Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Już czas

Czy to moja wina, że prosiłeś o rzeczy tak przyziemne?
A mogłeś mieć wszystko. Być królem świata, panem wszystkiego, co żyje. Zdobywać szczyty i penetrować głębie. Mieć u swych stóp wierne oddziały, na jedno skinienie gotowe oddać życie swoje, lub zabrać życie twoich wrogów. Dlaczego poprosiłeś o tak mało?
Czy była tego warta? Owszem, nie zapomnisz jej nigdy. Zgadza się, zawdzięczasz jej więcej, niż życie. Ale czy aby na pewno? Spójrz głębiej w swoje serce, zajrzyj tam, gdzie nigdy dotąd nie odważyłaś się zaglądać. Widzisz? Możesz oszukać mnie, możesz oszukać ją, możesz oszukać cały świat. Siebie okłamać jednak nie dałeś rady.
Mięczak. Dokładnie, tak jak mówię! Patrzysz na mnie tymi cielęcymi oczyma, gotoweś mi się zaraz rozkleić. Tak, tak, mój panie. Kupowałeś, teraz płać. Nie ma zmiłuj, nie ma taryfy ulgowej. Chciałeś dla niej dobrze, chciałeś dobrze dla was. Dostaliście wszystko, czego chciałeś. Mało? Trzeba było prosić więcej. Nie broniłem, nie odmawiałem. Ile razy prosiłeś, tyle razy dałem. Matce, ojcu nie zawdzięczasz tyle, co mi.
Pora płacić, słyszysz?
Ha, teraz do góry wznosisz oczy? Teraz w Nim szukasz oparcia? Nie znajdziesz, mój drogi, nie znajdziesz. Ze wstydu schował się tam, gdzie nikt, nawet syn jedyny odnaleźć go nie potrafi. Kiedy godziłeś się na umowę, nie dowierzał. Kiedy korzystałeś z jej zapisów, kipiał złością. Ale teraz, kiedy przyszedł na ciebie czas, zapłakał. Świat nie może go takim widzieć, o nie. Jest przecież największy, najsilniejszy, wszechwładny i wszechmocny. Nie może ścierpieć, gdy przegrywa.
A zdarza mu się często.
Jasne, w ostatecznym rachunku i tak wygra. To pojedynek, w którym nigdy nie było równych szans. Zupełnie jak poker w Vegas – z kasynem wygrywa się nigdy. Można uszczknąć tysiąc, dwa, można nawet jakiś czas być na plus. Ale w ostatecznym rozrachunku i tak wygra dom. W tej ostatniej, Wielkiej Grze, w której pieprzony krupier już rozdał pięć jokerów na swoją własną rękę, chociaż gracze nieledwie usiedli do stołu. Ale do tego jeszcze bardzo daleko, mój drogi.
Trzy razy się go zaprzesz, nim uwolni cię Armagedon.
No jak, gotowyś? Ile mam jeszcze czekać? Liczysz, że ktoś cię uwolni? Że się nad tobą zlituje? Nie ma szans! Ta karczma „Rzym” się nazywa, więc pakuj manatki i w drogę. Mamy przed sobą wiele ciepłych chwil razem.

Dziś poznasz prawdziwy sens słowa „wieczność”.
Komentarze
amorphous : Przylaczam sie do pochlebnej opinii i oddaje najwyższa ocene...
czuczaczek : Niezłe opowiadanie. Napisane ciekawie, cały czas "trzyma" w napięciu...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły