Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Turbo - Poznań, Blue Note (19.12.2010)

Start imprezy odbył się planowo 19 XII anno domini 2010 o godzinie 19:30. Poznański klub Blue Note zapchany był po brzegi, mnóstwo ludzi szykowało się na urodzinową ucztę. Na dzień dobry pojawił się Pan Wojciech H. zapraszając do wspólnej zabawy. Stwierdził, że to nie będzie koncert, tylko zwyczajne spotkanie z przyjaciółmi i nie wie absolutnie co się tego wieczoru może wydarzyć… zapłakałem... po raz pierwszy.
Zaproszenie na występ suportu zostało przyjęte. Chinsaw stał już na scenie, od dłuższego zresztą czasu podczas hoffmannowego gadania. Światła zgasły a w tle jako intro popłynęła muzyka orkiestrowa patetycznie nastrajając na potężnego kopa. Wokalista stał pośrodku ze spuszczoną głową, a wiatrak z dołu rozwiewał jego pokaźnej długości włosy upodabniając go do Galadrieli opierającej się propozycji Froda proponującego jej pierścień. Wyglądał niczym mitologiczna Meduza z rozwścieczonymi wężami wyrastającymi z czaszki.
Machina ruszyła! Mocne riffy od razu wpadły w ucho. Porządne melodie i sążniste brzmienie potężnych gitar potęgowało wyśmienite nagłośnienie klarownie przedstawiając dźwięki. Dopełnienie tego stanowił idealnie pasujący donośny głos.
Tymczasem pod sceną bawił się tłum, ale dopiero po dwóch, trzech kawałkach publika zaczęła szaleć na dobre, utrzymując taki klimat przez resztę gigu. Na koniec żywiołowego występu zaproszeni na scenę zostali jubilaci, którzy wkroczyli na nią w rytm odgrywanego wstępu metalicznej „Baterii”. Następnie odśpiewane zostało rockowe „Sto lat” ...oczy zwilżyły się po raz kolejny.
Chainsaw zagrał potem jeszcze parę miniaturek muzycznych – coś Maiden, jakieś chyba Ac/Dc, kawałeczek „Break in the Law” Judas Priest. Największe jednak na mnie wrażenie zrobił niecodzienny cover: otóż tekst „We will rock You” pod nutę „Paranoid”, ciekawie to brzmiało, a co lepsze idealnie jedno do drugiego pasowało! Ta zabawa doprowadziła ludzi do agonii pod sceną. Tym optymistycznym akcentem zakończyli swój wspaniały szoł.
Turbo bez cackania otworzyli swój występ utworem z najnowszej płyty „Na progu życia”, potem wjechał jak w masło starszy numer „Żołnierz fortuny”. Rozgrzana publika nie czekała na zachęty by wciskać się pod barierki, które nota bene oblegane były niczym podczas jakichś zamieszek ulicznych czy też protestów z okazji wolno stojących symboli chrześcijańskich nieopodal siedziby głowy niewielkiego państwa w środkowej Europie.
Chwilę oddechu spowodował fallstart w następnej piosence: jeden z muzyków się pospieszył i „Już nie z tobą” trzeba było zaczynać raz jeszcze. Oddech polegał na tym, że Hoffmann pogadał chwilkę z publiką mówiąc co to by mógł w takiej sytuacji rzec Czesiek Niemen, czyli: „Spierdoliłeś patalachu”. Nienaganna dykcja i wypowiedziane miękkie „l” w miejscu „ł” jak mieli w zwyczaju ludzie sprzed pół wieku wywołało salwę śmiechu. Później pograli  „Niebezpieczny taniec”, „Noc już woła”, „Salvator Mundi”, a następnie na scenę wkroczył nie kto inny jak Grzegorz Kupczyk, podczas gdy Hoffman przyniósł sobie krzesełko i chwycił za akustyka. W międzyczasie też wręczył byłemu wokaliście prezent w postaci zdjęcia, które później było rozdawane jeszcze wielokrotnie. „Szkło”, bo tak je nazywali z uwagi na anty-ramę w której się znajdowało, przedstawiało wszystkich muzyków, jacy przewinęli się przez zespół na przestrzeni trzech dekad ...bardzo miły akcent.
Przed zagraniem następnego kawałka Grzegorz się trochę nagadał o historii; jak to go przyjmowali  do grupy, jak to o sobie mawiał, że „piał jak koza”. Po tej chwili wspominkowej tylko w dwójkę przedstawili: „Lęk”. Chwilę potem reszta zespołu pojawiła się na deskach z zamiarem grania już elektrycznie, a  publika korzystając z chwili wytchnienia podczas instalacji instrumentów zaczęła śpiewać „Jaki był ten dzień”. Kupczyk powiedział więc parę słów o autorze słów do tejże ballady i „Dorosłych dzieci” - Andrzeju Sobczaku, który  pojawił się na chwilę na scenie by otrzymać olbrzymie brawa. No i co tu dużo mówić, musiało teraz zostać zagrane „Jaki był ten dzień” ...zapłakałem po raz trzeci.
Szkoda tylko, że podczas tego pobytu Grzegorza na deskach kręcił się jakiś irytujący facet z kamerą ciągle skierowaną na niego, trochę to było nie na miejscu chyba, ale trudno. Kupczyk zszedł, by ustąpić na powrót miejsca Tomkowi Struszczykowi.
Poleciało „Pozorne życie”, „Otwórzcie drzwi do miasta bram”, „Legenda Thora” po czym za perkusją zasiadł Mariusz Bobkowski. Tu Grzegorz opowiedział historię jak go ściągnął do kapeli; dostał numer telefonu i zadzwonił około 23:30, rozmowa wyglądała tak:
Wojtek:    „Słuchaj, czy... „
Mariusz:   „Oczywiście!” - nie dał nawet dokończyć zdania i był już w zespole. Miał wówczas za zadanie w błyskawicznym tempie przygotować 9 utworów – zawalił w tylko jednym; zasadniczo się sprawdził, więc współpracowali razem przy nagrywaniu płyty Awatar. Tak i jak teraz na scenie popłynęły dźwięki pierwszego kawałka tego longplay'a „Armia” bardzo ciepło przyjęta oraz „Sen”.  Po czym Bobek został skwitowany jako „najbardziej popieprzony bębniarz”.
Następnie zagrali utwór Piorta Krystka „Fabryka Keksów” a dalej przyszła pora na okres rzeźnicki - na wiesło wchodzi Marcin Białożyk, ksywa „Rzeźnik”. Hoffman zapowiedział, że pograją teraz trochę ciężej „a potem same sialalajki”, po chwili dało się słyszeć „Scum” z płyciwa „Dead End”.
Pojawił się Robert Fridrich, jakiś taki krótko ścięty włosy gdzieś zgubił; grają na trzy gitary z Rzeźnikiem i Andrzejem Łysówem „Enola Gej” poprzedzone małym zamieszaniem i komentarzem Litzy, że: „To nie są opóźnienia, to są oczekiwania”.
W składzie Tomasz-Lemmy Demolator-Olszewski, Kupczyk i Litza kontynuują grając : „Wybacz wszystkim wrogom” po czym Litza odłożył gitarę, a za perkusją z kolei pojawił się Tomasz Goehs, z którym to zagrali „Kawalerię szatana II”.
Później miał miejsce nieodłączny motyw z albumów Turbo, czyli utwór instrumentalny - „Bramy Galaktyk”, gdzie piękne unisono porwało ludzi do skoków. Łysów opuścił scenę, a Lemmiego na basie zastąpił Henryk Tomczak. Hoffman korzystając z chwili przerwy opowiedział kolejne kawałki historii, jak to nie chciał wcale grać w zespole Turbo. Tymczasem Tomczak w kapeluszu na głowie z rondem jak piła tarczowa, gotowy, już czekał na Wojtka Anioła, który siadał właśnie za garami, do mikrofonu natomiast podszedł Piotr Krystek. W takim składzie zagrali „Śmiej się błaźnie”.
Abstrahując od faktu, że wokalista wyglądał jak grzeczny uczelniany profesor, klimat jaki dało się wyczuć przeniósł nas w początek lat 80. Nic zresztą dziwnego, w końcu ostatnio razem w takim składzie grali 29. lat temu!
Przyszedł czas na pierwszy wokal – Wojciech Sowula  – pomysłodawca nazwy zespołu pojawił się na scenicznych deskach, basista się na razie nie zmieniał; zaprezentowali: „Nieznajoma z mego snu” oraz „Dałaś mi klucz” a w tym wplecione hasło „Total Destroy” – nie gołosłowne zresztą, bo Sowula zaczął się miotać po scenie, walczyć z odsłuchami i kręcić młynki mikrofonem. Potem w glorii, chwale i burzy oklasków oddalił się na zaplecze. Dalej z obecnym wokalem poleciało „Taka właśnie jest muzyka” i „Mówili kiedyś”.
Przyszedł teraz czas na wspominkę zmarłego Tomka Dziubińskiego z Metalmindu i soczyste riffy „Strażnika światła” oraz „Szalonego Ikara” - wielokrotnie słyszanego, znanego na pamięć... jednak ciary i tak mi po plecach przeszły. Następnie troszkę spokojniej: „Ktoś zmienił” i „Smak ciszy” - w życiu nie słyszany przeze mnie na żywo tu okazał się re-we-la-cją!
Pora na finał, Struszczyk w te słowa się pożegnał: „Wystąpił dla Was w 38. składach trzydziestoletni zespół Turbo” i jakżeby mogło być inaczej doleciały do nas dźwięki „Dorosłych dzieci” ...z Kupczykiem w duecie ...i całą zresztą salą...
Na sam już koniec Hoffmann wymienił występujących, a każdy z nich wbijał się ich na scenę, ...którą to całą zapchali. Do tego wymienił nieobecnych i także podziękował za wspólne granie. Padł też z jego ust ciekawy i jakże prawdziwy komentarz porównujący tworzenie muzyki kiedyś i dziś; że w obecnych czasach 105. osób tworzy 13. zespołów, a kiedyś 9. muzyków robiło w 13. zespołach. Nie da się z nim nie zgodzić.
Na „do widzenia” Struszczyk i Hoffmann sami zostali na scenie i zapodali delikatnie kilka wersów z ostatniej płyty ostatniego utworu: „Epilog”.
Co tu dużo mówić, urodziny się chopakom udały; był tort, było „Sto lat”, były śpiewy i tańce. Czegóż chcieć więcej? Zdrowia chyba życzyć im nie trzeba, bo najstarszy w członków -  Wojtek H. jako jedyny cały czas nieprzerwanie spędził na scenie, podczas gdy inni muzycy wymieniali się dość często. Nadmienię, że występ trwał trzy i pół godziny, więc kondycji mu nie brak! Zabawa była przednia, miło było zobaczyć większość utworów odgrywanych w oryginalnym składzie. Niepowtarzalne to doznania warte naszego i ich rodzimego miasta Poznania.
http://www.darkplanet.pl/gallery/photo/106519
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Fotorelacja

Chainsaw - Fotorelacja

Podobne artykuły