Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Opowiadania :

Nieczystość

„Jedyne czego pragnę, to sen, mój Książe. Sen w twoich ramionach. Płatki róż dotykające ust i głos w mym sercu, który każe mi iść do przodu, nowy dzień, nowy miesiąc, nowy rok…

Dekady, wieki, milenia… Tak bardzo cię kocham, jestem twoja. Jestem tu po to aby spełnić wszystkie twoje pragnienia. Zanurz się w moim ciele, burzy moich włosów, nasyć się barwami moich zmysłów, poczuj aksamit skóry… Teraz jesteśmy tylko ty i ja. I szał zmysłów. Zamknij, oczy mon cherie…”

Natalie otworzyła oczy. Była sama. Jak zwykle, gdy promienie rannego słońca wkradały się nieśmiało do hotelowego pokoju. Niczym figlarna kotka, z cichym pomrukiem wyciągnęła się w szkarłatnej pościeli. Zanurzyła twarz w delikatnej poszwie poduszki.

Nadal czuła jego zapach. Była sobie wdzięczna, że tak szybko zapomina. Pozwoliła sobie na chwilę roztargnienia gładząc opuszkami palców fakturę pościeli, jak co rano.

Po chwili wstała. Opuściła nagie stopy na zimną podłogę. Uśmiechnęła się.

Chłód parkietu urzekał, zniewalał i przynosił ukojenie rozedrganym zmysłom. Czarna koszulka nocna opinała jej cienką kibić. Zawsze miała sentyment do jedwabiu.

Z melancholijną miną ruszyła do łazienki. Zostawiła otwarte drzwi. Ot taka mała, prywatna paranoja. Zsunęła cienkie tasiemki z ramion, błyszczący materiał spłynął po jej kształtnych biodrach wprost na szary kamień płytek.

Pierwiastek sacrum i profanum…- pomyślała. Myślała w tych kategoriach o wielu rzeczach, także o swoim życiu. Co było sacrum? Chris, jej kochany mąż, świętość wręcz namacalna, do czasu owego listopadowego popołudnia.

„Nie mógł tego przeżyć, nie miał żadnych szans”…

A potem tylko łzy, gorycz i ból.

Profanum? Zdecydowanie praca… Oddawała się już tyle razy, początkowo z frustrującej rozpaczy-potem nie tłumaczyła sobie tego łzawymi banałami. Żyła z tego, poza tym sprawiało jej to przyjemność. Przyjemność tak wielką, że choć wiele razy próbowała od tego uciec, zawsze wracała.

Z początku próbowała usprawiedliwiać się iluzją niesienia pomocy. Próbowała wmówić sobie, że zastępy mężczyzn potrzebują jej ciała, że dawała im ukojenie, jakiego nie potrafiły dać im ich szare małżonki. Z czasem doszło do niej, że to żałosne, mamić własne zmysły żenującymi mirażami. Przyjęła swoją rolę z pokorą, ale i ogromną radością.

- Jestem dziwką i dobrze mi z tym… - mówiła.

***

Josephine już czekała. Kawiarnia przepełniona była wonią jej kwiatowych perfum. Natalie wypatrzyła ją od razu, jak zwykle błyszczała; nienaganny makijaż, gustowna garsonka, spódniczka i szpilki… tak, szpilki… wszyscy wiedzieli o jej obsesji.

- Spóźniałaś się… -mruknęła Josephine gdy tylko Natalie usiadła. Na stoliku leżała już gruba, biała koperta.

- Jacues Gaston, lat trzydzieści cztery, rozwiedziony, bezdzietny, bajecznie bogaty…- wyrzuciła z siebie Josephine, zaciągając się dymem z cienkiego papierosa.

Natalie skinęła głową, wyciągnęła z torebki zwitek banknotów i rzuciła na stolik.

- No, no, no… twój generał nie poskąpił ci uznania…

- Dziwisz się?- Natalie odrzuciła na plecy burzę ciemnych włosów. Była idealna. Aksamitna, skóra, ciało niczym u greckiego posągu, śliczne orzechowe oczy otoczone czarnymi rzęsami; Jak u sarenki, mawiali klienci.

- Nie, nie dziwię się, Natalie.- Na jasnej twarzy Josephine pojawił się uśmiech.

***

Restauracja była jedną z tych, które powstają ku uciesze burżuazyjnych sfer wyższych, potępieniu duchownych i zawiści ludzi biednych, których nigdy w ich szarym życiu nie będzie stać na skonsumowanie w tym miejscu choćby kanapki z tuńczykiem.

Ociekała przepychem, luksusem i pseudo barokową tandetą.

- Jesteś piękna…- wyszeptał Jacues Gaston, lat trzydzieści cztery, rozwiedziony, nachylając się w stronę swej uroczej towarzyszki. Natalie zaśmiała się dźwięcznie, odchyliła się lekko w tył i niby niechcący musnęła udo mężczyzny czubkiem wysokiego, skórzanego buta w kolorze ciemnego brązu. - Grę czas zacząć, ruch pierwszy.

- Przepraszam… - Dziewczyna uniosła brew.

- Ależ nie ma za co, ma cherie.

- Naprawdę?

- Oui mademoiselle…

- Madame - poprawiła.

- Madame…

Dziewczyna zagryzła dolną wargę z lubością obserwując trzęsące się z podniecenia dłonie mężczyzny.

- Panie Gaston…-zaczęła.

- Dla pięknych dam-po prostu Jacues.

- Więc, Jacues, chyba nie mam ochoty na kolację. W zamian za to wolałabym spacer.- Zmrużyła lekko oczy.

- Spacer?- powtórzył z niedowierzaniem.

- Oui milord, spacer.- Natalie wyciągnęła z torebki karminową szminkę i przejechała nią po swych perfekcyjnych ustach. Ruch drugi.

Mężczyzna kurczowo zacisnął dłoń na oparciu fotela.

- Oczywiście ma cherie, to grzech odmówić pięknej damie.

***

Paryż jest piękny nocą. Za każdym razem gdy kolejna osoba wypowiada to zdanie, nabiera ono nowego wymiaru, nowego znaczenia. Natalie i jej partner szli, rozmawiając cicho. Konwersację co chwilę przerywały wybuchy głośnego śmiechu. Przystanęli, dziewczyna schyliła się wypinając pośladki i poprawiła skórzany but.

Ruch trzeci.

Rzucił się na nią, dysząc z podniecenia, oszalały od grzesznej chuci rozpalającej żywym ogniem krew w jego żyłach. Mocno wpił się w jej wargi, schwytał w żelaznym uścisku; jego dłonie błądziły po mapie jej ciała.

Szach i mat… - pomyślała.

***

Zrywał z niej ubranie, dysząc dziką żądzą. Oparła się o drzwi, czuła na szyi i twarzy niecierpliwe pocałunki. Jego rozedrgane, suche i gorące wargi. W powietrzu unosił się zapach słodkiego cynamonu. Mężczyzna podniósł ją i zaniósł do sypialni, chłód pościeli przyniósł chwilowe ukojenie. Jacues przez chwile wpatrywał się w nią, w idealne piersi, gładził delikatną skórę. Zasypał ją słodkimi pocałunkami; szkarłatna mgła przysłoniła oczy dziewczyny, gdy sięgnął między jej uda. Wszedł w nią gwałtownie, szybko. Początkowo sprawiło jej to ból, jednak za każdym następnym pchnięciem coraz to gorętszy żar ogarniał jej umysł i ciało. Prężyła się w konwulsjach i ekstatycznej rozkoszy. Stali się jednością; uczucie tak piękne i tak krótkotrwałe…

Gładził jej ciało dłońmi, pieścił opuszkami palców. Zmysły zakotłowały się niczym wzburzone morze. Jedyne na co sobie pozwoliła-to ciche westchnienia; Jacues milczał. Natalie; krzyknęła i wbiła paznokcie w ramiona mężczyzny. W końcu jego ciałem wstrząsnęły dreszcze, opadł ciężko. Natalie czuła usta muskające jej szyję. Zasnęła w stanie słodkiego odprężenia.

***

- Obiecaj, że nigdy mnie nie zdradzisz… -powiedział.

Natalie usiadła na łóżku. Stał przed nią, wysoki, przystojny, przepasany ręcznikiem, ociekający wodą i pachnący mydłem.

Przeczesał mokre włosy dłonią.

- Przecież wiesz, że nie mogę, Jacues…- Odparła z uśmiechem. -Nie możesz oczekiwać od prostytutki aby była jak żona.

Spuścił głowę, zacisnął pięści.

- Błagam cię, Natalie! Obiecaj!- W jego głosie dało się słyszeć rozpacz.

- Nie, Jacues.- Zaśmiała się.

- Nie?

- Nie.

Skoczył ku niej, chwycił za ramiona, palce wbiły się boleśnie w skórę kobiety. Zbliżył twarz; jedyne, co dostrzegała w jego oczach to szaleństwo i gniew; to nie był ten sam Jacues.

Ból wykrzywił twarz dziewczyny.

- Nie?!- wrzasnął. –Ty suko!– Cios padł niespodziewanie i wybuchnął w jej głowie kaskadą iskier. Poczuła w ustach krew.

- Najpierw rozpalasz mnie, kusisz swym ciałem a teraz; nie?!- Poczuła szarpnięcie za włosy.

- Obiecaj, kurwo!- Pchnął dziewczynę na podłogę.

- Jacues! Przestań!- Krzyk utkwił jej w gardle kiedy mężczyzna zamierzył się i kopnął ją w brzuch. Zwinęła się w kłębek i wrzasnęła.

- Obiecaj!- krzyczał i kopał ją po całym ciele.

- O…b…ie…c…- wyszeptała, a z jej ust popłynęła cienka strużka krwi.

- Co?! Co mówisz, jebana kurwo?!- wykrzyknął i zrzucił na jej głowę lampkę, stojącą na nocnym stoliku.

- O…b…

A potem była już tylko ciemność.

***

Agent śledczy Pierre le Noir zdjął prześcieradło ze zwłok. Gdyby nie jego wieloletnie doświadczenie z pewnością wzbudziłoby to w nim zdecydowanie inną reakcję, tymczasem pozwolił sobie tylko na głośne…

- O, kurwa jego mać… Kto to?

- Natalie de Valois, lat dwadzieścia sześć, prostytutka, wdowa, bezdzietna...

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar