Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Nile - In Their Darkened Shrines

Takiego czegoś muzyka metalowa jeszcze nie widziała! Po nagraniu dwóch bardzo dobrych krążków Nile wbili się zasłużenie do panteonu najlepszych zespołów deathmetalowych. Chyba jednak mało kto przypuszczał, że Sanders i spółka nagrają album, który praktycznie z miejsca stał się klasykiem i poddał w wątpliwość geniusz innych zespołów.
"In Their Darkened Shrines" to album wyjątkowy, którego można kochać lub nienawidzić, ale wypada chylić czoła nad jego bogactwem, rozmachem i oryginalnością. Bez wątpienia jest to największy deathmetalowy monument dotychczas, gdzie intensywność, brutalność przenika się z techniką i przepotężną symfoniką.

Już od pierwszych dźwięków "The Blessed Dead" mamy świadomość, że obcujemy z czymś niezwykłym. Wykręcone riffy, monstrualny ciężar, zawrotna prędkość, fenomenalna technika, oraz niemalże barokowy przesyt dźwięków. Obok takich rzeźnickich kawałków jak wspomniany wcześniej "The Blessed Dead", "Execration Text", "Churning The Maelstrom" czy "Kheftiu Asar Butchiu" znalazło się miejsce dla bardziej klimatycznych "Sarcophagus" czy "I Whisped In The Ear Of The Dead" i dwóch epickich molochów - "Unas Slayer Of The Gods" oraz utworu tytułowego. Pomijając fakt, że pod każdym utworem leży konkretny pomysł i nawet uprawiając brutalny death metal można nadać utworom tożsamości, to nagranie dwóch ponad dziesięciominutowych utworów przechodzi najśmielsze oczekiwania. Obydwa utwory są też najmocniejszymi punktami albumu, dobitnie pokazującymi perfekcje kompozycyjną muzyków, umiejętność łączenia teoretycznie zupełnie nie powiązanych ze sobą stylów, a jednocześnie sprawić, że te utwory są wyjątkowe.

Geniusz tego albumu jest jednocześnie pułapką, w którą zespół sam się zapuścił. Wszystkie bowiem atuty tego krążka można też odczytać w sposób negatywny. Prawdą jest bowiem, że Nile zaczęło powielać pewne swoje schematy, prawdą jest także, że nie każdy przetrawi tą muzykę - nie ma co ukrywać, że bogactwo tego albumu, jego przepych jest męczący trochę w odsłuchu. Jakby nie patrzeć, obcujemy przecież z blisko godziną brutalnego death metalu. Jedynym prawdziwym mankamentem tego krążka jest jego „muliste” brzmienie, nie zawsze ułatwiające odbiór muzyki.

Obiektywnie patrząc, trzeba jednak powiedzieć, że jest to największe dzieło zespołu. "In Their Darkened Shrines" nie jest może zagrany z taką werwą jak "Black Seeds Of Vengeance", jest bardziej rozbudowany, ale i trudniejszy w odbiorze. Intensywność tego albumu sprawia, że nawet fani gatunku mogę mieć problemu z jego przyswojeniem. Jeśli jednak chodzi o poziom kompozycji, to Nile ustawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko.

Wydawca: Relapse Records (2002)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły