Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Goth'o'Mania - M25, Warszawa (14.04.2007)

Już od początku miesiąca odliczałam dni. Minął kwiecień, minęły święta, aż w końcu można było odliczać już tylko godziny, minuty, a potem sekundy dzielące od tego wydarzenia. Mowa tu oczywiście o Goth'o'Manii - z utęsknieniem wyczekiwanej po niezwykle udanej pierwszej edycji - przez wielu uważanej za najlepszą imprezę minionego roku.
W końcu nadszedł ten upragniony dzień! Wraz z dwójką DarkPlanetan (Phantomem i Unikate) mogłam wsiąść do pociągu zmierzającego ku Warszawie, by uczestniczyć w imprezie, o której tyle się już słyszało! Towarzyszył nam imprezowy nastrój. Podróż mijała nam bardzo przyjemnie - spędziliśmy ją na wspólnych rozmowach, piciu piwka i słuchaniu na MP3 playerach odpowiedniej muzyki (w ramach jakby małego before i wkręcenia się w odpowiedni klimat). Patrzyliśmy z utęsknieniem na zegarek, aby pojawiła się tam tylko 21:30 - moment w którym będziemy już w stolicy. Niestety, w czasie podróży zdarzyła nam się bardzo przykra rzecz - jakiś samobójca rzucił się pod nasz pociąg... Przez dwie godziny staliśmy w szczerym polu, 40 kilometrów przed Warszawą. Wobec tego do klubu dotarliśmy dopiero koło północy, przez co opuściliśmy kilka setów (m.in. Sthilmanna, Dobermanna i Agraxa). Nastroje imprezowe też trochę opadły... No, ale trudno...

Wreszcie dotarliśmy do klubu M25, w którym odbywała się impreza - muszę zaznaczyć, że w labiryncie uliczek na Pradze, trafić tam jest stosunkowo ciężko. W tym momencie chciałabym podziękować mojemu jak zwykle niezawodnemu przyjacielowi, który odebrał nas z dworca i podwiózł prosto pod klub. W innym wypadku pewnie w życiu byśmy nie trafili - lokal bardzo dobrze maskuje się w gąszczu ulic i billboardów. Kiedy wyszłam z samochodu i stanęłam naprzeciw M25... nogi się pode mną ugięły! Już sam widok klubu wewnątrz i wszystkich laserów przebijających się przez dźwięk mieszającej się ze sobą, pokręconej muzyki robiły ogromne wrażenie. W tym momencie wiedziałam już, żę po prostu chcę i muszę tam być! Zostawienie kurtek w szatni, przejście przez bramkę i już można nadrabiać stracony czas!

Zaczęłam oczywiście od zwiedzenia klubu! Lokal posiada dwupoziomową kondygnację, jest przestronny, a przede wszystkim dobrze nagłośniony, co przy tego typu imprezach jest szalenie istotne. W końcu DJe mają pole do popisu by zaprezentować swoje umiejętności. Przyznam szczerze, że to był najlepszy klub w jakim kiedykolwiek byłam!

Zwiedzanie zaczęłam od małej sali na dole. Od razu moją uwagę zwróciły przepiękne czerwone fotele i kanapy o bogato-złoconych zdobieniach i przede wszystkim tłum ludzi bawiących się z uśmiechami na twarzy! W pomieszczeniu tuż obok znajduje się słynne ogromne łoże, podwieszone na łańcuchach. Można było się na nim bujać, a także odprawiać inne perwersje. Toalety i umywalki też utrzymane na dobrym poziomie.

Po przywitaniu się z kilkoma znajomymi poszłam na górę. Już na schodach muzyka wgniotła mnie w podłogę! To tak, jakby dźwięki wsysały się w każdy atom mojego ciała! Góra urządzona jest w dość surowym stylu. Betonowa podłoga (tak jak w przypadku londyńskich klubów, czy też chociażby hangarze na Mera Luna, gdzie odbywają się afterparty) ma swoje ogromne plusy! Nie ma szans, aby poślizgnąć się na kałuży z rozlanego piwa! (o ile wcześniej nie wlało się w siebie nadmiernych ilości tego złocistego trunku). Sala bardzo przestronna, dobrze klimatyzowana, a wokół mnóstwo miejsca do odpoczynku po parkietowych szaleństwach! Jednym zdaniem - można bawić się póki starczy sił! Spodobały mi się metalowe schodki ustawione w pobliżu parkietu - idealne rozwiązanie, jeśli chodzi o miejsca siedzące, a w dodatku arcyciekawy element industrialnego wystroju!

Po zwiedzaniu nadszedł już tylko czas na zabawę! Cudownie bawić się w takich warunkach, przy takim nagłośnieniu i... z takimi ludźmi! Efekty wizualne, strumienie zielonych laserów, stroboskop, a także UV… Do tego jeszcze wizualizacje Trotuli - jak zwykle spisała się idealnie. Ta pani jest wręcz do tego stworzona! Za każdym razem potrafi naprawdę zadziwić.

Zabawę przerywały mi rozmowy z licznie przybyłymi znajomymi z całej Polski, a także wędrówki do baru, który trzeba przyznać - był bardzo dobrze zaopatrzony. Większość ludzi uważa, ze stanowczo tam za drogo. Ale trudno - tak to już jest, że za luksus trzeba płacić.

Jeśli chodzi o muzykę, to większość czasu przebywałam na dużej sali, dlatego też trudno powiedzieć mi co konkretnie miało miejsce na małej. Jednak z relacji innych osób i ogólnej oceny wnioskuję, że ludzie bawili się naparwdę rewelacyjnie. DJ Moon uraczył nas wieloma hitami. DJkę Sigmę miałam okazję usłyszeć już wcześniej na Sylwestrze Goth'n'Alter - wtedy również zagrała dobrego seta, ale teraz było jeszcze lepiej. Widać, że cały czas robi postępy, mając z pewnością dobrego nauczyciela. Black Hawk zaserwował nam wiele mocnych, zmiatających wręcz z powierzchni ziemi dźwięków - zatem jego set uważam za wyjątkowo udany. Nina X wniosła dużo świeżości - i co tu dużo mówić - również wypadła bardzo dobrze. Jak zawsze na tego typu imprezach leciało bardzo dużo Hocico, Combichrista i Suicide Commando, co akurat mnie osobiście ucieszyło. Przewijały się także klimaty psytrance/goa - te futurystyczne dźwięki wprawiały wiele osób w pozytywne zaskoczenie.

Najbardziej oczekiwanym przeze mnie setem była kompilacja zaprezentowana Leszka Rakowskiego. Myślę, że tej postaci nie trzeba przedstawiać nawet osobom, które tylko troszkę orientują się w takich klimatach. Rakowski jest bogiem konsolety - to co ten człowiek wyprawia za DJką przekracza ludzkie pojęcie! Widać, że on to czuje, kocha to co robi. I właśnie o to chodzi. A efekty są genialne. Przybyłe osoby rozgrzane do czerwoności, po prostu szał ciał! Zaproszenie Rakowskiego na imprezę było strzałem w dziesiątkę - odpowiednia osoba, na odpowiednim miejscu! Impreza na górnej sali zakończyła się o czwartej nad ranem - moim zdaniem trochę za wcześnie. Myślę, że tak samo uważa jeszcze wiele osób. Podobno kolejna edycja ma potrwać dłużej. Na dole tłum ludzi bawił się jeszcze przy rockowo-metalowo-gotyckich dźwiękach. A my ruszyliśmy w kierunku dworca... Choć ciężko było opuszczać to wspaniałe miejsce.

Ale to nie "żegnaj" a tylko "do widzenia", na jesień zapowiadana jest kolejna edycja, na której zamierzam się zjawić i tym, którzy jeszcze nie byli również radzę! Byłam bardzo zaskoczona, że w Polsce można zrobić tak dobrą imprezę - dlatego też w tym miejscu należy pogratulować organizatorom zarówno pomysłu jak i dopracowania wszystkiego. Teraz pozostaje tylko odliczać miesiące, dni, minuty i sekundy.


Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły