Przełożyć muzykę rockową na język
orkiestry symfonicznej próbowało już wielu twórców. Efekty bywały różne.
Wspomnijmy choćby album „S&M” zespołu Metallica, nagrany przy udziale muzyków z San
Francisco, zjednoczonych pod batutą Michaela Kamen’a. Ani rozmach
przedsięwzięcia ani profesjonalizm osób, biorących w nim udział, nie
zagwarantował porażającego efektu artystycznego. Dopuszczenie do głosu
orkiestry osłabiło impet kompozycji Metalliki, odzierając je z dzikości i siły
rażenia. Elementy wyjściowe, z których zbudowano monumentalny spektakl, nie ułożyły
się w spójną całość. Patos materiału zatriumfował nad jego jakością. Nic
dziwnego, że wielu krytyków muzycznych, uznało „S&M” za płytę niegodną
uwagi.