Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Zaproszenie

Kiedy w końcu zacznie padać? - pomyślał. Drogowskaz mówiący, że do najbliższej miejscowości zostało 40 km, minął ponad pół godziny temu. Od tego też czasu paliła się na desce rozdzielczej czerwona kontrolka - koniec paliwa. Siedem litrów, zastanawiał się. Przy obecnej prędkości powinno mu zostać jeszcze jakieś 20 minut jazdy. Nagle w ciemności przed sobą dostrzegł błysk.
- W końcu - powiedział na głos z nikłym uśmiechem. Był wyczerpany kilkugodzinną podróżą. Las powoli ustępował. Samochód przejechał przez mały kamienny most i znalazł się na drodze prowadzącej przez środek miasteczka. Jadąc powoli droga przyglądał się starym ciemnym budynkom. W żadnym nie palio się światło.
Oby była tu stacja... - myślał. Po kilkudziesięciu metrach dojechał do warsztatu samochodowego. Obok stał dystrybutor. Kierowca zatrzymał się i wysiadł. Idąc czuł jak krew znów zaczyna krążyć z jego nogach. Tabliczka na drzwiach i pogaszone światła mówiły wyraźnie, że warsztat jest zamknięty, ale on nie miał zamiaru czekać do rana. Z samochodu widział, że warsztat połączony jest z domem. Ktoś powinien usłyszeć pukanie. Rozejrzał się wkoło. Dopiero teraz dostrzegł, że we wsi nie pali się ani jedna latarnia. Dziwne. Po kilku minutach, gdy nikt się nie pojawił, obrzucił warsztat zrezygnowanym spojrzeniem i ruszył spowrotem do samochodu. Wsiadając spojrzał na drugą stronę ulicy i dostrzegł światło padające zza otwartych drzwi. Szyld nad drzwiami głosił, że jest to BAR. Powoli ruszył ich kierunku. Może chociaż uda mu się czegoś napić. Snop światła padający z BAR'u poruszył się. Kierowca spojrzał przed siebie i zobaczył, że drzwi się zamykają.
- Hej! Proszę zaczekać! - krzyknął biegnąc w stronę drzwi. Osoba w środku najwyraźniej nie usłyszała. Gdy dopadł wejścia musiał dosłownie włożyć nogę miedzy framugę, a drzwi aby te nie zamknęły mu się przed nosem. W szparze, która została, pokazała się twarz mężczyzny, pokryta grubym zarostem.
- Zamknięte - rzucił spoglądając na nieznajomego.
- Proszę, chciałbym tylko wypić jedno piwo. - powiedział kierowca po czym wskazał samochód - Jestem po długiej podróży.
Mężczyzna przez chwilę patrzył na samochód, jakby się zastanawiał, po czym niechętnie otworzył drzwi.
- Dziękuję - kierowca uśmiechnął się do barmana i mijając go wszedł do środka.
BAR wyglądał ochydnie. Po środku niewielkiego pomieszczenia stała lada, a wokół niej kilka stolików i krzeseł. Pod sufitem wisiało jedyne źródło światła, stara, zakurzona lampa. W powietrzu unosił się duszący odór uryny i starego piwa. Barman zamknął za nim drzwi i zajął miejsce za barem, patrząc z nieskrywana niechęcią na gościa. Kierowca usiadł na jednym ze stołków przy barze.
- Poproszę piwo - patrząc na butelki i kufle za plecami barmana, wątpił, że dostanie tu coś innego. Po chwili barman postawił przed nim kufel. Kierowca zapłacił i przysunął piwo bliżej. Nie pachniało ono zbyt przyjemnie, a kufel w którym je podano był brudny. Pociągnął kilka łyków. Smak także nie był najlepszy. Barman zajęty wycieraniem szklanek nie zwracał na niego uwagi.
- Wie pan, o której otwierają warsztat? - zapytał.
- O 10. - odparł nie odwracając się.
Kierowca spojrzał na zegarek. Siedem godzin. Przejeżdżając wśród domów nie widział żadnego hotelu. Pociągnął kolejny łyk gorzkiego piwa.
- Można gdzieś tutaj wynająć pokój na noc?
- Nie - odpowiedział dalej stojąc tyłem.
- A czy wie pan...
- Proszę skończyć piwo i iść już. - przerwał barman. – Chciałbym już zamknąć.
Kierowcy nie wzruszyła nieuprzejmość mężczyzny. W swoim życiu słyszał od ludzi dużo gorsze rzeczy. Zdecydował, że spróbuje szczęścia w kolejnym miasteczku. Może tam będzie czynna stacja lub hotel. Pociągnął ostatni łyk piwa.
- Dziękuje i dobranoc. - powiedział i nie czekając na odpowiedź wstał i wyszedł z BAR'u. Wracając do samochodu poczuł na głowie krople deszczu. Rozpadało się w ciągu kilkunastu sekund. Włączył światła i wycieraczki po czym znów wrócił na drogę. Gdy znów wjechał w las padało już naprawdę mocno. Powietrze było trochę chłodniejsze i kierowcy łatwiej było zwalczyć senność. Po kilkunastu minutach jazdy droga prowadziła lekko pod górę powoli wyłaniając się z lasu. Gdy prawie udało mu się osiągnąć szczyt pagórka, samochód zaczął się dusić i zgasł. Kierowca z ponura mina spojrzał na wskaźnik. Wskazówka była już na czerwonym punkcie. Spróbował odpalić. Nic z tego. Wysiadł z samochodu i rozejrzał się w koło. Jakieś 200 - 300 metrów dalej na skraju lasu, stał jakiś budynek, w którym paliło się światło. Z nadzieją, zamknął drzwi samochodu i ruszył przez pole w jego kierunku. Zbliżając się do budynku do jego uszu zaczęły dochodzić słabe dźwięki muzyki. Przystanął i spojrzał na domostwo. Wielki dom wyglądał na niedawno budowany. Z środka słychać było słabą muzykę, a przez zasłonięte okna sączyło się słabe światło. Zapukał do drzwi i czekał. Gdy po chwili nikt nie otworzył, kierowca zaczął się denerwować. Rozejrzał się wokoło i niepewnie sięgnął do klamki. Ledwie uchylił drzwi, a głośna muzyka uderzyła w niego jak silny podmuch wiatru. Z pewnością nie mógł tego nazwać dźwiękami przyjemnymi dla ucha. Wchodząc do środka znalazł się w małym, ciemnym przedsionku. Jedyne światło wpadało tu zza grubej zasłony, która zastępowała kolejne drzwi. Na wieszakach pod ścianą, wisiało mnóstwo płaszczy i kurtek, a pod nim stało około 30 par butów. Od sportowych adidasów, po drogie buty za skóry. Kierowca podszedł do zasłony i delikatnie ją uchylił. To co ukazało się jego oczom, sprawiło, że nieomal krzyknął. Rozglądając się w około nie był w stanie się poruszyć.
W wielkiej sali było gorąco. Na podłodze wśród czerwonego materiału, przypominającego jedwab, leżało około 15 par ludzi w najróżniejszych pozycjach. Wszyscy byli nadzy, a na ich twarzy malował się wyraz erotycznego uniesienia. Ich jęki zagłuszała głośna muzyka wydobywająca się z głośników ustawionych w kątach sali. Z boku stał wielki srebrny stół zastawiony butelkami czerwonego wina. Pomiędzy butelkami, kierowca, dostrzegł biały proszek rozsypany na srebrnych tacach. To co zobaczył po przeciwnej stronie sprawiło, że cofnął się o krok. Pod ścianą stała, drewniana, pięcioramienna gwiazda. Jej szerokie na ponad 3 metry ramiona opierały się o ścianę. Przed nią trzy osoby. Ta w środku trzymała w rękach grubą czarną księgę, a dwie pozostałe, srebrne misy. Patrząc na to co się przed nim działo, jak zahipnotyzowany, kierowca zaczął zdawać sobie sprawę z tego, na co ujrzał. Puścił zasłonę i powoli zaczął się cofać, jakby w obawie, że ktoś go może usłyszeć. Sięgnął za siebie, aby chwycić klamkę i otworzyć drzwi. Zamiast tego, jego ręka zacisnęła się na materiale, przypominającym w dotyku jedwab . Kierowca odwrócił się i zobaczył przed sobą osobę, w czarno-czerwonej szacie z głębokim kapturem naciągniętym na głowę. Postać uderzyła go w żołądek, tuż pod żebrami, pozbawiając oddechu. Ból eksplodował w jego wnętrzu i zwalił go z nóg. Upadając na ziemie zobaczył, że mężczyzna - to musi być mężczyzna, pomyślał czując na brzuchu siłę ciosu - szykuje się do zadania kolejnego uderzenia. Kierowca z desperacja rzucił się do przodu. Po sekundzie jego głowa odskoczyła w bok i osunął się na ziemię, palcami muskając jedwabny kaptur. Leżąc spojrzał w górę i zobaczył, że postać ma bardzo jasne blond włosy. Niemal białe - pomyślał, i zapadł w ciemność. Kierowca powoli wracał do przytomności. Otworzył jedno oko. Drugie było zbyt spuchnięte. Leżał na ziemi, pod ścianą, z rękami związanymi za plecami. Oddychając ciężko, podniósł głowę. Wielka sala była pusta. Ciszę zakłócały jedynie szepty dobiegające zza jego pleców. Odpychając się nogami udało mu się obrócić na drugą stronę. Trzy postacie w czarnych szatach stały przy stole i rozmawiały. Jedna z nich musiała go usłyszeć. Spojrzała na niego spod ciemnego kaptura. Słabe światło padające z lamp zawieszonych wysoko pod sufitem, sprawiało, że twarz postaci, była skryta w cieniu. Dwie pozostałe również się obróciły. Odłożyły srebrne puchary na stół i ruszyły w jego kierunku. Kierowca patrzył z przerażeniem jak zbliżają się w jego kierunku. Odpychając się nogami, z całych sił, próbował się od nich oddalić. Silne ręce bezlitośnie zacisnęły się na jego ramionach i brutalnie poderwały go do góry. Gdy zaczął się wyrywać jedna z postaci uderzyła go w twarz. W ciemności zobaczył tysiące migających gwiazd. Poczuł, że ktoś go podnosi. Z wielkim trudem otworzył jedno oko i rozejrzał się. Jego ręce i nogi były przywiązane do szerokich ramion drewnianego pentagramu. Spojrzał przed siebie i dostrzegł jedną z postaci idąca w jego kierunku. W jednej ręce trzymała wielki żelazny młot. W drugiej kilka grubych i długich na kilkanaście centymetrów gwoździ. Łzy strachu spłynęły po twarzy kierowcy, kiedy zamknął oczy i zaczął się modlić:
"Ojcze nasz, któryś jest w niebie.
Święte imię Twoje,
Jako i w niebie ta..."
Słowa modlitwy urwały się, gdy ponownie został uderzony w twarz. Jego głowa znów opadła, a ciało zawisło na sznurach. W ustach poczuł smak krwi.
- Otwórz oczy - usłyszał.
Otworzył oczy i spojrzał na postać stojącą przed sobą. Postać odłożyła młot i gwoździe na ziemie, po czym ściągnęła z głowy głęboki kaptur. Kierowca wzdrygnął się, czując wspomnienie bólu, na widok długich jasnych włosów wyłaniających się spod kaptura. Włosy zdobiły kobiecą twarz o ostrych rysach. Kobieta z rozbawieniem patrzyła na kierowcę, masując rękę która zadała cios.
- Mesjasz umarł na krzyżu ponad dwa tysiące lat temu idioto - rzuciła.
Jedna z postaci podniosła z ziemi gwóźdź i przyłożyła do jego prawej ręki, przywiązanej do ramienia pentagramu. Kierowca zobaczył podnoszący się młot. Jego krzyk rozdarł ciszę panująca w sali, gdy ból eksplodował w ręce. Ostry gwóźdź z łatwością przebił skórę i mocno wbił się w drewno. Kobieta w szacie podniosła jego głowę, tak by mógł na nią spojrzeć. Z lekkim uśmiechem patrzyła na jego przebitą rękę, po czym przeniosła wzrok na jego twarz. Głębokie zielone oczy uchwyciły jego spojrzenie.
- Gdzie teraz jest twój Bóg?
Kątem oka dostrzegł ruch. Druga postać przyłożyła kolejny gwóźdź do jego drugiej ręki. W ślad za nim podążyła dłoń kobiety zaciśnięta na żelaznym młocie. Gwóźdź, miażdżąc kość, utkwił w drewnie. Gdy kobieta wbiła kolejne dwa gwoździe w jego nogi, był bliski utraty przytomności. Ostatni krzyk bólu wydal z siebie gdy dwie postaci w kapturach odcięły sznury, przytrzymujące jego ręce. Ciało zawisło na metalowych gwoździach.
Kierowca nie czuł już bólu. Nie słyszał krwi kapiącej na kamienną podłogę, z jego przebitych rąk. Gdy ostatkiem sił otworzył oczy, zobaczył jeden z gwoździ przyłożony do swojej klatki piersiowej, w miejscu gdzie biło jego serce.
Nareszcie, pomyślał..
Podniósł głowę i spojrzał na swojego kata.
Kobieta o jasnych włosach, wciąż się uśmiechała.
Komentarze
Cross : To moje pierwsze opowiadanie. Temat wziąłem z książki która dawno...
amaimon : Jednak w końcówce czegoś mi zabrakło...czuję jakiś niedosyt. N...
astarot : ale tego rodzaju opowiadan nie brakuje. Tak ze pomysl nie byl zbyt wybitny, ale...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły