Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów

All

Poezja :

Wróbelek

Osiadłem na parapecie
brudnym od obecności deszczu
usłany gwoździami
wbite w me ciało kości.

jak Chrystus ukrzyżowany
ręka noga na prawo i lewo
na głowie cierń znów zagościł.

I usłyszałem słowa - mój synu.

Usiadłem na balkonie
ziarenka dwa skubnąłem pszenicy
i ciało przeszyło mnie na wskroś
pociskiem bezlitosnej strzelby.

raz dwa trzy rozstrzelać - na amen.

przysiadłem na parapecie czystym
rozgrzanym w ogniu słońca
okno otwarte za okna ręka
chwyciła mnie za gardło
i wszystko straciło swój kolor
i wyrazistość i genezę i teorię.

nieprzytomność
transfuzja krwi braku ciszy
oczy stały u progu zgliszczy
leciałem machając skrzydełkami
które płomienie pióra zeżarły
ojcem mym chodnik od śmierci ranny.

opadłem krzyżem. prochem powstałem.
Poezja :

Kosmetyczka

Siądę przed lustrem
otworzę swoją kosmetyczkę
wyciągnę szminkę i usta
będę pieścić szpilką
pudrem mordę oblepię
i nazwą mnie gwiazdą
a może ktoś naiwny księżniczką.

I minie czasu trzydzieści
i ciut będą zwać piękniejszą

a rano powstanie chaos
i strach - obejrzeć się w lustrze
godzina siedem zero zero
i kolejka do wuce przed wyjściem.

moje królestwo luster
jam królową - ta najpiękniejsza
ściąć ich ściąć ich ściąć
Komentarze
Izis : Dlatego mówię-dobrze,że umieszczasz. Tobie również milego dn...
Izis : Ps. http://pl.wikipedia.org/wiki/Wulgaryzm Jednak zostanę przy tym,że"m...
Izis : Ja jestem marna w pisaniu-przyznaje się od razu.Ale to się chyba wiąże...
Poezja :

Do polityka

Niniejszym nie chciałem obrazić tu żadnej Instytucji Wielkiej Brytanii, USA, Rosjii, Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Ukrainy, czy Polski czy nieodkrytego jeszcze innego kraju tu czy we wszechświecie. To mój świat wyobraźni - nic nie jest tu "prawdą".

Obywatel.

Poezja :

Świat z papieru

Swoim oddechem zamieniłem
w kryształowego łabędzia
swój świat - globalny wyciek z rur
a księżyc czerwony
huragany i wiatr wieje w oceanie
swoimi słodkimi lamentami
niczym wrogie syreny zatapiając statki
na plaży pianino na pianinie nuty
palce naciskają klawisze niczym buty na obcasie
wyzwalając dźwięki trzęsienie ziemi
domino z klocków burzył wszechświat

leżałem na dachu swej głowy
w dłoniach miałem paletę koloru
a pędzel w ustach - niepełnosprawny słowem
i groziłem oczami - że mogę
namalować sztukę - poskładać origami
tak jak w szkole mnie uczono
żurawia - prawie łabędź nieidealny

i stworzyłem świat z papieru
bloki z kartek szarych
zarysowanych bazgrołami niczym graffiti
słońce przypiąłem na zardzewiałej szpilce
krzywe kółeczko i urosną drzewa
ludzi nie dało się stworzyć kartką
wyobraziłem sobie że są i głosów ni ma
a noc - zawsze była teraz jej nie ma
za jasno


będzie potem - zaproszę ją na wino
i winem upiję aby posiąść ją
umysłem szeptem ciszą muzyką

muzyką - stworzoną z papieru.
Poezja :

Dziecięca rozkosz

Chłopczyk uklęknął na ziemi
miał na sobie niebieskie portki
nie oryginalne
bawił się resorakami
brumm brumm zatrzęsły ściany
pościgi szczekaniny żołnierzyki
pirackie okręty i niezdobyte oceany
była nią podłoga
ahoj i rum w postaci herbaty
kilka szmat i kilka prześcieradeł
i byłem tym złym
on tym dobrym
ale śmialiśmy się pamiętam
stanął na przeciwko
na westernowej uliczce
ja byłem szeryfem
a on zbirem
i pif paf
gdzieś w oddali grał pianista
w saloonie piliśmy whisky
w postaci mleka
zdobywaliśmy zamki
wtedy nie wiedzieliśmy o herezjach
o wojnach światowych o bólu i śmierci
o krwi spływającej w telewizji
liczyły się bajki wymyślone
przez naszych starych
bo lubiliśmy - pamiętasz?

A teraz? - trudno pamiętać
wiek goni dwudziesty któryś
powstaje chaos niezrozumiany
codziennie od tej do tamtej godziny
teraz trudniej jest ogarnąć pojęcie
życiowej filozofii - dziecięcej
ja dorosły - on już nie żyje
dźwięku skrzypiec i moja kamienna twarz
pozostała - nieopisana sztuka
w przeobrażenia się w inną postać.

pozostały zdjęcia. i moje powroty.

Poezja :

Plus/minus

zapalona lampa
zgaszona lampa
zapalona lampa
zgaszona lampa
cyk świeci
cyk gaśnie
cyk widzę
cyk zgasłem

jeden - patrzę na poduszkę
zero - widzę jak mnie ciałem tuliłaś
po twarzy gładziłaś
palcami grzebałaś w sercu
głosem gładzenia dłoni mnie wzywałaś
mówiłaś dobrze mi
jeden - widziałem że się przyglądałaś
zero - i czmychłaś w noc
chciałaś o coś prosić
nie prosiłaś
chciałem być milczący
nieobecny - zanikłaś jak najczystrze powietrze

zero jeden
jeden zero
plus minus
razy dwa razy pięć
zgubiłem się w labiryncie liczb
jeszcze dzielone przez chwil część
na jawie - jak duch przechadzałaś po pokoju

gdy lampa mą towarzyszką
zwierciadłem
dzwoni telefon
Poezja :

Papieros

Że niebo opadło na mą twarz
To już lustra wiedziały
Popękane od ciosów młotka ze stali.
Niczym piorun uderzeń sto
Opadł motyl drewniany.
I założyłem płaszcz skrzydeł nietoperza
I melonik wziąłem laskę w dłoń,
Otworzyłem drzwi - i powiało zimnymi ustami.

Przechadzałem się brukowaną drogą
- ha! prostytutka kilku latarni.
Stała cieniem.

Tam gdzie kazano mi iść poszedłem.
Niczym starzec przygarbiony wiekiem
Choć młodym byłem niewątpliwie
Lecz - już świat widziałem inaczej
Dokładnie nie wiem gdzie.
Dokładnie nie wiem w jakim celu.
Świat to świat. nie zmieni się.
Zostanę tylko ja -
Świadom jak to jest być życiową k****.


Na ławeczce gazeta litera za literą się gania
Pod ławeczką pet papierosa a za nim ślina rozmazana
Wziąłem do ręki - zapaliłem.
Włożyłem, wargi oblizałem - przełknąłem.
Co jak co - powiadam - dobra życiowa marka.



Poezja :

Ja współczesny młodością(żart)

Zabij mnie…

Proszę


Światło

Jasne…

Love…

Love…


Wbija się w moje powieki jak igła


Zimna i drażniąca…


Pustka


Zabij mnie…

Zgaś to światło

I pocałuj.


Już nie potrafię tak patrzeć na Ciebie

Słodko po przez próżnię.


Chce skończyć dotykać twego ciała…

Bo parzy wszystko, co nie realne…


Chce marzeniom przeciąć żyły

Niech się wykrwawią…


Tak jak ja krwawię.


Zabij mnie

Błagam

Zgaś światło

I zabij mnie


Bo nie mam sił

Kochać…

Życie smutne jest

Do dupy.


Ahh ehh ohh.

Be In Love

Death…


Komentarze
kontragekon : No mowa Alu, ja od wszystkich oczekuję CZEGOś WIĘCEJ :) W szczegól...
kontragekon : Podoba mi się coś, co w jakiś dyskretny sposób kpi, a nie coś, co je...
Nenar : Mnie się podobał najbardziej początek i koniec, to wtrącenie love, love,...
Poezja :

Zakryty liśćmi

W kominku dźwięku
szeptu spoconych ciał

mokra kołdra

nabity na pal
głos za ściany
spalony
zamienił się w kominowy dym.

ranek
po ranku wieczór
po wieczorze noc
ja siedzę dalej w tym samym miejscu
złożony koc na wersalce
niespocony

i czekam aż dotkniesz mnie
po głaszczesz po przytulasz
gdy opada jesieni puch
na umysł mój
zmęczony przykryty liśćmi

myśleniem rozmyśleniem
zmyślony

zmażesz pocałunkiem
moje złe myśli
nastroisz mnie pozytywnie
jak gitarę wyzwalając dźwięki
mych spojrzeń niespokojnych

i chciałbym aby ogień w kominku
nie wypalił się
aby stał na straży dumnie
i zwalczał chłód
naszych nagich ciał

noc przeminęła
obudził się ranek
swymi delikatnymi paluszkami
otworzył moje powieki
a potem twoje

i już wiedziałem
po co wstaję

Opowiadania :

Apokaliptyczne ja

Odleciało ode mnie parę słów. Gorzkich, ale trwale odcisnęły piętno na moim świecie. Czuję się potęgą - wiem, że mogę niszczyć. Prowadzić wieczne wojny z samym sobą, z ludzkością, światem materialnym. Mogę pisać wiersze, zimne, niszczące jak karabin, polując na każdą ofiarę. Zdolny aby ewoluować, przeobrażać się w bestie i pazurami drapać do krwi skórę każdego. Mogę splunąć brudem, który we mnie się zbiera. Ale we mnie - człowieku - bije coś, co mówi mi "przestań".

Poezja :

Muzealny Świat

Przechodzimy szeptem
drzewa wieszają się na wietrze
opierając swe dłonie o przestrzeń
kruki i wrony otulają krzykiem dzień

nasze dusze falami oceanu
trzymam cię za rękę
ty za mnie też i nie zimno
a wilcza noc przed nami jest

luna patrzy i tuli wszystkie nocne dzieci
modlą się i śpiewają pieśni
o snach które śnią w odmiennych światach
wyłączam telewizor pilotem
wszystko zanikło i muzyka przestała grać.

wtedy postawiłem na stole lampę
jej łuna oświetliła twoje ciało
przykryte zimnym powietrzem
i moje oczy zaczną pieścić
tam gdzie nie wita nas dzień

I będzie tylko mgła
we mgle taniec
w tańcu żądza dotyku nagich ciał
gdzie lament samotności odejdzie w szept

a drzewa zakwitną kwieciem
liście jesienne opadłe powstaną
i zaniknie zapomnienie
gdzie każdy gest będzie mieć swój cel

Zegar - na ramieniu ptasie skrzydła
czas - w żyłach płynie istotna krew
a ty uniesiesz się po przez
mój usypiający śpiew

I będziesz istnieć
jak nie jedno dzieło
Istniejąc w muzealnych światach
ludzkich
nie zawsze czystych
przemyśleń.




Komentarze
Death_Dealer : Nie można komuś mówic co byloby lepsze . Wiersz ma być wyrazem e...
Blady : Zawsze byłem zwolennikiem krytykowania słowem, a ni oceną Ja równ...
Blady : Hej Allanonie! Ciekawy wiersz, jak to napisała Zgredzia - są fragmenty...
Opowiadania :

Bilet na pociąg

Podejdę do niej. Powiem "Cześć", uśmiechnie się i przysiądziemy gdzieś aby spokojnie porozmawiać. To nic trudnego. No i co, że jest najpiękniejsza, nieziemska i wszyscy próbują ją zdobyć. Ale może czeka na mnie. Czeka, aż podejdę, poczuję moją obecność obok, odwróci się aby wreszcie usłyszeć z mych ust "Cześć". I wtedy zobaczę ten uśmiech, który nawiedza mnie przez ten calutki czas, gdy ją pierwszy raz moje oczęta u widziały.

Byłem pewny, że to fatamorgana, albo, zwidy z powodowane nadmiarem alkoholu. Ale przetarłem oczy z setki razy, nie znikała. Stała tam gdzie zawsze stoi. W miejscu gdzie jest jej tron, a ona królową, tylko książęta, rycerze wielcy napakowani doświadczeniem na polu walki, próbowali ją zdobywać. Jakby im wiecznie było mało. Bogactw, skarbów, terytorium. Ślinka z gęby im zawsze cieknie, jak psu, który patrzy na kiełbasę i z podniecenia ogonem porusza, jakby walczył niewidzialnym wojownikiem.
Poraziła mnie prądem, ona oczywiście o tym nie wiedziała, ale tyle voltów to mi nie przeszło od czasu gdy w dzieciństwie dla zabawy, wsadzałem szpilkę do kontaktu. Tu nadmiar natężenia napięcia, tej elektryczności spalał mi ubranie, skórę. Jakby ona sama była kontaktem a ja śrubokrętem.

Podchodź głąbie - słyszę swojego robaczka w głowie.

Zamieszkał we mnie od dzieciństwa, bo doszedł do wniosku, że raz - tu mu dobrze, dwa - uważa, że potrzebna mi wieczna księga porad. Ręce mi się pocą, kolana mi się uginają. Wyobrażam sobie, gdybym był drewnianą kukiełką, z tej giętkości kolan wszystkie śruby by wyleciały.

Kim jesteś - głos doradcy - mężczyzną czy chłoptasiem, który sika ze strachu w majty.

Mężczyzną - mrówie. Mam przecież, te włosy na klacie. Co ja mówię - mam wszędzie włosy tam gdzie powinny być.

No to na co czekasz? Myślisz, że list z priorytetem wysyła dla Ciebie? Ba! Może sama Ci go przyniesie. A ty sobie tu usiądź, sącz kolejne piwko i obserwuj jak podchodzą do niej mutanty, zażywający tablety na zanik włosów na czaszce i swoim wzrokiem już marzą o tym aby zostać zaproszonym do jej komnaty.

Tak, tak zrobię. Usiądę i będę obserwował. A co mi tam. Może to nie jest "ta". Ona i tak jest zbyt piękna dla mnie. A co tam. Samotnym też można być.

Jezu, rzygać się chce od twego ględzenia. Pierniczysz jak popieprzony. Ja wiedziałem, że jak wybiorę ciebie, to będzie wiele roboty, że do emerytury za pewnie nie dożyje, ale to ględzenie już mi otworem wychodzi - gdybym je miał oczywiście.
Chłopie - zrobisz tak. Podejdziesz do DJa i zamówisz jakąś wolną piosenkę.

Ale co ona może lubić? - pytam.

Nie ważne co lubi. Zamów piosenkę wolną - wtedy zaprosisz ją do tańca i wtedy będziesz mógł ją poznać bliżej. Ty ją, ona Ciebie. Taniec jest najlepszym sposobem, aby poderwać kogoś. Zabieraj się i złóż zamówienie.

Idę w kierunku Dj-a. Oczywiście idąc, myślę o niej i obserwuję ją. Może tak "przypadkowo" na mnie spojrzy. Nasze spojrzenia się spotkają. Wtedy włączy się we mnie NITRO i będę szybszy niż cisza, niż opadająca kropla deszczu z nieba, szybszy niż ci obleśni wojownicy, którzy ją atakują ze wszystkich stron. Wtedy weżnę swój miecz i przepędzę ich gdzie pieprz rośnie. A ona rzuci białą chustę i będę szybszy niż ta chusta opadająca ku ziemi.

Głośno. Muzyka bębni ze wszystkich stron. Podchodzę do mojego "druha" który pomoże zdobyć moją lubą. Ale ludu. Wielka kupa zamawiających. Żaden WC by tyle nie pomieścił. Jak ja mam tam wskoczyć? Jak przecisnąć? Krzyczę do niego - ale muzyka zagłusza mój krzyk. Jeszcze raz, jeszcze raz... to bezsensu.
Oglądam się do tyłu - jeden z mutantów już ją obejmuje. Cholera. Mało czasu. Boję się obejrzeć do tyłu jeszcze raz. A co jak oni się całują? Nie mogę pozwolić. Nie patrzę. Wskakuję w tą kupę łajna, kanibali songów, wiecznie głodnych zamówień. Spoceni, oślizgli, zachowujący się jak węże kopulujący. Ale po dłuższej chwili, już mokry od dotyku tych ciał, docisnąłem się. Zbliżam się do niego, zamawiam piosenkę, która ma być biletem do niej. On mi tylko pokazuje kciuk "OK" żując przy tym gumę, nie wiadomo ile już przeżutą. Przez małą chwilkę, zamienił się w obraz krowy, przeżuwający trawę, potem tą trawę wydala jamą gębową, i ponownie przeżuwanie. Ale ta krowa - dała mi bilet na pociąg, prawdopodobnie pośpieszny, więc szybko się odwracam i idę szybko na swoje miejsce. Nie patrząc czy oni się całują. Wolę nie wiedzieć.

No chłopie. Już jesteś blisko. Jeszcze chwilka.

Taa - mówię. Ale było źle. Im bliżej do zrealizowania mojego zamówienia, nogi podskakują jak opętane. Dłońie odrywają od butelki etykietę. Zawsze to robię, gdy się denerwuję. Albo gdy myślę o czymś intensywnie, i tak dochodząc do wniosku potem, że do niczego nie doszedłem. Do żadnej odpowiedzi. Czasami robaczek się odezwie. Radą rzuci. Ale zawsze są obawy, że i on jest mylącym się. Robaczek przecież umysłu wielkiego nie ma. Ale dzisiaj mam tylko jego.

W głośniku głos Dj - a. Zamówienie piosenki właśnie zostaje zrealizowane. Pociąg podjechał pod peron. Konduktor wyszedł z pociągu, krzycząc - prooooszę wsiadać!. Czas na mnie.
Wstaję, sięgam po butelkę i wypijam ostatnie łyki. Gdybym nie wypił, istniała by możliwość, że ktoś dla żartu wrzucił by jakiś narkotyk. Ale by miał ubaw. A ja - tygodniowe odtrucie na łożu szpitalnym. Więc opróżniam butelczynę do cna, poprawiam się, chucham na dłoń aby przekonać się czy czasami z buzi brzydko mi nie pachnie.

Przecież i tak z twej gęby alkohol się parą wydobywa - mówi.

Ale nie wystarczy spróbować, nie? - odpowiadam z irytacją.

Najważniejsza pierwsza noga. Jak pójdzie do przodu, pójdzie i druga.

Długo coś ci idzie.

Ano może ja już nie potrafię chodzić. Kaleką jestem. Jestem kaleką.

Gównem jesteś a nie kaleką - krzyczy do mnie. Weź się w garść, bo piosenka nie ma dwudziestu czterech lat. Gdybym miał możliwość, to bym ci kopa zasadził abyś wreszcie się ruszył z miejsca.

Patrzę na nią. Puszczona moja piosenka, moje zamówienie, a tam mrowisko w okół niej. Biją się, walczą zaciekle, z boku ktoś licytuje. Cooo? Nie dam się. Moje zamówienie. Dla mnie taniec się należy. Nie wam. Ta determinacja, była tylko kropką nad "i" aby noga się ruszyła z miejsca. Za nią druga jej kochanka. Za wolno chłopie. Coraz szybciej idę w jej kierunku. Jestem blisko. Mrowisko coraz większe. A ja pędzę ku peronowi, gdzie czeka na mnie pociąg. Jestem już kilka metrów od niej. Już jestem... wyciągam dłoń ku niej.

Spojrzała na mnie. Mój bieg, stał się wolniejszy. Pędziłem coraz wolniej. Skrzydła mi tym spojrzeniem odebrano. Odwrót. Zamykam oczy, i widzę tylko porażkę. To już koniec.

Jesteś chłopie beznadziejny. Miałeś taką okazję, a ty ją zmarnowałeś. Dupa z ciebie a nie facet. Gdybym miał możliwość to bym się od ciebie wyprowadził. Znalazł bym kogoś gdzie jest siebie godzien. Dupa dupa dupa dupa z ciebie i tyle.

Jego słowa do mnie nie docierały. Były nieme. Nie miały żadnej wartości, odbijały się o mnie jak piłki pingpongowe o ścianę. Zbyt daleko byłem myślami, aby czuć ich uderzenie. Pytam się - co zrobiłem źle? Odpowiada cisza ciszą.

Gwizdek konduktora rozległ się w tle - oooodjeżdżamyyy!!! - słyszę. Ona wsiada z kimś z mrowiska, a ja tylko siedzę i macham białą chustą.

Podchodzę do baru, zamawiam jedno, bo zastanowieniu się, doszedłem do wniosku, że zamówię pięć. Rzuciłem kasą, reszty nie trzeba powiedziałem. Czułem się jak zawiedziony amerykaniec. Odwróciłem się. I z wrażenia puściłem wszystkie butelki.
Komentarze
Mammawombwomb : Eeeeeh. To inna bajka. Tym razem sie nie wypowiadam (bo i tak na ogol mi to ni...
Stary_Zgred : Heh - niedoprecyzowanie pierwszego posta mi się kłania - powinnam był...
cross-bow : gdy bardzo kochany chlop zrani, to ona moze po czesci z zemsty / po czesci z...
Opowiadania :

Robal

Dzień.
Ufff ale się spociłam. Przykrył się całą kołdrą, że oddychać nie mogłam. Tlenu wołam, tlenu wołam. A on twardo śpi. A może nie śpi. Może wyzionął ducha. No ale czachę ma ciepłą, więc jest chyba wszyskto w porządku. Zaraz się obudzi i wykona te swoje poranne obowiązki. Wstanie – nałoży te swoje szkła, rocznik 1956. Najlepsze. Totalny klasyk. Na świecie mała ilość posiadaczy tego rocznika już jest. Z roku na rok coraz mniej. Zagrożeni wyginięciem. Włoży chuderlawe stopki w ciepłe kapcie i skieruje się w stronę łazienki. Poranne doprowadzenie ciała do porządku po przespanej nocy. Potem już przyszykowany i pachnący lawendą skieruje się do komody. Rozsunie szufladę. W szufladzie kilka pojemników z kolorowymi kapsułkami, z każdego pojemnika weżnie jedną. Położy na talerzyku, delikatnie, następnie wleje niegazowanej wody do szklanki i po każdej kapsułce popije łykiem wody, nie więcej. Podejdzie do otwartego okna, zacznie przysłuchiwać się głosom życia. Zaczerpnie powietrza. Krzyknąłby sobie – FREEEDOOM, ale już nie ta werwa. Młodość szybko przemija. I zacznie z lubością przysłuchiwać się ćwierkaniu ptaszków. Dla niego to symfonia. Dla mnie normalny element poranka. Kiedyś miał małego ptaszka. Ale odebrali mu bo miał uczulenie na pióra. Więc pozostały mu tylko śpiew ptaszków o poranku.
Po długim wsłuchaniu się muzycznej symfonii IX – jemu się zawsze wydaje, że ptaszki ćwierkają IX symfonię - odwraca się i zaczyna się szykować na śniadanie. Nigdy nie pamięta jakie menu jest. Potem będzie wiele krzyku, że śniadanie nie godzi się z menu. Nakłada na siebie koszule. Białą, wyprasowaną, pachnącą rokiem 1949. Potem sięga po kalesony. Szarawe już. Też ledwo zipią. Na zadzie kalesonów jest jeszcze klasyczna zapinka na dwa guziki. Używało się ją tylko w celu gdy nastąpił stan „pełnej gotowości”. Ale on nigdy jej nie używał. A teraz też jej nie użyje.
Przysiaduje na stołeczku, i wkłada w nogawki swoje chuderlawe, lecz umięśnione nogi. Wstaje i sięga po spodnie ze sztywnym kantem. Zakłada je. Zapina szelki, bo na chudym tyłku spodnie spadają. Sięga po sweter i zakłada go przez głowę. Patrzy na siebie w lustrze. Pojawia się myśl – przystojniak. Ale w majtkach przystojniak już się nie chowa. Taka kolej rzeczy. Czas nie ubłaganie szybko mija. Potem tylko czekamy na koniec. Oczekujemy go. Nawet nie oglądamy się już za plecy. Jak ma nadejść nadejdzie. I tak pewnie zaskoczy, jak to zawsze bywa.
I tak już trzeci rok jestem złączony z moim panem. Jak żona i mąż. W cierpieniu i radości. Aż do śmierci. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. A i on pewnie nie. Choć wątpię aby był świadomy tego, że ja istnieje. Że ma kogoś i wcale nie powinien czuć się samotny. Ale faktem jest takim, że nie drapie się, więc jestem pewien, iż nie wie o moim istnieniu. Ale młodość już dawno w nas odeszła. I razem egzystujemy w domu siwych włosów.

Południe.
Przysiedliśmy w fotelu w naszym pokoju. Zawsze siedzimy w stronę otwartego okna. On lubi patrzeć. I słyszeć swoją ulubioną melodie czyli IX symfonię. Wiatr coraz bardziej powiewał zasłoną. Zamknął oczy. Zasnął. W jego uszach zabrzmiały ćwierkanie ptaszków. Uśmiecha się i zasypia.

Noc.
Nie noc. Gdzie jestem. Cholera, jak tu cicho. I wilgotno. Cała mokra jestem. Tlenu wołam. Tlenu wołam.
- Śpij mój przyjacielu.- przemówił - Jesteśmy w naszym domu.
Nałożył na mnie swoją dłoń. Przytulił do siebie. A więc wiedział. Przez cały ten czas wiedział. Uśmiechnąłem się.
Zamknąłem oczy i wkroczyliśmy w świat naszej prawdziwej wiecznej przyjaźni.
Komentarze
Azazella : straszne...nieciekawe, jakieś takie szmirowate...
Stary_Zgred : Nic nie poradzę na to, że cenię sobie dobry pomysł. A tu jest dobry. I...
Poezja :

Bez tytulu


przy tobie pewnego jednolitego czasu
Cicho w k±cie odziany w ciemno¶æ

Le¿a³a¶ na wznak czekaj±c na dotyk
Na szacunek
Na delikatno¶æ
Na poca³unek niezaspokojony od nie dotyków

Twe cia³o krystalicznie nagie
Obna¿one przez g³ód twych pragnieñ
Smakowa³o w³asnymi d³oñmi
Wilgotno¶æ ksiê¿ycowej pe³ni…

Moje oczy zaczê³y ubieraæ ciê w czyst± rozkosz
Gor±cego p³omienia pal±cego siê w mych ustach
W czasie ocieraj±cych siê naszych cial
O smak porannej fili¿anki kawy

Opara³a¶ g³owê o moj±
z³apa³em d³oni± kosmyk w³osów
i znalaz³em siê na ¿aglowcu
w ramionach twój wiatr obejmuj±c.

Poezja :

Rozmowa

Jak masz na imię
(nazwa; istota; byt)?
Echo
Dusza
I jej brak
Pełnia akwareli
Rembrandt Rafael

Ich czas
Wieczny
Świat
Ludzki
Kanibalizm

Jak masz na imię?
Przemijanie starość strach
Nie wiem
Dusza
Jak wszystko wokół
Ty i ja
On ona
Niby wszystko młodzieżowe Ok.
Niby wszystko dobrze
Daj na luz
To pozostaje
Bo odchodzę
Ja słowem
Poezja :

1983

***1983


Kaloryfer zakręcił ojciec.

I pierworodny zaczął się miotać.
Jak sen.

I powiedziała czule matka
- nie bój się.
I zamknęła drzwi;
Juz nie pamięta które.

Wyszeptał;
cisza się uśmiechała
a w nim obudziła się ściana.

I zaczęła mówić:
że nie ma duszy
że ciała brak
i serca.

Ciepło się ulotniło,
I wszystko.

I niebo się otworzyło
Powstała droga słabości
A w kraju snu nie było głosu
Tylko czas który nie chciał minąć.

I powstał z łóżka
Zbliżył się do okna,
Już nie miał zostać tym kim chciał być.

Narodziły się w nim skrzydła demona
Bezsenności.

Komentarze
Faye : Całkiem ciekawa kompozycja...moim skromnym zdaniem wiersz zasługuje...
Poezja :

Dwa Kolory.

Dwa kolory

Biały i czarny

Ty i ja.


Samotne drzewa

Wtopione w nagrobki

Gdzieś tam

Daleko świat.


I symfonię ciszy ktoś gra

Na rozstrojonych skrzypcach.


W zimnym chłodzie

Kąpiemy się w fantazjach

Nie realnych

Oddalonych.

Deska tu deska tam.


Światło niby już zanikło

Nikt nie patrzy na nas pamięcią

Naszą śmiercią...


I dwa kolory

Biały czarny

Ty i ja

No i ten czas na zegarku który stanął.


Nie ma nas.

Pozostał tylko nasz rok stworzenia.

Albo przypadku.


Nie ważne;

Dla innych to i tak bezsensu.

Poezja :

Anioł

.................................
Komentarze
Izis : Nieudany czas Niedoszłego anioła Na drodze przebaczen...
Izis : Czegos tu chyba nie rozumiem...autor to przeciez mezczyzna Przepras...
Faye : ja rowniez nie napisalam wiersza pt "Aniol", ale wszytsko przede mna.......... :lol...