Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Dream Theater - Train Of Thought

Ten album pojawił się ni stąd ni zowąd, mało się o nim mówiło, a kiedy się ukazał, to zrobiło się głośno. Po dosyć papkowatej poprzedniczce zespół nagrał najcięższy i najmroczniejszy album w swojej historii. To też jest problemem tego albumu - przez swoją ograniczoną formę swaje się dosyć jednowymiarowy.
Muzyka sama w sobie jest jednak najwyższej próby - zespół chyba miał kilka konkretnych pomysłów. Petrucci wygrywa bardzo czadowe riffy, a i solówki są najlepsze od czasów "Awake". Klawisze Rudessa zeszły nieco na dalszy plan - stanowią tło i rzadko występują w roli prowadzącej. Niestety w tej samej roli Kevin Moore wypadał 10 razy lepiej. Perkusja i bas są bardzo wyeksponowane, a przejścia Portnoya po prostu wbijają w ziemię. Również wokal LaBrie jest na tym albumie bardziej stonowany, co jest na plus, lecz czasem zdarzają się rozwleczone frazy wokalne - wtedy zawiewa nudą. Kompozycje są bardziej konkretne, mało tutaj typowych dla Dream Theater galopad. Album brzmi mięsiście, każdy istrument brzmi doskonale. Mimo to brak mi na tym albumie pewnej różnorodności, wszystko jest cężkie, czasem ma się wrażenie, że wymuszone, zapożyczone, nawet powielanie niektórych własnych pomysłów.

Warto jednak zapoznać się z tym albumem, choćby dla gry Petrucciego.

Wydawca: Elektra Records (2003)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły