Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Nocne łowy

Obudził się po drzemce po pracy. Pełen sił i energii. Była godzina dwudziesta. Pomimo ciemności panującej w pokoju, podszedł do laptopa, żeby sprawdzić wiadomości. Delikatna, blada poświata bijąca z matrycy komputera oświetliła pokój i jego bladą twarz. Pracował jako informatyk, od zawsze lubił nowinki techniczne. Niczym się nie wyróżniał: wysoki, szczupły, jego długie ciemny blond włosy spływały na ramiona, a piwne oczy przeszywały każdego. Marius, bo tak się nazywał, zawsze ubierał się na czarno, a za dnia miał ciemne okulary. Jedyne co go wyróżniało, to blada cera i niechęć do ostrego światła. Śmieszyły go bajki o tym, że światło zabija wampiry. On miał tylko wrażliwe na nie oczy, za co doskonale widział w nocy. Swoje ofiary wyszukiwał na portalach randkowych w internecie. Tym razem jednak postąpił inaczej: uznał, że upoluje coś na imprezie w okolicznym klubie. Włączył cicho na notebooku spokojne ballady jego ukochanej gotyckiej muzyki. Umył się i ogolił. Jego ubranie składało się z czarnych dżinsów, ciężkich glanów i czarnej koszuli w połowie rozpiętej. Jako dodatki u spodni wisiał mu łańcuch, na szyi obroża, a na nadgarstku pieszczocha. Wyszedł z domu na polowanie, czuł głód. Idąc przez miasto zwracał uwagę ciemnymi okularami, ale miasto nocą bywa jaśniejsze niż za dnia. Dotarł do klubu. Skąpo odziane w lateks dziewczyny oglądały się za nim z ciekawością. Przyciągał je, lecz nie interesowały go. Podszedł do bramkarza wpuszczającego na imprezę ludzi i pobierającego opłatę za wstęp.
-Cześć- rzucił i uścisnął dłoń bramkarzowi, za co ten odpowiedział i wpuścił bez opłaty.
Lokal składał się z dwóch pomieszczeń i sali tanecznej. Były to duże pomieszczenia, panował w nich półmrok i mgła dymu papierosowego, całość dopełniała dość głośna muzyka o mrocznym klimacie. Podszedł do baru.
-Hej-przywitał się spokojnym głosem barman- co dla ciebie ?
-To co zwykle- padła odpowiedź z ust Mariusa.
W tym momencie barman podszedł do lodówki i wyciągnął butelkę zimnego piwa, otworzył ją i podał. Marius wziął złoty trunek i poszedł szukać ofiary. Poszedł na salę taneczną, gdzie drażniły go światła stroboskopu. Miał dokładnie określony typ swoich celów: młoda, samotna, spragniona przygód i kochająca tematykę wampirów, lecz niewierząca w nie. To było konieczne, żeby się nie dać zdemaskować, ponieważ Marius mimo swojej natury, że nie był już człowiekiem, nie wyzbył się ludzkich uczuć i nie potrafił zabijać z zimną krwią.
Wyczuwał pare takich, ale jedna zwróciła jego uwagę. Podszedł i się zapytał, czy może się dosiąść, a dziewczyna zgodziła się. Dosiadł się popijając piwo. Zaczęli rozmawiać o muzyce, poezji, literaturze, o sobie. Byłą to dość wysoka blondynka o długich włosach i zielonych oczach. Ubrana w długą, czarną suknię z głęboko wyciętym dekoltem i gorsetem zwracała uwagę. Wyglądała drapieżnie, a zarazem delikatnie niczym kotka. Marius zaproponował dziewczynie piwo, zgodziła się, więc poszedł do baru i chwilę później wrócił z dwoma butelkami. Rozmawiali dalej, gdy piwo się skończyło zaprosił na parkiet. Podszedł do znajomego kierującego imprezą z prośbą o jakiś spokojny utwór. Kierujący zaproponował „Elizabeth” XIII Stoleti. Marius uwielbiał tą kompozycję o prostocie i magii średniowiecza. Porwał dziewczynę na parkiet. Ręce ułożył na jej plecach delikatnie przyciskając do siebie, a ona zaplotła ręce na jego karku. Patrzyła w jego oczy. Przyciągały ją. Utwór skończył się, zaczął następny: „Nymphetamine”. Zaczęła się o niego ocierać jak kotka, Marius rozpiął mocniej koszulę i objął ją w biodrach. Nie mogła się oprzeć, musiała skosztować jego ust. Drapieżnie się do nich dobrała jedną dłonią trzymając go za kark, drugą błądząc pod rozpiętą koszulą. Całując czuła jego energię. Nie czuła lęku. Około pierwszej w nocy, chciała już wracać do domu licząc, że Marius zechce ją odprowadzić. Wiedział, co myśli i zaproponował to. Poszli obejmując się. Nie mieszkała daleko, zapytała się, czy nie wpadnie na chwilę do niej, więc Marius w sklepie całodobowym kupił butelkę czerwonego, słodkiego wina.
Weszli do jej mieszkania. Nie było duże, ale przytulne. Usiedli przy stole, otworzył wino, nalał do podanych przez nią kieliszków. W tym czasie ona zapaliła świeczki w pokoju. Marius uwielbiał świece. Po opróżnieniu kieliszków delikatnie chwyciła go za dłoń i poprowadziła do łóżka, gdzie usiadł. Przytuliła się. Delikatnie głaskała go dłonią po ramieniu, raz po raz bawiąc się jego włosami. Znów zatopiła się w jego ustach. Położył się, Ona go przyparła do podłoża. Delikatnie i ostrożnie zaczęła rozpinać jego koszulę guzik po guziku. Nie odczuwając sprzeciwu uznała, że Marius zgadza się na to, co ona robi. Czując, czego ona chce Marius rozwiązał jej gorset, nie protestowała. Delikatnie mruczała mu do ucha. Zdjął z siebie koszulę, ona wtopiła pazurki w jego ciało delikatnie podgryzając szyję. Ostrożnie rozpiął jej suknię i zsunął z jej ciała. Uwolniła go na chwilę, żeby podejść i przynieść na stolik obok łóżka wino. On w tym czasie rozebrał się i nakrył kołdrą. Kiedy wróciła, zrzuciła z siebie resztki ubrania. Zatopiła się również pod kołdrę w ramiona Mariusa i całowali się dalej. On błądził dłonią po jej rozpalonym ciele, ona odwdzięczała się tym samym. Położył ją na plecach, wziął wino i delikatnie skropił jej ciało. Zimn płyn sprawił, że dostał gęsiej skórki. Następnie zaczął ostrożnie zlizywać to wino, ona rozpływała się z rozkoszy. Zaczął całować jej szyję, na co ona drapała go z wyczuciem po plecach. Zszedł niżej, całował całe jej ciało, ona bawiła się jego włosami rozkosznie mrucząc. Przewróciła go na plecy ręce przywarła do pościeli, tak, że nie mógł się ruszyć i spojrzała dziko i drapieżnie w jego oczy. Oplotła go namiętnie niczym bluszcz. Ocierała się o niego jak kotka żądna pieszczot. Przewrócił ją na plecy i całując rozpoczął namiętny, miłosny taniec. Czuła jak wzbiera w niej energia, on czekał, żeby się tą energią nasycić. Wreszcie nadszedł moment, gdy energia osiągnęła punkt kulminacyjny i eksplodowała doprowadzając ją do ekstazy, a Marius pochłaniał tę energię. Niestety krew była koniecznością. Choć odrobina.
-Lubisz Słońce wampiry ?- zapytał
-Kocham opowieści o nich i ten tajemniczy klimat, jaki je otacza-odpowiedziała-a co ?
-A wierzysz w ich istnienie ?- padło z jego ust pytanie. Każdą z jej odpowiedzi znał, zanim otworzyła usta.
-Nie... To tylko literatura, mity-odrzekła.
-A pobawimy się w wampirka? - zapytał kusząco- Dasz skosztować słodycz Twojej krwi ? Nie będzie bolało, obiecuje.
Zgodziła się. Marius wyciągnął z kieszeni spodni leżących koło łóżka mały skalpel, pocałował ją soczyście w usta, a następnie delikatnie i ostrożnie naciął jej skórę na nadgarstku. Nie gryzł, nie mógł się zdradzić. Delikatnie i ostrożnie naciął jej nadgarstek. Czerwona krew zaczęła ściekać po bladej skórze cieniutkim strumieniem. Jego hipnotyzujące oczy sprawiły, że nic nie poczuła. Zaczął zlizywać życiodajny płyn z jej ręki głaszcząc ją. Zlizał niewiele, tylko tyle ile mu było konieczne. Nie zaszkodziło jej to. Marius nie chciał szkodzić, po prostu chciał przetrwać. To była konieczność. Nigdy nie starał rozkochać w sobie ofiary, ani też poczuć coś do niej. Śmiertelnicy żyją zbyt krótko i szybko się starzeją. Dlatego uważał swoją moc za przekleństwo. Nigdy nie mógł osiągnąć szczęścia, przez całą wieczność. Teraz żywił się kolejną ofiarą. Nienawidził tego, co robi, nienawidził siebie, ale to było silniejsze niż on. Dochodziła godzina piąta. Mariusowi zależało na tym, aby wrócić do domu przed wschodem słońca, przed tym, kiedy miasto się obudzi. Przeprosił ją, że musi iść i powiedział, że musi iść do pracy. Podziękował za wszystko i się ubrał. Na pożegnanie dał jeszcze jeden mocny pocałunek lekko nadgryzając jej wargę, by poczuć słodycz jej krwi. Wyszedł. Słońce już pojawiało się nad horyzontem, więc założył okulary i zamyślony podążał do domu. Kiedy wrócił spojrzał na nowe wiadomości, nic ciekawego nie znajdując. Położył się, lecz długo nie mógł zasnąć. Na szczęście tego dnia miał wolne, a wymówka z pracą była po to, żeby nie mieć styczności ze słońcem, które go drażniło. Długo nie mógł zasnąć dręczony wyrzutami sumienia i poczuciem winy. Cierpiał krzywdząc innych, a inni go nie rozumieli. Tak skończyło się kolejne polowanie Mariusa w walce o przetrwanie w świecie, który był mu złowrogi, w świecie, który był straszniejszy niż on, świecie, który go przerażał.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły