Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Poezja :

A właściwie z dwiema

Kruszą się.
Żarzące resztki spalonego dnia.
Jak liść jesienny chrupią zabawnie.
Wilgotny popiół
Zaparzony w kubeczku
Żółty czy zielony?

Śmiejesz się.
Drzazgi, zmartwienia zapomniane
Stały się statkiem piratów.
Rekiny w przestrzeni kosmicznej
Lubią smakowite syrenki
A ja mam sok

Upadam.
By złapać oddech.
Nie dajesz za wygraną.
Pogardzisz kąskiem
Chcesz całego
Zwilżając usta na myśl samą


Żółty autobus.
Szyny kolejowe.
Spojrzenie na zegarek.


Kruszą się.
Obłoki wysuszone falą duszności.
Jak liść jesienny chrupią zabawnie.
Poczęstowany
Zamacza je w kawie
Bezbarwnej jak samo spojrzenie

Śmieje się.
Drzazgi przerywają skórę
Już nie są statkiem piratów.
Rekiny krążą w około
Szukają pożywienia
A ja mam krew

Upadam.
By złapać oddech.
W gęstym dymie papierosów.
Nie dają za wygraną
Gardzą kąskiem
Zjadają całego
Zwilżając usta na myśl samą

W zielonym.
Nie. W żółtym.
Z łyżeczką cukru, poproszę.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar