Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Miłość pana T

miłość niejedno ma oblicze


Pewnego razu Pan T się zakochał.
Zważywszy na to iż miłość jest praktykowana przez większość społeczeństwa byłby to fakt najzupełniej pospolity gdyby nie to, że T się nie zakochiwał. Z przekonania i założenia. Decyzja jego wydawała się ostateczna i niezłomna. Życie nauczyło go ostrożności więc kierował się w nim ściśle wytyczonymi schematami. Codzienne życie T było usystematyzowane i działało jak mechanizm szwajcarskiego zegarka - bez zarzutu. I nagle cała ta logiczna układanka legła w gruzach. Jaśminowy zapach miłości podstępnie wplótł się pomiędzy szczeliny grubego muru pewności otaczającego duszę pana T i nagle runął on z głośnym hukiem, pozostawiając zszokowanego pana T w obliczu faktów dokonanych.

T nie był zwyczajnym szarym człowiekiem. Był artystą. Poetą , malarzem i muzykiem w jednej osobie. Co prawda jak każdy tego typu człowiek, ciągle szukał swojej pięknej Julii, dobrej Izoldy, namiętnej Eloizy. Błądząc bez celu po świecie wyłuskiwał z tłumu ludzi obiekt któremu mógł ofiarować swoje uczucie. Otaczało go wiele muz, które potrafiłyby sprawić, że dusza pana T wznosiła się na najwyższe poziomy artyzmu i zachwytu nad światem, lubo też opadała na przeciwległy kraniec rozkoszy pogrążając serce pana T w głębokiej rozpaczy, co również dawało owoce w postaci mrocznych obrazów czy też onirycznych wierszy. Lecz T starannie kontrolował te namiętności kierując się raczej chłodna logiką niż romantyczna naturą. Nigdy nie była to miłość.
Teraz był tego pewien.
Zakochany pan T zaczął pielęgnować swoje uczucie, choć zdawał sobie sprawę z tego do czego niekontrolowane może go doprowadzić. Ruszał więc z wiatrem namiętności na nowe niezbadane wody świata weny i inspiracji. Zaczął tworzyć dzieła kolorowe i lekko radosne, jasne jak słońce wiosennego poranka. Grające feerią barw w rytmie cykatowego koncertu późnym letnim wieczorem w ogrodzie, gdzie pan T przesiadywał często w stanie uczuciowej zadumy przy lampce grzanego wina. Rozczulał się wówczas nad obiektem swojego umiłowania i obmyślał w jakiż to jeszcze wielki sposób oddać hołd wybrance. W tych momentach sięgał po pióro a słowa same układały się w coraz to wymyślniejszy obrazek jego ukochanej. Tworzył rzeczy wielkie, dzieła mistrzowskie. Muza jego na płótnach zdumiewała anielską lekkością, a śmiałe pociągnięcia pędzlem wskazywały na prawdziwą burzę rozpętaną w duszy autora. Wydawało się że samo płótno lub papier wchłaniają całe uczucie mistrza. Wybranka pana T nabierała cech nieziemskiej boskości. On sam zaś siedząc przed obrazem wzdychał i wychwalał na głos stwórcę za tak niebotyczne dzieło, które on tylko starał się podkreślić swoim nędznym talentem. Pisał przy tym namiętne liryki i poematy. W tak sprzyjających okolicznościach twórczość pana T zaczęła rozkwitać w swojej pełni możliwości.


W realnym życiu muza pana T zasypywana była dowodami jego uczucia. Najczęściej ogromnymi bukietami kwiatów z ukrytymi bilecikami na których w każde zdanie skierowane do Muzy wplatał zgrabny komplement, lub uwagę pełną słodyczy. Widząc pana T wpatrzonego z uwielbieniem w oczy swojej wybranki czuło się nieomal fizycznie pewność tego związku, już nie tylko ciał ale i dusz. O materialnym oddaniu nie wypada tu nawet wspominać.
Oczy jego wybranki wpatrywały się w widzów z każdego nieomal dzieła T, a on sam coraz bardziej lubił zaszywać się w swojej pracowni aby w otoczeniu prac obmyślać nowy zamysł oddania uroku swej lubej. Nie każdy mógł wówczas dostąpić zaszczytu przebywania z T w jego królestwie. Właściwie to ostatnio nie było takich osób. T w tych twórczych momentach nie lubił towarzystwa. Nawet jego ukochana zaglądając tam z rzadka czuła się niepewnie otoczona obrazami na swój temat. Dla nich była intruzem. Ciałem obcym, żyjącym w realnym świecie, podczas gdy one same w sobie stanowiły odrębną idealną rzeczywistość, dla której to tylko T był panem i stwórcą.
Mijały miesiące idylli. Wszystko wydawało się prowadzić do oczywistego celu. Jednak od pewnego czasu T coraz rzadziej wędrował po świecie. Zmienił się, pod wpływem namiętności. Ludzie przestali być dla niego ważni. Uzależniony od uczucia spełnienie znajdował tylko w tworzeniu prac na jedyny sensowny dla niego temat - swojej ukochanej. Temat który okazał się przez T tak dopracowany, że wizerunek muzy T stał się dziełem skończonym- idealnym, pozostawiając daleko w tyle swój realny odpowiednik. Muza T na obrazach przedstawiała doskonałą wersję obiektu uczuć T, która przez miesiące sam stworzył i dopracował do granic wszelkich możliwości. Pan T przestał odwiedzać przyjaciół i rodzinę. Jego ukochana również zaczynała czuć się zaniedbywana gdy T na wiele dni znikał za drzwiami swojej pracowni zapominając wtedy jakby o świecie. Próbowała nawet kilkakrotnie sprawdzić co dzieje się z T w czasie jego nieobecności, jednak drzwi pozostawały zamknięte również dla niej. Nie zdołała sprostać swojej idealnej własnej konkurencji. Wkrótce namiętne uczucie zamarło zupełnie. Muza T szybko znalazła pocieszenie w ramionach nauczyciela WF w pobliskiej szkole.
T ciężko przeżył ten fakt, zwłaszcza iż zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę sam sobie był winien, zaniedbując uczucia i świat. Porzucił więc jedno i drugie w ich realnych wymiarach. Zamknął się szczelnie w swojej namiastce raju gdzie jego doskonała muza wciąż wdzięcznie spoglądała z płócien obrazów, zapraszając do odwiedzenia tej gościnnej krainy.
T zniknął zupełnie. Tylko z rzadka pojawiał się, przemierzając w niechlujnym ubraniu park, późnymi wieczorami robiąc tylko niezbędne zakupy. Świat zajęty swoimi sprawami szybko zapomniał o namiętnych uniesieniach. Niektórzy co bardziej wtajemniczeni zaczęli twierdzić, że w zaciszu pracowni T oddaje się nowemu dziełu. Tworzy całą serię autoportretów, z których każdy następny jest ulepszoną wersją poprzedniego. Wiesza potem każdy kolejny obok najdoskonalszego wizerunku miłości swego życia, po czym niezadowolony widocznie z porównania wściekle niszczy swój portret rozpoczynając pracę nad nowym.
Ale to tylko plotki.
Komentarze
frija : Wkrótce namiętne uczucie zamarło zupełnie. Muza T szybko znalazła...
mademoiselle_kain : Troszkę brakuje mi tu afektu autora do interpunkcji. Wiem,wiem,współcze...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły