Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Film

Opowiadanie, które napisałam dobrych kilka lat temu, będąc jeszcze dziewczynką, wierzącą w miłość.
Wszystko zaczęło się wczesną jesienią, 10 lat temu, w parku, na ławce, gdy była jeszcze powabna i seksowna. Miała wtedy 20 lat,za sobą kilka nieudanych związków, jednak wtedy to była tylko nic nieznacząca przeszłość. Opłakiwała kolejny nieudany związek. W pewnej chwili podszedł do niej wysoki brunet o uśmiechu anioła.
-Hej, przepraszam, że przeszkadzam, ale... czy coś się stało?
Podniosła głowę i spojrzała na chłopaka.
- Nie, nic... ja tylko... tak jakoś...dziękuję za troskę.
Schowała spowrotem twarz wdłonie. On tylko stał i obserwował.
-Sorry ale nie wierzę, że wszystko jest super. Może to nie mój interes i jestem natrętny, ale nie potrafię być obojętny na łzy kobiety.
-To naprawdę nic wielkiego... za jakiś czas przejdzie...
-Na pewno?
-Tak. Proszę, nie zawracaj sobie mną głowy. Szkoda twojego czasu. Do widzenia.
-Dobranoc.
Odszedł tak samo jak przyszedł, bez pośpiechu, ale pewnym krokiem z rękoma w kieszeniach katany.Siedziała tam jeszcze chwilę, mając w głowie wszystkie wspomnienia przelatujące przed oczami. To było jak film.Pieprzone 5 lat jej życia teraz było tylko filmem. Mogła go cofać i zatrzymywać, o tak.
STOP! Och, jaki piękny obrazek. Ona i on na plaży. Całują się. Play... STOP! Teraz szepcze jej 'kocham cię' na kolacji, z okazji ich rocznicy. Play. STOP! O, a teraz on w łóżku z jakąś długonogą blondyną! Film... Po prostu film i to bez happyendu.Otarła łzy z policzków. Wyciągnęła lusterko.
-Cholera,wyglądasz jak królik.
Pozbierała się i ruszyła w kierunku domu. Mieszkała z jedną koleżanką, jeszcze z liceum. Teraz studiują dziennikarstwo.
-No nareszcie! Tomek cię wszędzie szuka, co chwilę tu dzwoni! Mam go już dość! Gdzieś ty była tyle czasu? Martwiłam się o ciebie. Co ci jest?
Bez słowa zamknęła drzwi, podeszła do telefonu i go odłączyła. Później schodami, do góry, w kierunku swojego pokoju.
-Marta! Dlaczego mnie olewasz? Przecież wiesz jak tego nienawidzę!
Ale ona nie zwracała uwagi. Szła spokojnie, w milczeniu.
- Do jasnej cholery, możesz mi to wytłumaczyć? Wychodzisz rano do Tomka, a ten po południu cały w panice dzwoni i pyta czy jesteś w domu, a jak odpowiadam, że cię nie ma, to znowu dzwoni i tak w kółko. W dodatku jest pierwsza w nocy a ty wracasz, odłączasz telefon i się ani słowem nie odzywasz!
Marta odwróciła się na pięcie.
-Miśka, nie mam teraz siły na żadne wyjaśnienia, źle się czuję, więc czy możeszdać mi spokój? Z góry dziękuję.
Michalina była w szoku. Marta nigdy się tak nie zachowywała. Podeszła do telefonu, podłączyła go i wykręciła numer.
-Ty łajdaku! Co jej zrobiłeś?
-Tomek... to chyba do ciebie... -odezwał się damski, zaspany głos w słuchawce.
Po chwili Miśka usłyszała niski głos Tomka.
-Słucham?
-Marta jest w domu. Nigdy więcej się tu nie pokazuj, nie dzwoń i daj jej spokój, bo jak nie, to będziesz miał ze mną do czynienia ty szujo!
Rzuciła słuchawką i pobiegła na górę do pokoju Marty. Ta siedziała i wyrzucała zdjęcia do kosza. Miśka wzięła zapałki z toaletki, zapaliła jedną i wrzuciła w zdjęcia.
-Niech ten drań spłonie.
Usiadła obok Marty i ją przytuliła. Siedziały tak całą noc. Następnego dnia czuła się lepiej.Nawet zdecydowała, że pójdzie na wykłady. Na angielskim usiadł obok niej dziwnie znajomy chłopak.
-Cześć, jak się dziś czujesz?Już ci lepiej?
No właśnie! Przeciez to ten facet z parku!
-Tak, dzięki za troskę. Uśmiechnęła się lekko.
-Słuchaj... może poszłabyś dziś ze mną na obiad? Nie za bardzo jeszcze znam to miasto.Nie jestem stąd.
-Ja też.
-No to... razem się pogubimy, wiesz, we dwoje zawsze raźniej. PROSZĘ.
Uśmiechnął się jak totalny debil.Wyglądał słodko.
-Dobra, ale teraz pozwól, że wrócę do angielskiego.
-Okay, ale jeszcze jedno... Bartek jestem.
-Ja jestem Marta, miło mi.

Jeszcze nigdy pizza nie smakowała jej tak bardzo. Po uroczym obiedzie, zabrał ją na lody i spacer. Wspólne tematy wydawały się nie mieć końca.Czuli tak, jakby znali się od lat. Spacerowali do wieczora. Pod koniec wspólnej wędrówki Bartek odprowadził ją do domu.
-Dziękuję za towarzystwo. Naprawdę, było mi bardzo miło. Może to kiedyś powtórzymy?
-Czemu nie, to ja dziękuję.
-To... do zobaczenia jutro.
Weszła do domu.Czuła się szczęśliwa. Nie pamiętała już nawet o... jak on miał na imię? A czy to ważne? Teraz była szczęśliwa. Przeszłość spaliła wczoraj.
-Cześć Martuś, kupiłam kubełek lodów i wypożyczyłam komedię romantyczną...
-Ale jeśli myślisz, że będę płakać to się mylisz. No, chyba, że nad losem bohaterów.
-Wow... widzę, że nastąpiła zmiana...Może to przez tego bruneta z zajęć angielskiego?
-Może...
-Nono... trzymaj i nie puszczaj. On jest miodzio!
Dni mijały. Marta spedzała mnóstwo czasu z Bartkiem. Coś między nimi iskrzyło. Stali się praktycznie nierozłączni. W końcu zamieszkał z nimi. Miały dwa wolne pokoje, więc jeden mógł zająć.Michalina nie miała nic przeciwko, bo również go bardzo lubiła.Bartek był cudownym chłopakiem. Bardzo dbał o Martę. Ich miłość kwitła. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, żebyli parą idealną. Po prostu stworzeni dla siebie. Po dwóch latach wspólnego mieszkania, urządzili imprezę, na którą zaprosili wszystkich ludzi z roku. Tuż przed północą, Bartek wszedł na stół i wyłączył muzykę.
-Przepraszam! Czy mogę prosić o uwagę?- Wszyscy zamilki. -Mieszkam tu już dwa lata. To najcudowniejszy okres w moim życiu, ponieważ mogę dzielić radości i smutki z moją królweną.Niemniej jednak, nie to chcę tu oznajmić...-Bartek zeskoczył ze stołu, podszedł do Marty, wyciągnął pudełeczko z kieszeni i otwierając je uklęknął.- Królewno, jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Już w pierwszej chwili, gdy cię zobaczyłem - chciałem poznać, ale brakowało mi odwagi. Jednak stało się. Jesteśmy już razem dwa i pół roku...wiem, że to może nie jest zbyt wiele, i mogę usłyszeć 'nie', ale raz kozie śmierć... Czy.. wyjdziesz za mnie?
-Tak... tak tak tak taktak!!!!!!
Byli szczęśliwi.. aż miło popatrzeć. Każdy im wtedy zazdrościł. Ich oczy błyszczały, byli przepełnieni miłością. Uwielbiali chodzić do teatru. Spędzali później dużo czasu, wymieniając poglądy i dyskutując. Któregoś wieczoru po spektaklu, zajechali na stację benzynową. Bartek poszedł zapłacić, a Marta spokojnie czekała w samochodzie. Nagle usłyszała strzały. W tej chwili myślała tylko o Bartku. Pobiegła szybko do budynku. Zamaskowany facet wybierał właśnie ostatnie pieniądze z kasy. Szukała Bartka... Był tam... leżał cały we krwi.-Bartek!!!!! Rzuciła się w jego kierunku. Bandyta odwrócił się i strzelił. Marta upadła obok ukochanego. Wzięła jego dłoń w swoją. Usłyszała syreny policyjne...poczuła ogarniającą ją senność..."Zamknę oczy... tylko na chwilę...Bartek...nie zostawiaj mnie... boję się... tylko na chwilę.." - powtarzała w myślach i zamknęła oczy.
Obudziła się, ktoś trzymał ja za rękę. Wszędzie była biel.
-Bartek..? -wyszeptała- Jestem w niebie?
-Nie kochanie, jesteś w szpitalu. To ja, Mśka...
Spojrzała w jej stronę.Obraz nabierał ostrości.
-Michalina...gdzie on jest?Poczuła ostry ból w okolicach brzucha.
Miśka zawołała lekarza.
-O widzę, że już się pani obudziła. Dostała pani kulkę w brzuch, na szczęście nic nie zostało uszkodzone 5 cm w prawo i...
- A gdzie jest Bartek? Czy z nim wszystko w porządku?
Lekarz zawołał pielęgniarkę i powiedział jej coś na ucho. Po chwili ta wróciła ze strzykawką i wstrzyknęła płyn do welflonu.
-Zaraz pani poczuje odprężenie i senność. Musi pani dużo spać.
-Dlaczego nie chcecie powiedzieć mi, co się dzieje z Bartkiem?
Lekarz spojrzał na Michalinę i kiwnął głową.
-Kochanie... Bartek nie żyje.
Marta wydusiła z siebie jedynie "Acha" i zasnęła.
-Dobrze, że lek zaczął działać, nerwami mogłaby sobie zaszkodzić.
-Ale panie doktorze, co zrobić gdy się obudzi.
-Niech jej pani nie opuszcza...
Długo spała. Gdy się obudziła, Miśka cały czas przy niej siedziała.
-Jak się czujesz, kochanie?
-Miałam dziwny sen, sniło mi się, że jestem w ... i, że Bartek...
-Spokojnie...
- O mój Boże...
Po tygodniu widywania się ze szpitalnym psychologiem,lekarz zgodził się na to by policja zadała jej bardziej szczegółowe pytania. Nie pomogła zbyt wiele. Opisała go z grubsza i nie powiedziała nic, czego nie widzieli na filmie z kamer umieszczonych na stacji. Po następnych dwóch tygodniach wróciła do domu.
-Pusto tu...
-Wiem -odpowiedziała stłumionym głosem Miśka.
-Skremowali go?
-Tak...jego rodzice prosili, żebyś zadzwoniła. Chcą się dogadać co do daty pogrzebu.
-Gdzie chcą go pochować?
-Tu.
Bez słowa podeszła do telefonu i wykręciła numer rodziców Bartka.Odebrała jego mama.
-Dzień dobry, z tej strony Marta.
-Och, dzień dobry. Jak się czujesz?
-Fizycznie dobrze, dziękuję. A jak się państwo trzymają?
-Sądzę, że tak samo jak ty, moje dziecko.
-Więc kiedy..?
-Może za dwa dni?
-Tak, za dwa dni będzie dobrze...do widzenia.
-Do widzenia.
Dzień był słoneczny i ciepły. Na pogrzebie był tłum ludzi. Znajomi i nieznajomi. Każdy składał kondolencje Marcie i rodzicom Bartka.Na stypie każdy go wspominał. To jaki był dobry i kochany, aczkolwiek niecierpliwy. Marta położyła się w jego łóżku i przytuliła do jego koszuli. Wciąż pachniała nim. W powietrzu wciąż unosił się jego zapach. Nieporównywalny z żadnym innym zapachem. Był jego, własny. W głowie znowu film... PLAY....STOP! Ławka w parku... nienznajomy chłopak i zapłakana dziewczyna... PLAY... STOP! Spacer po lesie we dwoje... tu pierwszy raz powiedział jej, że ją kocha... PLAY... STOP! Impreza, na której się zaręczyli... PLAY... STOP! Ostatni pocalunek w samochodzie...i słowa "zaraz wracam"... PLAY... STOP! Dwa ciała obok siebie, trzymające się za ręce...Dość!
Policja go złapała. Potrzbowała tylko potwierdzenia jedynego naocznego świadka, którym była Marta. Zidentyfikowała go.. poznała te zimne oczy. Dostał 5 lat odsiadki.
-Przecież to skandal! Zabił dwóch ludzi! Za dobre sprawowanie wyjdzie po dwóch i pół!
-Pozostaje nam wierzyć, że się zmieni i zrozumie swój błąd - przerwał jej ojciec Bartka.
-Nie, kochanie. Marta marację..
Marta zamknęła się w sobie. Całymi dniami i nocami przesiadywała w pokoju Bartka, oglądając zdjęcia, tuląc się do jego rzeczy.
-Zdziwaczała kompletnie...
-Ciszej, bo cię usłyszy... cud, że jeszcze żyje. Nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu. -próbowała ją usprawiedzliwić przed koleżanką Michalina.
-Ale ona się kompletnie załamała. Zaprowadź ją do psychiatry, albo co...
-Ona nie rozmawia nawet ze mną, a co dopiero z kimś obcym.
-No... samawidzisz.
-Minęły już 3 lata od rozprawy. Słyszałaś, że wychodzi za dobre sprawowanie?
-Tak. A ona wie?
-Pewnie tak.
W tym momencie w drzwiach kuchni stanęła Marta. Była blada jak ściana i sprawiała wrażenie nieobecnej.
-Miśka.. ja wychodzę. Nie wiem kiedy będę.
-Gdzie idziesz?
Nie dostała już odpowiedzi na to pytanie. Marta poszła do więzienia. Zrobiła sobie makijaż, żeby wyglądać jak najlepiej.
-Dzień dobry. Szukam więźnia. Nazywa się Brunon Majewski.
-Dzień dobry. Przykro mi. Opuścił nasz zakład z samego rana.
-Nie wie pani gdzie teraz jest?
-Wiem. W swoim starym mieszkaniu przy ulicy....
-Konopnickiej 25/6?
-Tak, dokładnie.
-Dziękuję.
Marta długo czekała na tę chwilę. Od razu poszła do niego. Mieszkał w starym bloku na drugim piętrze. Zapukała. Otworzył. To był on.
-Słucham pani?
-Czy panBrunon Majewski?
-Tak to ja. O co chodzi?
-Nie pamięta mnie pan?
-Przykro mi... a powinienem?
-Och, tak... pozwoli pan, że panu przypomnę?
-Jasne. Może pani wejdzie?
Weszła. Zamknął za nią drzwi. Usiedli w fotelach.
-Więc słucham.
-Zajmę panu tylko chwilkę.-Mam dziwne wrażenie, że już panią gdzieś widziałem.
-Niech pan sobie przypomni... Trzy lata temu.. piekna, gwiaździsta noc..Dziewczyna ze swoim narzeczonym wracała autem z teatru i postanowili zatankować. Chłopak poszedł zapłacić i...
Brunon zerwał się na równe nogi.
-O mój Boże! To ty... ta dziewczyna...
-Ty śmiesz wzywać Boga?
-Czego chcesz?
-Wyrównać rachunki...
-Przeciez odsiedziałem swoje.
-Oko za oko...
Wyciągnęła mały pistolet, kupiony 'na czarno' zaraz po rozprawie i wycelowała mordercy w głowę.
-Nie... nie możesz tego zrobić...
-A ty mogłeś?
Jeden strzał. Ciało Brunona opadło bezwładnie na ziemię. Z jego czaszki wypłynął strumień krwi.Marta schowała pistolet do torebki i spokojnie wyszła.
Poszła na camentarz, na grób Bartka. Położyła się na trawie,a twarz przutuliła do białego nagrobka z napisem: "Batrosz Milewski ur.15.04.1974r - zm. 28.08.1996r. Śpij spokojnie, Aniołku"
-Zrobiłam to dla ciebie... tylko dla ciebie...kocham cię, wiesz?
Wyjęła pistolet. Pomyślała: "Wystarczy jeden strzał... jeden strzał i będę z tobą... tak... jeden strzał" Rozległ się huk.

PLAY....STOP! Ławka w parku... nienznajomy chłopak i zapłakana dziewczyna...
Komentarze
Hope : lol napisalam wtedy jeszcze jeden harlequinek :) i teraz jak go czytam to się sz...
Horsea : No piękne to błędy były :lol: takie dziewczęce i ufne ;) taki mały ha...
Hope : No... mialam jakies 14/15 lat :) wiec dobre 5, 6 lat temu to bylo :) Trzeba przyzna...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły