Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Iluzjon - City Zen

Warszawski przedstawiciel artrockowego (tudzież progrockowego) grania - zespół Iluzjon - na początku 2005 roku nagrał tak właściwie swoją pierwszą oficjalną płytę "City Zen" (wcześniejsze dokonania to albumy demo). Wydawnictwo zawiera w sobie całą kwintesencję typowych dla Iluzjonu muzycznych dążeń - od brzmień charakterystycznych głównie dla rocka progresywnego, poprzez delikatną psychodelię, zgrabnie wplecione motywy jazzowe aż do elementów typowych dla ambientu. Nietrudno od razu wyłowić inspiracje i wzorce, jakimi kierowali się muzycy - Pink Floyd, Marillion, King Crimson to tylko zapewne niektóre z nich. Całość przywodzi na myśl specyficzny nastrój muzyczny rodem z przełomu lat 70. i 80. Jeśli chodzi o nawiązania współczesne, to pierwsze co przyszło mi do głowy po przesłuchaniu "City Zen", to skojarzenie ze stylem grania Brytyjczyków z Porcupine Tree.
Płytę rozpoczyna jeden ze żwawszych utworów na krążku - tytułowy "City Zen". Jest to sprawnie skomponowany kawałek, gdzie każdy instrument profesjonalnie odgrywa swoją rolę. Środek i koniec kompozycji wypełniają partie intrumentalne: bardzo zgrabnie zagrane (i dobrane) solówki gitary (każda jakby zupełnie w innym "odcieniu"), okraszone może trochę zbyt intensywnym dźwiękiem klawiszy, melodyjna i wyrazista ścieżka basu oraz zróznicowana w tempie i sposobie bicia partia perkusji.

Zdecydowanym faworytem jednak zdaje się być utwór "Now", a to głownie za sprawą łatwo wpadającej w ucho melodii wokalu Michała Dziadosza, który śpiewa z ujmującą prostotą (może dlatego właśnie to skojarzenie z zespołem Stevena Wilsona?).

Trzeci na płycie, "If", to spokojna progrockowa można by powiedzieć "balladka": pejzażowe tło klawiszy i spokojnie zaznaczająca się gitara, właściwie nic więcej tu nie potrzeba, aby osiągnąć taką refleksyjną, melancholijną atmosferę, na koniec kompozycji wzbogaconą lekkim efektem "zdartej płyty" i głębokim wyciszeniem.

Według mnie bardzo interesującą i jednocześnie intrygującą pozycją na "City Zen" jest utwór "Darkland" - ponad sześciominutowa, dość mroczna kompozycja, mająca w sobie dużą dozę zarówno mocy w formie i treści (refren!) jak i łagodności i wyważenia.

Piąty na liście, instrumentalny "After All", to twór dalece w swym brzmieniu i klimacie ambientowy, będący jakby swoistym intermission do dalszej części albumu.

Kontemplacji sprzyjają dwa ostatnie utwory: "Hope" i "Fire" - to najbardziej nastrojowe punkty na płycie, gdzie celem jest zwielokrotnienie i tak już pokaźnie nagromadzonej dawki nastrojowości. Sprzyjają temu takie zabiegi, jak płynące solówki czy też niekiedy wchodzący w barwę szeptu głos wokalisty. W rezultacie otrzymujemy wysublimowany muzyczny krajobraz, w sam raz nadający się na samotne wieczory przy aromatycznej herbacie

"City Zen" to z pewnością godny polecenia album, szczególnie dla wybrednych słuchaczy, dla których priorytetami w poszukiwaniu muzycznych wrażeń są profesjonalizm wykonania i wytworzenie swoistej atmosfery, pełnej harmonii, szczerych emocji i wyrafinowania.

Wydawca: Rock Serwis/Verglas Music (2000)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły