Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Vorkreist - Sigil Whore Christ

Choćby nie wiem ile czasu człowiek próbował wyszarpać Morfeuszowi, choćby nie wiem ile kaw i innych energetycznych wynalazków nie wlał w gardło to i tak zawsze czasu na słuchanie ulubionego metalu będzie zbyt mało. Właśnie czynnik przesypującego się w klepsydrze piasku sprawił, że jeszcze do niedawna Vorkreist był mi zespołem znanym jedynie z nazwy, a nie z muzycznego oblicza. Zawsze na horyzoncie pojawiało się coś co wyprzedzało Francuzów w kolejce do mojego odtwarzacza. Jednak wszystko do czasu.
“Sigil Whore Christ” rozpoczyna intro, które mi osobiście skojarzyło się ewidentnie z zabójcami z Bay Area. Wprowadzenie to napędza utwór motorycznie na taki pułap,  że mam wrażenie, iż za chwilę z głośników buchnie ostry niczym brzytwa bosmana thrash. Tymczasem po chwili z głośników leci jadowity, kojarzący się z dokonaniami Mayhem oraz Satyricon black/death metal. Między innymi muzyczna wielowymiarowość (charakterystyczna dla obu przywołanych zespołów) stanowi największy atut także tego albumu. “Sigil Whore Christ”  nie jest  jednostajną, opierającą się wyłącznie na sile blastów jatką, która ostatnimi czasy nie jest w stanie na dłużej niż 20 minut przykuć mojej uwagi. Po momentach w których perkusista o mało nie rozbije swojego zestawu niczym Okrasa wołowiny na bitkę, następują momenty mniej rozpędzone, a bardziej bazujące na klimacie. Trochę zwolnień z charczącymi gitarami, trochę zapętlających zagrywek. Dodatkowo sporo dzieje się tu (oczywiście jak na ekipę black/death metalową) na drugim planie. Ot w takim „Deus Vult” czy „Dominus Illuminatio Mea” pojawiają się ciekawe wokalizy, które mogą kojarzyć się z bardziej awangardowymi reprezentantami blackowego poletka typu Virus. Tego typu wokale przewijają się także w innych kompozycjach. Trzeba jednak dość mocno wsłuchać się w ten album by te smaczki wyłowić.

Warto także zauważyć, że album zyskuje na ocenie z każdym kolejno wybrzmiewającym utworem. Po dość mocnym, ale bardziej jednostajnym graniu w dwóch otwierających album kompozycjach, pojawiają się utwory zdecydowanie ciekawsze, które jak chociażby zamykający całość „Scalae Gemoniae” powinny być ozdobą wszystkich tegorocznych festiwali.

Ocena: 8,75/10

Tracklista:
1. De Imitatione Christi
2. Maledicte
3. Deus Vult
4. Dominus Illuminatio Mea
5. Memento Mori
6. Ecce Homo
7. Per Aspera Ad Astra
8. Ad Nauseam
9. Scalae Gemoniae

Wydawca: Agonia Records (2012)

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły