Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Poezja :

najlepsze 5 minut w moim życiu

Chwila po chwili, żyła po żyle
W głąb mego ciała zagłębia się sztylet
On jest tak cichy jak przyjaciel niemy
Rozwiąże wszystkie moje problemy

Nikt nie odczuje mojego braku
Wreszcie stanąłem na śmierci szlaku
Gdy tak umieram wracają wspomnienia
Lecz ja już nie mam nic do stracenia

Mój oddech słabnie z każdą minutą
Teraz opuszczam Ziemię zepsutą
Chory świat wreszcie skończy mnie dręczyć
Już nie mam siły dłużej się męczyć

Właśnie przestaje bić moje serce
Już nigdy więcej nie będę w rozterce
W sumie dla świata nic się nie zmienia
Nie mam więc żadnych wyrzutów sumienia

Kiedy tak leżę w kałuży krwi
Słyszę jak cicho ktoś puka do drzwi
"Otwarte"- jęczę, "kto to?"- myślę sobie
I wtedy wchodzi śmierć we własnej osobie
Więcej Komentarz
Muzyka :

MACHINE HEAD - nowy album

Więcej Komentarz
Muzyka :

L'Ame Immortelle - Auf deine Schwingen

Niemiecka grupa L’âme Immortele zapowiada wypuszczenie na rynek 25 sierpnia nowego albumu. Praca nad nową płytą zatytułowaną „Auf deine Schwingen” trwała aż półtorej roku. Ma być to wydawnictwo utrzymane w charakterystycznym dla zespołu stylu, a więc mieszanina rocka, mrocznej elektroniki okraszona emocjonalnymi elementami orkiestralnymi. Do jednego z utworów o tytule „Phönix” grupa przygotowała teledysk, który jest już dostępny na stronie zespołu.
Więcej Komentarz
Poezja :

Weltschmerz

Jak żyletka mocno zaciśnięta w dłoni

Jak lufa pistoletu przyciśnięta do skroni

Jak ostatni łyk wina pełnego trucizny

Jak ślady po igłach, jak po ostrzu blizny

Jak krzyk w środku nocy po śnie pełnym strachu

Jak plama na chodniku po skaczącym z dachu

Jak narkoman na głodzie proszący o skręta

Jak lina na gardle sino odciśnięta

Takie są dni twoje: marne, bezlitosne

Całe twoje życie - przyznaj, że żałosne.
Więcej
Komentarze
Wiedzma_Wybredna : zamysł na tak ;) w zasadzie przymykam na tresc oko bo tekst akurat nasuwa...
Poezja :

Nocą...

Otulone miękkością aksamitnej pościeli
W ciepłym błękicie i czystej bieli
Ciało rozgrzane blaskiem świec płomienia
Czeka na Ciebie i snuje marzenia
Marzy by spojrzeć w Twoje oczy
I bezgranicznej oddać się rozkoszy
By na chwilę stracić kontrolę
I Twemu ciału poddać swą wolę
W szalonym rytmie rozbudzić namiętność
I zatrzeć odwiecznych granic swych świętość
Posiąść skrzydła i sięgnąć do nieba bram
I spoglądając na dół ujrzeć raj...
Więcej Komentarz
Poezja :

Koniec...

... A gdy zgaśnie ostatnia gwiazda
na niebie
Odejdę, bo tak bardzo brakuje
mi Ciebie
Odejdę na zawsze i pójdę
przed siebie
Zgasnę, jak ta ostatnia gwiazda
na niebie
Uleczę swój smutek i serca mego
wielki ból
Ja odejdę, Ty zostań, proszę
nie zamieniaj ról
To ja jestem winna i to ja
cierpieć będę
To ja Cię okłamałam, więc teraz
odejdę...
Więcej Komentarz
Poezja :

Czym dla mnie jesteś...

Więcej Komentarz
Encyklopedia :

Bullet For My Valentine

Wszyscy to przewidywali. Prasa specjalizująca się w muzyce metalowej, przedstawiciele przemysłu muzycznego, a przede wszystkim dzieciaki, które miały okazję widzieć Bullet For My Valentine na koncertach. Oni doskonale wiedzieli, że pochodząca z walijskiej miejscowości kapela ma w sobie coś wyjątkowego. Już wkrótce przekona się o tym reszta świata.
Więcej
Komentarze
AngelOfDeath : Fajna kapela słuchałam kilku ich kawałków. ale czas pokarze w jakim...
KrolowaSalamandra : ja znam ich kilka piosenek i już wyrobiłam sobie o nich zdanie....nic ciekawe...
Stary_Zgred : Też się musze przyznac ze z ciekawości sobie albumu Poison posłuch...
Encyklopedia :

Coal Chamber

Coal Chamber - zespół powstał na początku 1994 roku w Los Angeles, jego założycielami byli Miguel Rascon oraz Bradley Fafara. Bradley odpowiedział na umieszczone w lokalnej gazecie ogłoszenie Miguela. Wkrótce do zespołu dołączyli perkusista Mike Cox oraz basistka Rayna Ross. Po niedługim czasie wydali płytę demo i ich bardzo znany kawałek o nazwie "Loco".
Więcej Komentarz
Recenzje :

Atheist - Unquestionable Presence

Atheist jest taką "perłą z lamusa", gdyż pomimo tego, iż ich muzyka wyprzedzała swoją epokę, to zostali docenieni dopiero po latach. Obok Death byli prekursorami technicznego death metalu. "Unquestinable Presence" jest drugim i zarazem najlepszym dziełem Atheist, który wymieniany jest jednym tchem wraz z "Focus" Cynic i "Individual Thought Patterns" Death, jako wzorzec do naśladowania w tym gatunku muzyki.
Więcej
Komentarze
Yngwie : Napiszę krótko. To co gra Atheist, to nie moja estetyka. Katolicy maj...
Benjamin_Breeg : Napiszę krótko. To co gra Atheist, to nie moja estetyka. Sięgnąłem po...
rob1708 : za Chucka puchary w dlon DEATH NA ZAWSZE W MYM SERCU
Recenzje :

Morbid Angel - Gateways To Annihilation

Są takie albumy, które stają się "klasykami" zanim się jeszcze ukażą. Dzięki fantastycznej promocji ze strony wytwórni i buńczucznym zapowiedziom, ostrzą apetyty recenzentów, którzy często zbyt pochopnie wydają opinie. W taki oto sposób mamy całą stertę "gwiazdeczek", którym kończą się pomysły po trzecim utworze debiutanckiego albumu.
Więcej
Komentarze
KostucH : No facet, ja gram dopiero 5 lat wiec kompozytor ze mnie jak z koziej dupy trąb...
Harlequin : A Morticiana nigdy nie słyszałem, ale czytalem ze łądna sieczka... he...
Harlequin : Death przyszlo mi na mysl, bo to ambitniejsze duzo od Amon Amarth i w sumie s...
Poezja :

Antychrysta

Więcej Komentarz
Poezja :

zmielony

Traumatyczne przeżycia związane z rocznicą żałoby po prima aprilisie.
Więcej
Komentarze
Wiedzma_Wybredna : mi tez sie podoba.. ale całość! ;) mysle ze masz potencjal Robac - poczyt...
Poezja :

genetyczna loteria

Prokreacja jest bezpłodnym zajęciem.
Więcej Komentarz
Encyklopedia :

Linkin Park

Linkin Park - kalifornijski zespół, grający nu metal i rapcore. Muzyka prezentowana przez grupę jest pewnego rodzaju hybrydą metalu, muzyki elektronicznej i hip hopu. Każdy z jej utworów rozpoczyna się od stworzonego "elektronicznie" intra, w którym można usłyszeć różnego rodzaju instrumenty poddane procesowi mixowania. Najczęściej spotykaną konstrukcją piosenek jest melorecytowana zwrotka i śpiewany/krzyczany refren, aczkolwiek są wyjątki ("Breaking The Habit").
Więcej
Komentarze
Harlequin : Kultowy zespół Pinky Pork z płyty na płytę gra coraz lżej. Dla mn...
AnnaLee : Ja nie rozumiem o co z tymi siksami chodzi bo jak dla mnie to żaden z LP nie je...
KostucH : Hmmm :roll: Osobiście nie jestem wilbicielem ale jak już leci to z chęcia pos...
Poezja :

Samobójca

Widziałam go! Szukał miejsca na swój grób.
Pośród cichej, lecz wietrznej nocy
Kroczł on, pełen smutku i bólu.
Pragnął śmierci, która go wyzwoli.
Przystawał tylko nad grobami samobójców.
Gdyby żyli zrozumieliby go.
Chciał tylko spokoju dla swej znękanej duszy.
Nagle wiatr zmienił kierunek
Przygiął dzrzewa do ziemi,
Zdmuchnął zwiędłe kwiaty z grobów.
Zniknął on niepocieszony, jakby go nie było.
Zostałam tylko ja!
Lecz co tutaj robię sama na tym cmentarzu?
Chyba nie szukam....??!!
Więcej
Komentarze
Sachmet_Luna : Dobry jest ten wiersz :wink: A wiesz, ze gdy bylam mlodsza, to lubilam spacero...
Encyklopedia :

Adema

Adema - amerykańska grupa metalowa pochodząca z Bakersfield. Z tej miejscowości wywodzą się również takie zespoły jak KoRn, Orgy czy Videodrone. Nazwa zespołu jest zaczerpnięta z terminologii medycznej: "Nazwa naszej kapeli to medyczne określenie. Adema oznacza opuchliznę, pęcznienie skóry, my tylko zmieniliśmy pisownię (właściwie "athema")" - wyjaśnia Kris Kohls.
Więcej Komentarz
Opowiadania :

Drugie zesłanie

Więcej
Komentarze
Zoya : No ale takie wlaśnie jest zycie! Nieraz tak wszystko idealizujemy, a jesteśmy...
amorphous : Panowie musze zabrać głos - zachowujecie sie jak dzieci. Prosze sie nawz...
kontragekon : Nooneczko, Fajne opowiadanie:) I szczerze powiedziawszy - wolę T...
Opowiadania :

Biała mogiła

I wstało Słońce - gorące i rażące. Podrażniło wpatrujące się weń źrenice i tym samym pokazało, kto jest silniejszy. Mgły, tworzące nierzeczywiste wachlarze nad polami, jeszcze nie zdążyły opaść, a ktoś odważył się przeciąć tę ciszę głuchym odgłosem kopyt, uderzających o zziębniętą ziemię. Pierwsze promienie poranka odbiły się od twarzy wędrowca, który jakby bojąc się ich magicznej siły, naciągnął na głowę wilgotny kaptur swego szarego płaszcza. Wszystko wskazywało na to, że spędził on na koniu całą minioną noc, a może i nawet poprzedni dzień. Był zmęczony... nie, nie człowiek, a jego rumak, który wywiesił swój długi jęzor, by zbierać z powietrza przyjemnie wilgotne krople mgły. Jego pan zdawał się być pogrążony w głębokich myślach, o rzeczach, które nikogo innego nie powinny obchodzić, a już tym bardziej nikt nie powinien ich poznać. Nigdy!

Kim był ten człowiek, którego wieśniacy pracujący na polach witali poprzez przyjazny gest machnięcia dłonią? Nie był księciem, nie był rycerzem, nie był nikim ważnym, bo nie zasłużył na to, by któryś z tych pracujących na roli mężczyzn ściągnął czapkę w geście powitania i oddania czci. A jednak wszyscy go tu znali, a jednak wszyscy go lubili... nie, nie znali i nie lubili... Oni po prostu wiedzieli, że ten człowiek nie powinien minąć ich, galopując na swym szarym koniu, nie otrzymawszy od nich miłego machnięcia ręką. Ci wieśniacy czuli, że jego życie zdeterminowane jest przez jakąś odgórną siłę, że tak naprawdę ten człowiek nie posiada niczego, prócz tej wędrówki, prócz gestu machnięcia ręką, prócz odgłosu kopyt uderzających o bruk. Nie wiedzieli jednak, jak bardzo on pragnie to wszystko utracić.

Słońce zbliżało się do wyznaczenia południa. Z wież pobliskich kościołów i kaplic słychać było przytłumione bicie dzwonów. Galopujący na swym umierającym z wysiłku rumaku mężczyzna, zatrzymał zwierzę i popatrzył na wzgórze, które wznosiło się kilkadziesiąt kilometrów przed nim. Uronił łzę, która wolno spłynęła po policzku. Jedna jedyna łza, która przez wiele lat wyżłobiła na jego twarzy ciemną rysę. Człowiek ten nie miał imienia, bo wyrzekł się go już wieki temu. Słońce schowało się za ciemnoszarą chmurę, więc wędrowiec jednym ruchem ręki ściągnął kaptur połatanego płaszcza. Upewnił się, czy wokół nie ma nikogo i zszedł z konia. Puścił zwierzę wolno, by poszukało strumienia. Rumak bez dłuższego namysłu podążył ku kępie zarośli, znajdującej się nieopodal. Wiedział, że płynie tamtędy strumień. Wiedział, bo raz w miesiącu przybywał tu wraz ze swym panem, który puszczał go wolno, a sam siadał na spalonym słońcem kamieniu. I tak też się stało tym razem. Wędrowiec zajął swe miejsce i dobył miecza. Wolno obracał go w dłoni oglądając pęknięte ostrze. Zerwał się wiatr i rozwiał jego włosy... białe, długie, martwe włosy. Słońce wyszło zza chmury i odbiło się od ostrza raniąc boleśnie błękitne oczy Bezimiennego. Teraz pozostało mu już tylko zaciągnąć na powrót kaptur i czekać, aż jego towarzysz ugasi pragnienie. Nie trwało to długo... od wieków nie trwa to długo. Czas kontynuowania wędrówki jest zawsze ten sam.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a Bezimienny wędrowiec, prowadząc rumaka obok siebie, dotarł pod rozłożysty dąb rosnący na szczycie wzgórza. Rozejrzał się po okolicy i zrzucił z ramion płaszcz. Oczom ptaków, szybujących ponad wzniesieniem, ukazał się przerażający, a zarazem smutny widok. Wychudzony mężczyzna, który niegdyś musiał być pięknym młodzieńcem, padł na kolana przed białą mogiłą umiejscowioną pod drzewem. Uklęknął i uronił kolejną łzę. Miesiąc... miesiąc temu też tu był. Miesiąc... za miesiąc również tu przybędzie. Robi to od lat i sam już nie wie, czy od tamtego tragicznego zdarzenia minęły dekady, wieki czy tysiąclecia. Cóż może Jej ofiarować, prócz tej comiesięcznej krucjaty? Kiedyś był kimś, kiedyś rządził życiem innych... teraz nie potrafi pokierować własnym istnieniem tak, by tutaj nie powrócić. Niegdyś miał imię, ale po Jej śmierci wyrzekł się go, bo bez Niej poczuł się nikim. Tak bardzo pragnął zapomnienia, tak bardzo pragnął wreszcie zdobyć się na odwagę i zakończyć swój żywot. Po to nosił przy sobie miecz... srebrne ostrze musi kiedyś zatopić się w jego sercu, tylko kiedy? Pogrążony w najczarniejszych myślach wędrowiec, przypatrywał się martwym wzrokiem korzeniom stuletniego dębu. "Kiedyś rozsadzą Twój biały grób, a wtedy przyjdę i zniszczę je tym oto pękniętym mieczem" - odezwał się głosem, który wydawał się przypominać śpiew najsmutniejszego ptaka. Obejrzał się i spojrzał na swego szarego rumaka, skubiącego trawę. Potem znowu rzucił spojrzeniem na białą mogiłę. "Tutaj pozostawiłem swoją duszę. Zakopałem ją dwa metry pod czarną ziemią." Kończąc wypowiadanie tych słów, Bezimienny schował twarz w zniszczone dłonie i pochylił głowę tak, że jego długie włosy opadły mu na czoło. Po chwili rozpoczął pieśń, której gorzkie słowa powinien usłyszeć jedynie ten, do kogo były kierowane. Gdy skończył, słońce zabrało światu ostatnie oznaki minionego dnia. Nastała ciemność, która dla pragnącego spokoju nieszczęśnika, była niemal tak kojąca, jak lecznicze zioła przyłożone do jątrzącej rany. Ciemność ta stanowiła również przedsmak tego, czego ów wędrowiec spodziewał się po śmierci. Była zapowiedzią końca.
Bezimienny wstał i złapał swego rumaka za uzdę. Spojrzał w miejsce, gdzie w nieprzeniknionym mroku znajdowała się mogiła i szepnął: "Dobranoc, córeczko. Wrócę, wiesz o tym."
Więcej
Komentarze
vampirela : Hej ! No to sorry, że tak bez wyczucia sytuacji napisałam! Po prostu myśl...
vampirela : Super! Zaskoczyłaś mnie tym opowiadaniem! Z reguły jak czytam to pró...
Opowiadania :

Cień...

Groteskowe. Żenujące. Zabawne. Interesujące? Jakie to figle płata wyobraźnia. Dla siedzącego w ciemności obserwatora, wszystko wygląda inaczej niż w świetle, można by się pokusić o stwierdzenie, że widzi to w innym świetle. Oczy przyzwyczajone do dnia, nie funkcjonują w tych warunkach szczytowo. Popuszczając wodze swojej imaginacji, obserwator nie jest już obserwatorem, lecz obserwowanym.... Każdy jego twór patrzy i niknie w umyśle. W samym zalążku owego obserwowania rodzą się coraz to nowe koncepcje, a na nie przychodzą antykoncepcje. Pod słońcem zwykły kubeł jest zwykłym pojemnikiem na śmieci, ale w świetle gwiazd dzięki obserwowanemu obserwatorowi budzi się do własnego życia. Uzyskuje coś na kształt duszy.

Kroczył bezszelestnie po suchym chodniku letniego wieczoru. W świetle lamp przydrożnych zanikał i się zamazywał by po chwili błysnąć swoją czernią. Był lekko przygarbiony, to znowu nienaturalnie się wydłużał. Jego właściciel nie zwracał na niego uwagi, ale za to on całe swoje bytowanie poświęcał temu, aby za właścicielem nadążyć. Dokładał wszelkich starań żeby upodobnić się do niego, ale był postrzegany tylko jako coś nikłego i nieistotnego. Był tylko... cieniem. Towarzyszem nocnych spacerów i istota kryjącą się przed ostrymi promieniami słonecznymi. Nienawidził światła, sprawiało mu ból... i kochał je jednocześnie, bo było jego matką to ono go tworzyło. Jego dotyk wywoływał u niego ekstazę cierpienia. Jego ojciec: mrok... Podobnie jak z matka, ubóstwiał go, ale i jednocześnie go się bał. Rodzice tak różni jak woda i ogień. Potępione dziecko. Sierota mogąca patrzeć na swoich rodzicieli jedynie przez ciemne okulary.

Nie znał czegoś, co jego materialny towarzysz zwał miłością. Był pozbawiony uczuć, co nie znaczy, że był zły. Nie, on znajdował się ponad wszelkimi podziałami na dobro i zło, na "kochać" i "zazdrościć". Był tylko naśladowcą, którego jedynym celem życia bezuczuciowego było upodobnianie się do swego właściciela. Z obojętnością spoglądał na tragedie, komedie, dylematy i radości. Obiektywny sędzia, nie mający swojego zdania, nie wydający wyroków. Nie przeszkadzało mu to, kim był. Kim jest. W jego świecie pozbawionym wartości i kolorów jedynym odcieniem szarości była chęć ukazania się innym, bycia najdoskonalszym odbiciem, wola stania się lepszym od oryginału. Nie popychała go do tego pycha, czy jakieś inne wysublimowane ludzkie ułomne uczucie. Ot tak, to był sens jego życia, nic innego nie potrafił robić jak obserwować i wprawiać w szarość półświatła-półcienia, swoje obrazy zaczerpnięte ze świata realnego.

Jego niematerialny płaszcz rozwiewał bezpodmiotowy wiatr, będący odbiciem rzeczywistego. Prąd powietrzny nie mający zapachu ani temperatury. Ten odpowiednik prawdziwego podmiotu nie był doskonały, zdawać by się mogło, że w ogóle nie istnieje, gdyby nie ten płaszcz... Z powodu jego doskonalszego naśladownictwa nie rozpierała go duma, po prostu dalej starał się kryć przed rodzicami, stawać się jeszcze lepszym.

Czasami spotykał się z podobnymi sobie stworzeniami. Niekiedy nawet zlewał się z nimi, wymieniając swoje doświadczenia i wzmacniając się nawzajem. Nie rozmawiali ze sobą. Nie żywili do siebie żadnych uczuć - tam nie istniała ta słabość. To upośledzenie przysługuje jedynie ludziom. On był ponad tym. Los jego towarzysza był mu obojętny. Nie wiedział, co to jest zdziwienie. Gdyby to poznał, pewnie nie mógłby się nadziwić swojemu panu. Gdyby poznał, co to śmiech, nie mógłby się przestać śmiać z poczynań swojego materialnego odpowiednika. Gdyby poznał, co to płacz, miłość, chciałby o nich zapomnieć...

Suchy opad zaczął skraplać się na szaro-szare odbicia. Gdyby nie jego płaszcz nie byłoby wiadomo, że to deszcz. Woda bez smaku, bez zapachu, bez temperatury. Jeszcze bardziej niedoskonałą niż wiatr, osiadła na ubiorze i zaczęła dusić. Nikt nie wiedział, że tam jest i nikt też nie wiedziałby, kiedy znika gdyby nie ten płaszcz. Na rogu jednego z twardo stojących budynków stał, a właściwie leżał kolejny cień. Starając się nadążyć za panem, wykonywał szybkie ruchy swoją szarą ręką. Podrzucał istotę dużo mniejszą od siebie, podłużną. Gdy właściciel spostrzegł właściciela, zaprzestał czynności wykonywanej uprzednio i schował odbicie istoty do kieszeni niematerialnej kurtki. Zrobił kilka materialnych-niematerialnych kroków w stronę nadchodzącego. Wyciągnął podłużny przedmiot. Wyglądało to tak jakby znowu dwa szare byty wymieniały doświadczenia: ludzki z tym podłużnym małym.

Gdyby znał, co to łzy. To teraz by płakał. Naśladował, robił tylko to, co leżało w jego kwestii. Wydawał bezgłośne wrzaski i krzyki. Teraz los jego pana nie był mu obojętny, czuł, że z nadejściem promieni słonecznych już nigdy nie będzie mógł robić tego, co tak bardzo lubił: obserwować. Umierają dwa byty. Materialny i niematerialny. Podmiot - niedoskonały, mający zapach i temperaturę, niematerialny - bez zapachowy, bez temperatury, doskonały, bo dalej nie znający miłości i łez.

Niebyt, który przed chwilą zabił nawet nie zdawał sobie z tego sprawy - i dobrze. Zdawanie sobie sprawy jest przeznaczone dla ludzi. Dobrze, że nie znał płaczu, bo by szlochał gorzko. Teraz po wymianie doświadczeń naśladował swojego towarzysza, biegnąc wzdłuż chodnika. Nóż leżał na ziemi, zjednoczony ze swoim cieniem zroszonym mniej doskonałym odbiciem krwi. Gdyby nie ten płaszcz nikt z tego szarego świata nie wiedziałby o istnieniu tej krwi.
Więcej Komentarz