Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Lacrimosa - Lichtgestalt

Lacrimosa, dla niektórych (np. dla mnie) kult, dla innych kicz, muzyka nie nadająca się do słuchania. W 2005 roku światło dzienne ujrzała płyta "Lichtgestalt" (Świetlista Istota). Cóż mogę o tym powiedzieć, ludzie marudzą, że od "Elodii" Lacrimosa obniża loty - nie, w żadnym wypadku się z tym nie zgodzę. Fakt - mniej gitar i co z tego, jak muzyka urzeka tak jak kiedyś.
Liczyłam, że "Lichtgestalt" będzie kontynuacją "Echos", a tutaj mamy ukłon w stronę "Fassade" albo odważę się powiedzieć że i do "Stille". Na płycie mamy osiem utworów (powiedzmy osiem, tak naprawdę jest jeszcze minutowa pauza i inna wersja "Party Is Over" ).

Zacznijmy od początku, "Sapphire" bardzo intrygujący utwór, zapowiada sie niezwykle spokojnie, wręcz sennie, a potem mamy piękne gitary, oj zrobiło to na mnie astronomiczne wrażenie. "Kelch Der Liebe" chyba mój faworyt na tej płycie, bardzo dynamiczny, no i z cudownym, acz nieco banalnym tesktem (życie bez miłości nie jest życiem). Potem tytułowy "Lichtgestalt", strasznie podoba mi się teledysk do tego utworu, ogólnie mówiąc bardzo przyjemny, do poskakania. "Nachtschatten" początek mnie strasznie męczy, ale końcówka robi ogromne wrażenie, jest bardzo emocjonalnie zaśpiewana. "Last Goodbye" - przeraził mnie nieco tytuł, tutaj przemyka trochę klimatu z "Echos", kawał ładnej roboty, przypadł mi do gustu. "Party Is Over"- kocham tekst tego utworu, po prostu kocham, może i to jest rzewne, może Tilo miauczy, ale to jest po prostu cud- miód. "Leuzte Ausfahrt: Leben" nic specjalnego. Nie przepadam za tym kawałkiem, najsłabszy na płycie. No i "Hohelied der Liebe" - czternastominutowe dzieło sztuki, przebija na głowę "Sanctus" z "Elodii". Wzruszający, momentami przypomina mi muzykę z "Gwiezdnych Wojen". Nie wiem zupełnie czemu. Podsumowując płyta warta przesłuchania nie tylko dla fanatyków.

Ocena: 9/10

Wydawca: Hall Of Sermon Records (2005)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły