąś porażką.

 

Tracklista:

01. Hard Attack
02. Crossroads
03. Making Me Scream
04. Diggin' In The Dirt
05. Lay It Down
06. It Ain't Over Yet
07. Predator
08. Crucified
09. Take Out The Time
10. Don't Give A Damn
11. Run Through The Night
12. Primitive

Wydawca: RCA Records (1996)

Ocena szkolna: 4

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły