Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Christopher Young - The Exorcism Of Emily Rose

Któż nie pamięta obrazu filmowego Williama Frendkina, który w roku 1973 po przez "Egzorcystę", a raczej swoją ostrą wizją szokował świat - dzięki czemu zresztą stał się obrazem kultowym. Gdzie nie gdzie ten obraz był ocenzurowany, ale do dzisiaj nawet jak film jest puszczany w telewizji widz ma ochotę przysiąść, przykryć się ciepło kocem, i wkroczyć w klimat, który do dzisiaj porusza swą grozą widza. No i główny motyw muzyczny zaciągnięty z płyty "Tubular Bells" Mike'a Olfielda - jeden z takich, który się pamięta zawsze, ale także przy którym przechodzą dreszcze. Dzięki właśnie ścieżce dźwiękowej do tego filmu - film stał się dla wielu klasykiem.
W roku 2005, dnia 28 października, na ekrany polskich kin wszedł obraz Scotta Dericksona "Egzorcyzmy Emily Rose" (The Exorcism Of Emily Rose). Obraz, który zbudził wiele kontrowersji, ale także był powodem refleksji i pytań na temat duchowości, wiary religijnej. Z miejsca stał się filmem dla wielu kultowym, który jest śmiało wkładany na półkę pomiędzy "Omena" Richarda Donnera, czy "Egzorcystę" Frendkina. Dla wielu także filmem średnim. Ale to inna bajka teraz.

Christopher Young jest komopzytorem niezwykle wszechstronnym. Nagrał partytury niemal do każdego gatunku filmowego, choć raczej specjalizuje się w klimacie grozy. I tak został zaszufladkowany - "to ten od filmów grozy i s-f'". Zasłynął słynną ścieżką dźwiękową do filmu "Hellraiser", która jest jego wizytówką talentu i od tego dzieła stał się jednym z najbardziej opłacanym i rozchwytywanym kompozytorem. Jego styl jest bardzo charakterystyczny, niemal mylący, gdyż bardzo podobny styl ma także Elfman. W Youngu drzemią dwie osobowości, które są bardzo charakterystyczne w jego kompozycjach. Pierwsza - powoduje, że sięga po abstrakcyjne pomysły, mroczne dziwne brzmienia. Druga osobowość - prowadzi go do sięgnięcia formy klasycznej o harmonii melodycznej. Nie mniej - choć jego styl jest bardzo rozpoznawalny prawie w każdej jego partyturze - w ścieżce dźwiękowej do "Emily ...", można wyczuć coś nowego, przerażającego, co sprawia, że włos się jeży na głowie.

Wiele się mówi o obrazie, o efektach specjalnych, o grze aktorów i wrażeniach jakie pozostawia film. O ścieżce dźwiękowej niemal wcale. Oczywiście wspomni się coś nie coś na ten temat, ale ścieżka dźwiękowa dla wielu widzów zamienia się w cień i przechodzi bez echa. Liczą się wrażenia wizualne, fabuła, aby mogła się podobać i zaskakiwać. A przecież - muzyka jest jednym z ważnych elementów trójcy filmowej, która nie może być niezauważona nawet, jeżeli jest słabą czy bardzo dobrą partyturą. To ona tworzy klimat, to ona jest główną aktorką filmu i to ona kieruje emocjami. Więc z rozkoszą sięgnąłem bo oryginalną ścieżkę filmową Christophera Younga do filmu "The Exorcism Of Emily Rose", gdyż Young = emocje, które szybko nie przemijają i powoduje, że słuchacz zostaje pożarty przez wyobraźnie muzyzczną.

Original Motion Picture Soundtrack "The Exorcism ..." składa się z takich stałych elementów jak pianino, róg, sample, złowieszcze smyczki i najważniejszy element ścieżki - śpiew/nucenie dziewczyny. Ukazują się często obrazy Zła, przerażenia, ale także niewinności i bólu. Ścieżka zaczyna się partyturą "Prologue". Ukazuje się nam róg i klarnet, który podobny bywał w "Egzorcyście" w scenach związanych z Afryką. Tutaj róg jest elementem grozy, takimi nożyczkami, które ścinają wstążkę, aby otworzyć wrota nut opowiadając historię dziewczyny. Powoli staje się niepokojąco, gdy odzywa się pianino i śpiew dziewczyny. Przyznam, że ładnie jest tutaj ukazana niewinność, bezbronność.

Scenę jak Doktor przychodzi do domu gdzie był główny teatr walki z sześcioma demonami, bardzo ładnie odzwierciedla utwór "Emily Rose". Słuchając go, czuć niemal dotkliwie miejsce akcji i postać Emily. Nie jest to utwór łagodny, choć znów słyszymy śpiew dziewczyny, pojawił się nowy instrument - kobzy i instrumenty dęte. Właśnie te instrumenty są panami tegoż utwory co sprawia, że człowiek idzie krainą mglistą - nie odkrytą.

Wkraczamy teraz powoli w fazę gdzie powietrze zastępują smyczki. Jest to lewitacja, gdzie wszech i wobec otaczają nas te dźwięki - raczej jest to eksperyment czy zgranie się smyczków, które prowadzą słuchacza drogą ku przerażającej muzycznej historii, gdzie nie będzie już odwrotu.

W tym dziele są dwa zestawy "tri" partytur. Pierwszy to - "Interlude #1; #2; #3" - który jest początkiem opętania Emily. Zaczyna sie – co moim zdaniem jest niesamowitym odzwierciedleniem niepokoju - obrazując kilkoma niskimi tonami pianina. W zestawie "Interlude" głównym punktem jest tutaj głos dziewczyny tzn. niewinnej bezbronności. Wpadamy w paszcze szaleństwa - i ten "syreni" głos kobiety jest skałą, a słuchacz nieświadomy tego kieruje się ku skarpie. Co prawda charakteryzuje ten utwór "Interlude #1" spokój, ale nie zmienia to faktu, że są zapowiedziami nadchodzącego Zła, a niewinność jest kierowana ku upadkowi. Nawiasem mówiąc - mi osobiście trylogia "Interlude" się nie przypodobała, gdyż mało tutaj w nim ekspresji i nic nowego nie wnoszą. A są raczej lekko nużące. Jest w nich nasionko klimatu – ale wielkimi partyturami nie są i szybko o nich się nie pamięta. Szczególnie wtedy gdy wiemy, że po nich czeka nas coś bardziej barwniejszego, coś bardziej złowieszczego.

A mowa tutaj o zestawie "First Possesion", "Second Possesion", "Third Possesion". Tu są pierwsze prawdziwe spotkania z talentem tegoż kompozytora. Niemal dwadzieścia minut szaleństwa, uroku i dynamiki. We "First ..." smyczki cieniutko na początku spokojnie krążą, potem z elementami elektroniki atakują słuchacza. Można popaść w obłęd. Gdyż w tym utworze Young droczy się z słuchaczem. Taka gra czajenia się i ataku, czajenia i ataku, raz po raz. Tylko, że dźwięki tu dość długo się czają, dopiero z szałem raz po raz kłują i popychają samplami. Ale nie jest to wcale minus - wręcz przeciwnie, oczekujemy kiedy nastanie atak. Poznajemy zło na pięciolinii, poznajemy strach ubrany w mroczne ostre nuty.

Część druga "Second Possesion" nie jest gorsza od pierwszej. Raczej jest to kontynuacja partytury "First ...", smyczki tu się dłużą, a w tle słychać śpiew dziewczyny, co jakiś czas pianino, sample. Początek partytury jest bardzo spokojny, choć niepokojący. Słychać dźwięki przypominające kraczące kruki, czy wron. I główne ukłony swe tutaj smyczkom kieruję – jeżeli chodzi o nastrój. Ileż w nich brutalnego uroku. Wydaje się jakby ktoś pazurami drapał tablicę wyzwalając zgrzytający dźwięk, który wierci w umyślę dziurę. I po chwilii cichną smyczki i pojawia się róg. Nadchodzi najlepsze.

"Third Possesion" jest bardzo rozbudowaną partyturą. Pojawia się główny motyw muzyczny - delikatne stukanie w klawisze fortepianu wydobywające niskie tony. Aby potem smyczkami, samplami na zmianie i ciężkimi tonami fortepianu nieźle mogą wystraszyć słuchacza. Szczególnie ostatnie sekundy partytury - chaotyczne wrogie smyczki połączone z samplami. Coś pięknego.

"Interlude #2" jest myślę bardzo ciekawym utworem. Otóż słychać śpiew dziewczyny, ale także jest odczuwalny dźwięk coś peypominający jakby wystraszone głosy. Najciekawszy z trylogii "Interlude" - jeżeli chodzi o efekt.

No i najlepsza partytura tegoż soundtracku. "Egzorcism". Najbardziej rozbudowany utwór, dynamiczny, szalenie ostry i groźny. Wszystkie instrumenty - smyczki, sample, kotły, rogi połączyły się w jedność. Sporo elektroniki - a raczej dźwięków ambientowych. Orkiestra wpadła w trans, została opętana przez szalonego demona muzyki, nut i dźwięków . Smyczki tutaj drapią, kopią, gryzą i kłują. Sample i kotły uderzają słuchaczem raz po raz o ścianę. Partytura jest bardzo eksperymentalna, może się nie spodobać słuchaczom, którzy robią pierwsze kroki w muzyce filmowej, ale dla mnie "Exorcism" jest partyturą kapitalną, w pełni ukazujący talent nastrojowy jaki prezentuje Young. Słuchając jej miałem takie wrażenie jakby mnie siekało tysiące kawałeczków szkła.

"Six Demons" kontynuuje obraz "Exorcism", ale główny nacisk jest na róg wydobywający ciężki ton. Co jakiś czas pojawiają się "smyczkowe kruki" Bardzo króciutki utwór - ale nie ubogi.

No i ostatni z zestawu "Interlude" lecz już o numerze trzy. Jest inna niż dwie poprzednie, dużo tutaj fortepianu i melodii, za to znikoma ilość smyczków. Nie jest tak ciężka instrumentalnie, lecz odczuwa się takowy efekt smutku – melancholię. Przeważnie przez tą śpiewającą dziewczynę - słuchacz powoli oddycha. I tak pozostaje do końca - szczególnie odczuwamy to w dwóch końcowych partyturach "Martydrom" i "For Anneliese Michel".

"Martydrom" na początku przypominał mi klimat z dzieła Kilara "Kościelec 1909". Jest to bardzo zaskakujący utwór, gdyż cała niemal płyta zawiera trudne w odbiorze partytury - wcale nie melodyjne. Więc ucieszyłem się słuchając "Martydrom" - bo jest partyturą klasyczną tzn melodyjną i graną przez smyczki. Co prawda partytura jest lekko melancholijna, ale oto chodzi przecież. Jest smutna, ale także niepokojąca. Young kapitalnie wprowadza w klimat smutku tym utworem. Kończąc historię, która tak naprawdę dobrze się nie skończyła.

Pozostał jeszcze ostatnia partytura. Bardzo ważna - zapewnie i dla Younga. Gdyż jest to partytura pożegnalna, a raczej jest skierowana ku pamięci Anneliese Michel - dziewczyny, która była pierwowzorem postaci Emily. W "For Anneliese Michel" czuć pasję i współczucie Younga wobec postaci realistycznej. Tym muzycznym przemyśleniem chce się podzielić ze słuchaczami. I to mu się udaje. Bardzo dobrze Young zrobił umieszczając tą partyturę na tej płycie. Kończy melancholijnie i refleksyjnie - melodyjnymi smyczkami, klarnetem i śpiewem dziewczyny. Idealnie. Jedno z takowych dzieł z którego Young może być dumny z siebie. Zamykając roździał w swojej niezwykle dźwięcznej karierze

Podsumuwując - Original Soundtrack Motion Picture - "Exorcism Of Emily Rose" autorstwa Christophera Younga jest płytą dobrą, a nawet ciut więcej niż dobrą. Na płycie znajdują się co prawda czternaście utworów, ale jak dla mnie - połowa z tego jest naprawdę warte przesłuchania. Muszę tu przestrzec iż, dzieło "The Exorcism ..." jest ścieżką trudną w odbiorze i wyróżnia się bardzo przy innych dziełach Younga. Inne dzieła są melodyjne tak jak w przypadku "Species", lecz płyta "The Exorcism ..." i poszczególne jej partytury są bardzo złożone, skomplikowane i bardzo dojrzałe. Niemal ciągle jest odczuwalny dotyk Mistrza. I myślę, że dlatego warto przeżyć z nią wolny samotny wieczór z muzycznymi demonami.

Wytwórnia: Lakeshore Records (2005)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły