Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Opowiadania :

Sens nieszczęścia

 Wycieczki dzień pierwszy. Po męczącym, lecz w miarę interesującym zwiedzaniu zabytkowego miasta, dotarliśmy nareszcie do miejsca naszego odpoczynku – do hotelu.Jest ciepła, czerwcowa noc. Stoję przy oknie, opierając się lewym ramieniem o ścianę i leciutko uchylając białą firankę. Wyglądam zapewne, jakbym kogoś szpiegowała. A kogo tu tak pilnie obserwować? Księżyc w pełni, wesołe gwiazdki? Budynek restauracji z naprzeciwka i stojącą obok zaniedbaną lampę? A może pajęczynkę chodników i kilka drzew w oddali?
Nagle słyszę za sobą głuche łkanie i szybki oddech. Powoli odwracam się w pewności, że to któraś z moich klasowych lokatorek ma jakiś potworny problem, który przerasta jej możliwości i nerwy. Że ma kłopot, który próbuje rozwiązać sama, ale nie daje sobie rady.
Może to Monika, dziewczyna z pozoru bardzo pewna siebie, niekiedy nieprzyjemna dla nowo poznanych ludzi i niepoprawnie rozgadana dla jakiegoś chorego szpanu? Może to ona, ta, która kryje w sobie duszę romantyczki, bardzo przeżywająca wszelkie niepowodzenia i słowa krytyki? Ukrywająca swoją dziewczęcą wrażliwość pod grubą maską, którą stworzyli wszyscy ci fałszywi ludzie, z którymi miała do czynienia? Widzący w niej jedynie korzyść dla nich samych i ten jeden, któremu oddała zarówno serce, jak i ciało, a on odszedł bez słowa. Nie, Monika śpi, od czasu do czasu ciężko wzdychając do objętej przez jej smukłe ręce puszystej poduszki.
Mój wzrok pada teraz na Olę. Być może to ona, wielokrotnie uciekająca z domu, w którym dalecy od odpowiedzialności rodzice czczą smak chmielu i nieustanną walkę. Czyżby płakała z rozpaczy i bezsilności po kolejnych uderzeniach ojca za słabą ocenę z geografii? A jeśli po prostu nie chce tam wracać? Nie chce z pewnością, ale teraz z nieładu długich, ciemnych włosów wystaje przyjazna twarzyczka, a powieki nie pozwalają na odkrycie źrenic. Co innego z resztą ciała, które z powodu wysokiej – choć nocnej – temperatury odrzuca ciepło kolorowej pierzynki. Śpi.
Podchodzę do łóżka ostatniej z przyjaciółek. Położone na bok, drobne ciało Karoliny wydaje się być ułożone, zupełnie jak do zdjęcia. Leżące na samym środku, równomiernie przykryte… Nawet krótkie kosmyki włosów tej profesjonalistki są w całkowitym porządku, a złożone ręce oddzielają gładki, blady policzek od poduszki. Zapewne modliła się przed snem nawet leżąc, choć w życiu się do tego nie przyzna! Może to ona łkała przez sen, widząc już poza świadomością postać zmarłego przed kilkoma miesiącami brata, którego śmierci była świadkiem? Czyżby we śnie znowu widziała ten obraz wpadającego pod pociąg młodego samobójcy, którego nie była w stanie powstrzymać? Nie, pod oczami Karoliny nie widać żadnej łzy, wydaje się spokojna.
Nie rezygnuję jednak z nadawcy przykrego dla każdej duszy dźwięku łkania. Jeśli nie znajduje się on w moim pokoju, logiczna staje się myśl, że jest on poza tym miejscem. Mimo przestróg opiekunów przed zakłócaniem niezbędnej do porządnego wypoczynku ciszy nocnej, wymykam się z pokoju.
Automatycznie spoglądam w głębię lewej strony korytarza. Tuż przy rogu zauważam niknącą mi z oczu postać. Po cichu podążam w kierunku tajemniczej osoby. Starając się nie wydawać jakiegokolwiek dźwięku postanawiam sprawdzić, czy właśnie tej osoby szukałam przed chwilką wśród moich przyjaciółek.
Docieram już do rogu, za którym znikła. Pozostawiając ciało przyparte do ściany korytarza, na którym znajduje się mój pokój zaglądam w daleką przestrzeń prostopadłej części budynku. Tak, widzę. To wysoka, szczupła kobieta w burym szlafroku. Oplątana gęstymi, sprężystymi lokami czarnych włosów wygląda na osobę młodą. Nie jestem jeszcze do końca pewna, czy to właśnie ona płakała, ponieważ nie widzę jej twarzy. Z postawy i gwałtowności ruchów wynika jednak, że jest zdenerwowana, roztrzęsiona…
Jest już w dość dużej odległości ode mnie, więc decyduję się na dalsze podążanie za nią. Już po kilku krokach słyszę podniesione, niespokojne głosy i płacz dziecka:
- … i ucisz wreszcie tego bachora! Nie mogę przez niego spać! – gruby, niski głos swoim tonem potwierdza niezadowolenie zawarte w słowach.
- Myślisz, że to takie proste? Może mógłbyś się wreszcie wykazać jako ojciec i pobyć chwilę przy Małym, a nie tylko narzekać! – kobieta nie szczędzi wyrzutów. Tymczasem ja podchodzę powoli do drzwi, zza których dochodzą głosy. Numer sto pięć. Hm… obserwowanie obrazu za oknem z pewnością było mniejszym grzechem.
- Tak? A może ja nie chcę być ojcem! Mówiłem ci, żebyś usunęła ciążę! Jak mnie nie słuchałaś, to teraz zajmuj się dzieckiem! – po tej przykrej wypowiedzi nastaje chwila milczenia. Nie chcę słuchać dalej, nie mogę. Przygryzam dolną wargę i podążam dalej.
W świetle kilku lampek wypatruję kobietę, za którą wyszłam z pokoju. Od razu zauważyłam ją przy końcu długiego korytarza. Wydaje się, że zwolniła. W pewnym momencie trzyma się za głowę i okręca kilka razy. Zarówno dziwi mnie to zachowanie, jak i motywuje do dalszego obserwowania nieznajomej.
Zastanawiam się, co mogło przytrafić się kobiecie. Odrzucam kilka myśli nie mogąc znaleźć odpowiedzi. Z lekkiej zadumy budzi mnie męski, lecz ciepły szept:
- Co Ty tu robisz? – pytanie to zwala mnie z nóg. Co, jeśli to któryś z opiekunów? Odwracam się w stronę, z której dochodziło pytanie. Na szczęście ujrzałam tylko uchylone, drewniane drzwi oznaczone numerem sto jedenaście. – Kochanie, nie mogłaś zasnąć?
- Nie. Gdzie jest mama? Niech mi opowie bajkę… - słodki dziewczęcy głos i wspomnienie własnego dzieciństwa malują skryty uśmiech na mojej twarzy.
- Chodź tu do mnie… Słuchaj, pamiętasz jak mamusia mówiła, że jest zmęczona i była smutna? – słowa mężczyzny zagłuszyły niemal doszczętnie cichutkie dreptanie berbecia. Dziewczynka przeciągłym mruknięciem nie zaprzecza słowom rozmówcy. – Pamiętasz… Więc mogę cię zapewnić, że mamusia już jest uśmiechnięta i wcale nie jest zmęczona. Pewnie tęskni za nami tak mocno, jak my za nią. Kiedyś na pewno ją spotkamy…
- Tatusiu, ale kiedy? – smutek w głosie dziecka nie daje się ukryć. – Ja chcę ją teraz…
- Też bym chciał, kochanie. Ale nie smuć się, mamusia na pewno jest szczęśliwa… Ona jest zawsze przy tobie, pamiętaj o tym! – ojciec dziewczynki usiłuje zachować optymistyczny ton głosu.
- To gdzie ona jest? – mała nie ustępuje. – Dlaczego ona mnie widzi, a ja jej nie?
- Córeczko, mamusia jest tam, w niebie. My też tam kiedyś będziemy, nie martw się o to. Musisz być tylko grzeczna, to na pewno kiedyś się tam dostaniesz… Chcesz spać ze mną?
Chwilka, gdzie jest ta zapłakana nieznajoma? Zupełnie znikła mi z oczu. Prawdopodobnie doszła już do samego końca korytarza i skręciła. Mam tylko nadzieję, że nie weszła do któregoś z pokoi, bo to utrudniłoby mi dalsze szpiegowanie.
Na palcach podbiegam do skrzyżowania dwóch korytarzy. Spoglądając to w prawą, to w lewą stronę, zauważam szerokie drzwi wyjściowe. Wystarczyło delikatne drżenie klamki, abym wiedziała, że właśnie tam jest nieznajoma kobieta. Spokojnie podchodzę do drzwi, za którymi – jak podejrzewam – się znajduje. Przykładam do nich prawe ucho, a dłonie opieram tuż przy twarzy. Nieświadomie otwieram usta i całym umysłem skupiam się na scenie za drzwiami.
- Mamo…? Cześć, obudziłam cię? Oj, to przepraszam, ale muszę ci coś powiedzieć! To po prostu niesamowite!
Co proszę? Niesamowite? Dopiero, co płakała, a teraz się czymś zachwyca? W głosie nieustannie dźwięczy podniecenie i… radość!
- Jacek mi się oświadczył! Naprawdę! – nie sposób nie usłyszeć pełnego szczęścia głosu. Wydaje mi się, że przykładanie ucha do drzwi było całkiem zbyteczne.
- Oj wiem, że nie mamy jeszcze dość pieniędzy… Ale wiesz, że miał niedawno podwyżkę i może już w październiku… Jestem taka szczęśliwa…
Każde słowo tajemniczej kobiety. Podkreślam – każde – wprawiło mnie w niemałe zaskoczenie. Spodziewałam się kolejnej strasznej tragedii, a tu… oświadczyny?
Nie słucham już dalszej rozmowy telefonicznej. Z resztą pojedyncze słowa i mruknięcia jednoznacznie wskazują na dłuższą wypowiedź ze strony matki kobiety, do której słów nie mam najmniejszego kontaktu. Zastanawiam się, co to za kobieta… Podczas kolacji nie zauważyłam jej w stołówce, mimo starannych obserwacji. Kto to może być?
Musiałam się naprawdę silnie zamyślić, gdyż z rozważań obudziło mnie dopiero otwieranie drzwi, o które się opieram. W ostatniej chwili odskakuję w bok, a po spojrzeniu na twarz kobiety zastygam w kompletnym bezruchu. Nagle otrzymuje pełną odpowiedź na powyższe pytanie. A więc kim ona jest? Moją nauczycielką od chemii.
Wzrokiem odprowadzam rozanielone ciało pani Agnieszki, która nie zaszczyca mnie w tym momencie ani jednym spojrzeniem. Tak, to ta ostra jędza, której tak nie cierpiałam. Podejrzewam, że moje źrenice wielkością przerastają już krążki płyt mojej ulubionej grupy rockowej. Kobieta, która nie pozwala poprawiać nam ocen, kobieta, która nigdy nie wdała się z nami w rozmowę o życiu osobistym, kobieta, która zazwyczaj wydaje się smutna… niedługo wyjdzie za mąż!
Pamiętam dokładnie, jak jeszcze parę tygodni temu, myśląc, że ubikacja jest oczyszczona z żywego ducha, gorzko chlipała. Dzisiaj beztrosko okręca się miedzy hotelowymi ścianami, jak mała dziewczynka. Płacze, owszem, ale teraz wszystko wskazuje na to, że były to łzy… radości! Że też nie poznałam jej po tych czarnych włosach… Ale w sumie zwykle upina je w ciasny kok, z którego trudno rozszyfrować długość pasm.
A Jacek? Kim może być tajemniczy Jacek? Ledwo zadałam sobie to pytanie, od razy w głowie pojawił mi się znajomy obraz wychowawcy. Tak, to musi być on! Przecież tak często widywałam go z panią Agnieszką… Nie podejrzewałam wtedy, że są to prywatne spotkania… Zawsze myślałam, że są po prostu znajomymi z pracy… A to ci niespodzianka!
Pani Agnieszka znikła już za rogiem. W chwili, w której znikła mi z oczu, powróciły obrazy ludzi, którzy w tym samym budynku przechodzą życiowe rozterki, smutki, upokorzenia i bezlitosne wspomnienia. Jestem pewna, że gdyby pani Agnieszka jakiś czas temu również ich nie przeżywała, byłaby dziś mniej szczęśliwa, niż gdyby całe jej życie było usłane różami.
To jest cały sens nieszczęścia. Istnieje tylko po to, abyśmy doceniając szczęście, cieszyli się nim jeszcze bardziej.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły