Wysłany: 2013-02-15 21:34
Norvegia:-)
Rok temu na pewnej rekonstrukcji bitwy z XV
wieku.
Mialem na sobie przez 15 godzin dziennie przez 3 dni zbroje.
Tak gnida potrafiła się nagrzać że pot po jaj...
płyną potokiem.
Nie mówię szło wytrzymać byli tacy co padali
ale mimo wszystko samo zaparcie w sobie
odgrywa kluczową rolę.
Ludzie byli dawniej bliżsi sobie. Musieli. Broń nie niosła daleko.
Wysłany: 2013-02-15 21:57
Mhm, ja mam podobnie z wyprawami górskimi, rowerowymi - mój rekord to nie spać przez 30 godzin, ale Korona Gór Polski zdobyta i przy okazji jestem w połowie drogi do zwiedzenia wszystkich Parków Narodowych i rezerwatów przyrody w Polsce. Raczej małe szanse, że w najbliższym czasie pociągnę ten temat, ale coś tam w życiorysie zostało fajnego :-)
Gra na instrumentach też wymaga samozaparcia, ale tu też nie ma co się spinać, a zamiast tego regularnie trenować.
od czasu do czasu warto wrócić do źródła
Wysłany: 2013-02-15 22:04
To sprzęt rowerowy konkretny masz?
Też gram na elektryku i bassie.
I popieram z tym treningiem.
Ok złożyliśmy z tematu.
Ciekawe jest to że nie potrafimy wczuć
się w taka sytuację osoby inaczej za wiarę.
Ludzie byli dawniej bliżsi sobie. Musieli. Broń nie niosła daleko.
Wysłany: 2013-02-15 22:16
Sprzęt rowerowy? - aktualnie w remoncie, nic konkretnego, ale poprzedni właściciel sprowadził tanio ze Szwajcarii, mam jeszcze gdzieś w piwnicy narty, do których specjalnie zamontowałem szwajcarskie wiązania wojskowe.
Wiara - no właśnie, jak dla mnie to element religii a religia to element kultury. Żeby poznać, to trzeba rozmawiać.
od czasu do czasu warto wrócić do źródła
Wysłany: 2013-02-15 22:19
Wiesz rozmowa jak najbardziej miło
porównać poglądy.
Ludzie byli dawniej bliżsi sobie. Musieli. Broń nie niosła daleko.
Wysłany: 2013-02-15 22:28 Zmieniony: 2013-02-15 22:49
A im bardziej się zgadzają tym fajniej :-)
Tylko wielu ludzi zapomina, że o dobre relacje też trzeba dbać na bieżąco. Wyszukiwać wspólne cechy, ale różnice też, żeby potem pamiętać, żeby sobie nawzajem zbyt często nie nadepnąć na odciski, hehe.
edit:
Ok, miło się rozmawiało, na dzisiaj mi wystarczy, muszę się trochę zdrzemnąć.
od czasu do czasu warto wrócić do źródła
Wysłany: 2013-05-29 20:29 Zmieniony: 2013-05-29 20:49
Dobra, dawno się nie wymądrzałem, a akurat jestem w temacie.
Podobno istnieje tendencja, żeby dzień życia Polaka kosztował ok. 1 PLN. Wiadomo, że kursy walut mogą być niestabilne, ale oby w granicach rozsądku.
Hmmm, gdyby tak było to po 1 roku miałbym 365 PLN na chrzest, mało, ale „pożyczyłbym” z komunii albo wspólnej puli i wpisał sobie minus, który później by się wyrównał.
Po ok. 5 latach życia od narodzin uzbierałbym ok. 1825 PLN i pewnie byłoby to wydane nieco później na koszty komunii, heh + prezenty :-), łiiiii :-)
Po ok. 15 latach życia chyba było bierzmowanie, wtedy miałbym na koncie ok. 5475 PLN – 1825 PLN = 3650 PLN chyba że bym wcześniej zaoszczędził na łyżwach.
Po ok. 30 latach ślub powiedzmy, że kościelny +/lub urzędowy, czyli 10950 PLN minus poprzednie uroczystości, zależy ile bym wydał (ja raczej nie będę miał, nie w tych czasach).
Po ok. 70 latach pogrzeb i wtedy miałbym 25550 PLN minus wszystkie poprzednie uroczystości, czyli powiedzmy zostałoby 10000 PLN.
Ewentualna niewykorzystana reszta byłaby w puli kościoła albo gdyby był jakiś kryzys wtedy, to powyższe uroczystości byłyby skromniejsze niż standardowo i tyle.
Dobrze by było, żeby zawsze można było sprawdzić ile ma się aktualnie na koncie „życiowym”, np. w lokalnej sieci albo kościelnych rozliczeniach na kompach.
I żeby parafie porównywały swoje stany majątkowe na bieżąco i wyrównywały poziomy w przypadku jakichś rozjazdów.
W ten sposób na kontach „życiowych” Polaków byłoby zawsze ok. 40 000 000 PLN i nie byłoby sensu tego ruszać.
Wiadomo, że niektórzy żyją dłużej lub krócej, ale to nie ma znaczenia, bo po śmierci i tak pieniądze wracałyby do wspólnej puli, obojętnie w jakim wieku by nastąpiła.
A co gdyby nie wykorzystać środków, np. nie chcieć mieć którejś z uroczystości?
Może sprawdzić co jeszcze oferuje kościół ze spraw duchowych, naukowych, etycznych?
Albo co jakiś czas po prostu chodzić do kościoła ze znajomymi, porozmawiać o sprawach duchowych i przy okazji sprawdzać jaki jest stan konta „życiowego”.
I decydować czy komuś innemu nie przydałoby się akurat więcej kasy na potrzeby duchowe z tych rozsądnych albo czy ktoś nie miałby pożyczyć.
Ale najlepiej byłoby zawsze mieć na koncie średnią ilość kasy potrzebną na pogrzeb i spoko.
Oczywiście regularnie trzeba byłoby wpłacać ok. 7 PLN tygodniowo do kasy kościelnej. Im wcześniej by się zaczęło, tym łatwiej byłoby zrozumieć system.
(Albo co poniektórzy księża skapnęli by się, że nie można se tak szastać wspólną kasą na nowy dzwon w katedrze, który i tak nie stroi, a daje po uszach na pół osiedla).
Odpadałyby wtedy koszty ubezpieczenia na życie w towarzystwach ubezpieczeniowych, pozostałyby tam tylko zdrowotne związane z systemem służby zdrowia.
Przy okazji po kilkunastu latach na pewno świadomość pozwalałaby na rozmowy na tematy etyczne z kapłanami i laskami z zakonów nie tylko na zasadzie władzy narzuconej z góry.
I nie tylko z punktu widzenia rzymskich-katolików, żydów, ale też greko-katolików, protestanckich chrześcijan, muzułmanów, ateistów i prawych Słowian, czyli tych którzy mają wpływ na okolicę.
W ten sposób być może mniejszości narodowe po pewnym czasie nie chciałyby w PL zakładać synagog, meczetów itp. tylko dla siebie, a konflikty religijne może by się zmniejszały.
od czasu do czasu warto wrócić do źródła

