Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Dzień D

Leżę za jakimś konarem, o który opartego mam mojego M1 Garand'a. Przez celownik widzę jedną z tych małych farm w północnej części Francji. Obok mnie leżą dwaj kolesie z kompani B z Browningiem jako wsparcie ogniowe. Mosiężne łuski nabojów lśnią w czerwcowym słońcu.
Nasz wzmocniony pluton składający się z piętnastu ludzi został sformowany w nocy po naszym lądowaniu. Szósty czerwca 1944 roku. Mieliśmy precyzyjnie wylądować i zająć miasteczko. Niestety ostrzał artylerii przeciwlotniczej spowodował chaos w zrzucie i wylądowaliśmy w zupełnie innych miejscach niż zakładano. Ja i szeregowy Mathew „Lip” Lipton z kompani E, 506 pułku piechoty spadochronowej 101 Dywizji Powietrznodesantowej znaleźliśmy się w plutonie złożonym z różnych jednostek. Poza naszą dwójką są tu dwaj szeregowcy z kompani C, drużyna karabinu maszynowego i medyk z kompani A z 82 DPD i mieszanka z innych kompani 101. i 82. W sumie 15 ludzi, jeden karabin maszynowy, jedna bazooka, jeden karabin automatyczny BAR, parę karabinów Garanda i M1A1, 2 Thompsony. Dowodzi nami jakiś porucznik z 82 DPD.
Nasze zadanie, jakie nadał nam ten porucznik, to odbicie tej farmy, składającej się z niewielkiego murowanego domu i drewnianej obory. Terenu tego broni co najwyżej dwudziestu kilku żołnierzy. Chyba są to spadochroniarze, więc czołgów, czy innego sprzętu ciężkiego nie mają.
-Plan wygląda tak- zaczął porucznik- km osłania was z tyłu, podchodzicie cicho do budynku, zajmujecie budynek, potem dobijcie szwabów. Potrzebujemy jeńca i ich zapasy.
Nadszedł czas szturmu,założyłem bagnet, podniosłem się lekko i pochylony pobiegłem z resztą w stronę chatki.
Byłem w połowie drogi, gdy ciszę poranka rozerwał charakterystyczny terkot MG 42.
Padłem. Wokół widać było podskakujące pod wpływem uderzenia pocisków grudki ziemi. Ktoś zaczął krzyczeć.
-Cholera ! Przygwoździli nas ! - krzyknął ktoś z przodu- ktoś wie, gdzie ten km jest?
-Chyba w oknie budynku- słychać było wrzask.
Podczołgaliśmy się do niskiego murku otaczającego gospodarstwo. MG kosił po murku. Kawałki tynku i kamienia sypały się.
-Wchodzimy jak będzie zmieniał taśmę ! - rzucił porucznik.
Żołnierz obok mnie chwycił granat i wyrwał zawleczkę. Terkot ustał.
-Atak ! - padłą komenda. Zerwaliśmy się. Koleś od granatu rzucił go, a śmiertelny kawałek metalu wpadł przez okno. Chwilę później eksplodował. Rozpoczęła się wymiana ognia. Przeczołgałem się za murkiem kawałek, po czym lekko się wychyliłem. Zacząłem strzelać. Dokładne przymierzenie się, lekki oddech, strzał. Trafiłem biegnącego Niemca. Podbiegliśmy do drzwi domku, siedmiu poszło zająć się oborą. Sierżant z kompani C wywalił drzwi i puścił serię z Tomphsona. Dało się słyszeć głośne wycie, po czym padł strzał. Sierżant się osunął. Wrzuciłem granat do domku, odczekałem do wybuchu i wparowaliśmy. Za mało czasu, żeby strzelać, więc przeciwników powalaliśmy bagnetami zatkniętymi na lufy broni lub kolbami. Chwilę później zajęliśmy domek i MG 42. Obora też szybko została zajęta.
Jak się okazało przeciwnik miał tu dwudziestu czterech żołnierzy, km i parę przeciwpancernych panzerfaust'ów. Wzięliśmy do niewoli czterech jeńców, straciliśmy trzech ludzi i dwóch zostało rannych. Jednak zajęliśmy to gospodarstwo, a co ważniejsze zdobyliśmy mapy, racje żywnościowe i radio. Teraz pozostawało czekać na posiłki...
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły