Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Mastodon - Leviathan

Mastodon, LeviathanO tym albumie było głośno na długo przed premierą. "Remission" był płytą, która pozwoliła zespołowi zaistnieć na rodzącej się scenie mathcore'owej, jednakże krążek nie zdobył popularności, jako że i gatunek ten był w powijakach. Niemniej jednak płyta zebrała świetne recenzje. Na swoim drugim pełnowymiarowym wydawnictwie zespół stanął przed nie lada wyzwaniem, gdyż tematem przewodnim albumu, zarówno w warstwie lirycznej jak i muzycznej miała być książka Melville'a "Moby Dick".
Nie jest tajemnicą, że stworzenie dobrego albumu konceptualnego jest bardzo trudne. Muzycy Mastodon pokazali jednak klasę i to wyzwanie nie okazało się dla nich problemem. Od strony muzycznej "Leviathan" pokazuje muzyczny rozwój zespołu. Kompozycje nabrały ogłady, zniknęła gdzieś ta dzikość, spontaniczność i to szaleństwo znane z debiutu.

Wydawać by się mogło, ze Mastodon korzysta z tych samych patentów co na "Remission", ale "Leviathan" jest dziełem bardziej progresywnym. Utwory, pomimo tego, że są pokręcone, to każdy z nich jest dopracowany w najmniejszym calu. Nie może więc być tutaj mowy o przypadku, chaosie, czy niechlujstwie kompozycyjnym. Co więcej - jak na ten gatunek muzyczny, płyta posiada bardzo czyste brzmienie, a  każdy instrument brzmi wyraziście - gitary są mięsiste, soczyste, perkusja brzmi naturalnie, nawet bas jest dosyć wyraźnie słyszany. Zmianie uległy partie wokalne - stały się one bardziej czytelne, mniej agresywne.

Na "Leviathan" pojawiło się kilka nowości - zespół poszerzył swoje horyzonty muzyczne. Oczywiście dalej mamy sporo sabbathowych riffow, jest jazzowanie, odrobina bluesa, mniej jest za to typowego mathcore'owego łamania rytmu. Nowinką może być zastosowanie czystych wokaliz jak choćby w takim "Naked Burn", utrzymanym w szantowym rytmie, odrobina techmetalowych motywów ("Island") czy nawet riffowanie w stylu Arch Enemy ("Megalodon"). Motywy te na tyle sprawnie się przenikają, ze nie można mówić o jakiejkolwiek niespójności.
Niewatpię, że dla wielu słuchaczy "Leviathan" jest jednym z najlepszych krążków ostatnich lat. Są jednak pewne rzeczy, które moim zdaniem podważają geniusz i perfekcje tego albumu. Podstawowy zarzut jest taki, że tego albumu się ciężko słucha. Im dalej brniemy w album, tym bardziej czujemy się zmęczeni. Muzyka, choć genialnie skomponowana, to jednak nie porywa na dłuższą metę, brakuje tutaj tego czegoś co miał "Remission" - tych emocji, pasji, szaleństwa. O ile na początku byłem oczarowany "Leviathanem", o tyle teraz, po prawie dwóch latach od wydania, rzadko wracam do niego. Kolejnym zarzutem może być brzmienie - największy atut zespołu w postaci perkusisty Branna Dailora jest schowany w tle. Podobnie ma się rzecz z wokalem, który traci przez to na mocy.

Z perspektywy czasu nie mam wątpliwości, ze "Leviathan" jest płytą bardzo dobrą, ale niestety nie przebija ona poziomem fantastycznego "Remission". Trzeba jednak zaznaczyć, że drugie dziecko Mastodona jest jednym z najlepszych metalowych koncept albumów jakie kiedykolwiek powstały. Niewatpię też, że to właśnie ten krążek stanie się "klasykiem" zespołu, gdyż pokazuje bardziej wielowymiarowe ujęcie muzyki niż "Remission".

Wydawca: Relapse Records (2004)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły