Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Ayreon - 01011001

Każda kolejna płyta Ayreon jest wielkim wydarzeniem muzycznym. Tym razem apetyty były jeszcze większe, gdyż poprzednia płyta "The Human Equation" zbierała pochlebne opinie i w oczach wielu jest jedną z lepszych i ważniejszych płyt metalowych ostatnich lat. Cztery lata czekania, na następcę naszprycowanej gwiazdami płytki nie okazały się daremne.
Tym razem jednak Lucassen odchudził nieco skład, skupiając uwagę jedynie na wokalistach. Mamy więc tu między innymi: Renske (Katatonia), Tabora (Platypus, King's X), Van Giersberbena (ex-The Gathering), Englunda (Evergrey) czy Gildenlowa (Pain Of Salvation). Zdecydowana większość partii instrumentalnych nagrał sam Lucassem wspomagając się nieznacznie gitarzystami i klawiszowcami, spośród których najbardziej znanymi nazwiskami są Romeo (Symphony X) oraz Sherinan (ex-Dream Theater, Planet X). Za zestawem perkusyjnym zasiadł zaś po raz kolejny niezmordowany Ed Warby.

Ten z pozoru nieco mniej "galaktyczny" skład zapewnił jednak ponad sto minut dobrej metal-opery. Od razu jednak zacznę od stwierdzenia, że ci, którzy pokochali poprzedni album, mogą się poczuć troszeczkę rozczarowani. "01011001" jest raczej małym ukłonem w stronę przeszłości. W porównaniu do "The Human Equation" mamy do czynienia z nieco mniej urozmaiconym i rozmarzystym dziełem. Jest to płyta spokojniejsza, mniej melodyjna, ale zarazem bardziej patetyczna i dostojna. Rzeczywiście warstwa instrumentalna tej płyty jest bardziej oszczędna, ale dzięki temu, Ayreon powrócił do bardziej przestrzennego, odrobinę "kosmicznego" grania. Płyta przynosi o wiele mniej kontrastów muzycznych, ale jako konceptualna całość wydaje mi się rozwijać w sposób bardziej przewidywalny i logiczny niż to miało miejsce na poprzedniczce. No właśnie - przewidywalność można w tym wypadku potraktować zarówno jako zaletę jak i wadę. Lucassen nie zaskoczył bowiem niczym nowym, z drugiej jednak strony "01011001" wydaje się być najbardziej spójnym materiałem. Formacja odeszła nieco od piosenkowego charakteru utworów, ale to właśnie te krótsze kawałki (nie licząc otwierającego płytę "Age Of Shadows") wypadają lepiej. Choć zdecydowanie mniej melodii zapada tutaj w pamięć, to jednak wydaje mi się, że Lucassen zastosował tu lepsze rozwiązania rytmiczne - płyta bowiem, pomimo, że dość spokojna, to jest dynamiczna.

Lucassen po raz kolejny stanął na wysokości zadania i nagrał dobry materiał. Zaczynam jednak odczuwać, że Holender zaczyna wgryzać się powoli we własny tyłek przez co często powiela zgrane dawno pomysły. Sporo jest tu bowiem naleciałości z "Into The Electric Castle" oraz "The Universal Migrator", a krążek jest dość zachowawczy. Choć płyta jest dopracowana w każdym calu, to formuła metal-opery w wydaniu Lucassena zaczyna powoli przypominać rzemieślnictwo zamiast być czymś odkrywczym. Choć nie należę do fanów poprzedniego albumu, to jednak niósł on w sobie dużą dawkę świeżości i nowatorskiego spojrzenia na takie granie. Niestety tutaj tego jest mało.

Tracklista:

CD 1:

01. Age Of Shadows
02. Comatose
03. Liquid Eternity
04. Connect The Dots
05. Beneath The Waves (Beneath The Waves - Face The Facts - But A Memory... - World Without Walls - Reality Bleeds)
06. Newborn Race (The Incentive - The Vision - The Procedure - Another Life - Newborn Race - The Conclusion)
07. Ride the Comet
08. Web Of Lies

CD 2:

01. The Fifth Extinction (Glimmer Of Hope - World Of Tomorrow Dreams - Collision Course - From The Ashes - Glimmer Of Hope (Reprise))
02. Waking Dreams
03. The Truth Is In Here
04. Unnatural Selection
05. River Of Time
06. E=MC2
07. The Sixth Extinction (Echoes On The Wind - Radioactive Grave - 2085 - To The Planet Of Red - Spirit On The Wind - Complete The Circle)

Wydawca: Inside Out Records (2008)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły