Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Various Artists - Untitled: A Tribute To Zdzisław Beksiński

Dwa lata temu mocno przeżyliśmy informację o śmierci Zdzisława Beksińskiego, jednego z największych malarzy XX wieku. Sztuka Beksińskiego miała wiele twórczych kontynuacji, mimo, że Jego mroczne i ponure obrazy nie należały do lekkich w odbiorze. Tym razem artyści sięgnęli po wyjątkowy, muzyczny pędzel. 12 wykonawców z 7 krajów oddało hołd Zdzisławowi Beksińskiemu. Kompilacja ma przypomnieć wybitną twórczość malarza, a także pokazać ją tym, którzy nie mieli szansy docenić tej sztuki za życia Artysty. Płyta zawiera prawie 70 minut muzyki mrocznej, zagadkowej, skłaniającej do refleksji, budzącej niepokój podobny temu, jaki towarzyszy oglądaniu malarstwa Zdzisława Beksińskiego. Powstało dwanaście obrazów jak dwanaście bram.
Pierwszą otwiera delikatny, subtelny szkic Asmorda. Czarna przestrzeń ukryta za grubą kamienną ścianą otwiera się na spokojny ląd. I zaczynamy podróż. Kto, słuchając tego albumu, nie posiada tego pięknego wykończenia graficznego w postaci dwunastu prac Artysty, ten traci wielowymiarowość tego projektu. Contenplatron już buduje niepokój. Po zetknięciu się wcześniej z twórczością tego projektu, muszę stwierdzić, że zdecydowanie wolę dźwięki na jakże świetnym albumie "Contemplatron - Antarabhãva - Six Realms". Głosy i charakterystyczne kobiece wyziewy. Ktoś nie pozwala wyjść jej zza ściany. Aż mnie boli jej głos ...

Są utwory, przy których chce mi się płakać. Desiderii Marginis to mój faworyt. Przepiękne wejście w bajkę o narodzinach i śmierci. Każdy dźwięk krzyczy; "pobaw się tą historią!", a mnie kołyszą łzy. Utwór, który może się nie kończyć ... On ma te krawędzie właśnie, te nie zagięte, ten horyzont bez końca.

Dajej Gustaf Hildebrand podąża w słynne krainy Artysty, przejmując małe światełko od Desiderii Marginis. Już mnie nic nie kołysze. Zrobiło się zimno, sucho i ciemno. Wszystko huczy, wietrzne progi przestąpiły dźwięki. Atmosferyczne drgania wiszą nad głową. Obrazek w albumie wskazuje jeden ze słynnych opuszczonych krzyży. "Dom" na wzgórzu, kokon tuż nad przejściem w niebo stan.
His Divine Grace jest tak delikatnie mrożący, że nie mogę się mu oprzeć. Piękno zdartych płyt, ciasne przejścia zapomnianych zimnych labiryntów za ścianą ciepłego domu. Cudowny oddech na szyi, "ono" tu jest, oddycha tuż obok! To co niewidoczne, nie oznacza przecież niebytu. To co zapomniane, powraca z bólem w zakurzonych dźwiękach.

Hybryds budzi z marazmu. Otrzeźwia od razu przy pierwszych dźwiękach. Jak dla mnie, trochę za bardzo. Pomimo, że bardzo lubię ten projekt, sam kawałek nie wzbudza we mnie takich emocji, jak inne pomysły (chociażby "Ein Phallischer Gott" z 1997). Utwór przypomina mi proces przejścia, metamorfozy, objawienia. Obraz Beksińskiego przypisany temu kawałkowi świetnie uzupełnia ten wątek.

Hybryds znów nieśmiało maluje przestrzeń. Dźwięki te są zbliżone do wielu innych atmosferycznych fal. Kolejne neutralizujące kołysanie, choć może dla kogoś być to wzbudzanie niepokojącego przejścia w trans.

Job Karma wie za to jak nie przejść obojętnie. Pełno wody dookoła, jej chlupanie, kroki i szmery dają mi poczucie narastającego niepokoju i akcji. Tam coś się dzieje! Pozostaje tylko sobie wyobrażać. Chyba coś wyszło z wody ...

Kratong jest ... ładny. I tyle. Bardzo przezroczysty, nieśmiały, w ciszy przebiega minutami przez palce. A trwa ponad osiem minut. Zdecydowanie nie jest on w moim guście. Historia, która opowiada znam już z innych kołysanek. Przy szóstej minucie ktoś puka! Jakby do drzwi. A u mnie wybiła czwarta. Nie powiem żebym nie zaczęła się obawiać. Ktoś faktycznie puka?

Necrophorus też mnie nie zaskakuje ... Koń gdzieś w oddali, rozwiane dźwięki w wietrznych przestrzeniach. Może do mnie nie przemawia, ponieważ przypisany mu obraz Beksińskiego mi się nie zgadza? Chyba czas na zmiany w zasadach gry. Pomijając nawet kwestie graficzną, utwór ten zastyga zanim się urodzi ... a może to ja zrobiłam się wyczulona, przy osiemdziesiątym szóstym razie przesłuchiwania tego albumu.

Svartsinn podtrzymuje atmosferę oddali. Chyba one wszystkie odchodzą ode mnie jak słonie o ciężkim, powolnym chodzie. Widać już tylko zarys czegoś wielkiego. Odsuwają się coraz dalej ... Coraz mniej słychać... Teraz to już nawet nic nie widać. Słuchanie tego utworu zdecydowanie mi nie służy ...

Dwunasty apostoł niosący absolutne doznania. Zenital. Brzmi jak mechaniczny ptak uwięziony w za małej klatce. Ten utwór jest bardzo dobry! Przypominają mi się fotografie Beksińskiego. Duszne opary przemijania, one tak zawsze opadają trzepocąc szybko. Nim mrugniesz, one znikają.

Te siedemdziesiąt minut tak szybko mija. Powiadają, że tak się dzieje, gdy nie nadaje się imion. Utwory nie są tytułowane tak jak obrazy Artysty. Zawierają w sobie, każdy po części, tę ostatnią ciszę. Udało się namalować Jego twórcze przestrzenie. Warto w nie wejść - koniecznie z refleksją.

Część dochodów z wydawnictwa została przekazana na rzecz Muzeum Historycznego w Sanoku, które jest właścicielem największej kolekcji prac Zdzisława Beksińskiego. Pieniądze te wesprą rozbudowę Galerii Zdzisława Beksińskiego.

Wydawca: Wrotycz Records (2007)
Komentarze
Behemot : Fascynujacy i czasem przerazajacy artysta. I bardzo udane (brawa dla...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły