Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Amorphis - Tales From The Thousand Lakes

Amorphis, death metal, progressive metal, Tales From The Thousand Lakes, Kasper Martenson, Jan Rechberger

Dwa lata po swoim płytowym debiucie fiński Amorphis wydał swoje drugie pełnometrażowe dzieło, którym zachwycił bajkową magią pięknej, ale mrocznej i tajemniczej krainy tysiąca jezior. Oparty na ludowym eposie Kalewala album w niesamowity sposób oddaje klimat północnych krajobrazów, gdzie noc panuje przez pół roku, o czym przekonuje już okładka.

Jednak sama atmosfera oraz warstwa liryczna i graficzna byłyby niczym bez wspaniałej muzyki. A tej na „Tales From The Thousand Lakes” akurat nie brakuje. Jest to urzekający folklorystyczną barwą, melodyjny death metal wspaniale charakteryzujący ten dziewiczy świat. Ciężkie, deathowe riffy współgrają z progresywnymi zagrywkami, a zachrypnięte growlingi z czystym śpiewem, klawiszami i organami. W ten sposób powstał cudowny obraz, w który można sie wtopić i chłonąć opowieść o odległym królestwie baśniowych postaci i nieposkromionej przyrody.

Co ważne „Tales From The Thousand Lakes” to sztuka bardzo przebojowa. Praktycznie każdy numer ma swoje charakterystyczne, porywające momenty. Jako taki reprezentacyjny kawałek z tej płyty, w setliście koncertowej, na stałe zadomowił się „Black Winter Day”. Oczywiście jest to świetna pieśń, ale ja mam tu swoich innych faworytów. Już pierwszy, po klawiszowym intrze, „Into Hiding” jest kozacki, lecz dla mnie mistrzem jest następny „The Castaway”: „One wing ruffled the water and the other swept the sky”. Następny wymiatacz to „Drowned Maid”: Waters of the sea, so much blond of mine”. No i mistrzowski “In The Beginning” z niesamowitą solówką organkową oraz „Magic And Mayhem”. Już sam nie wiem czy tam są efekty elektroniczne, czy to jakiś instrument, ale wychodzi to wyśmienicie. Ciężko jednak tak wymieniać, bo jest to muzyka wspaniała w całości i gitarowo i wokalnie, kompozycyjnie i klimatycznie. Świetna robota Kaspera Martensona, nowego klawiszowa w Amorphis, który zwolnił z tego obowiązku perkusistę Jana Rechbergera. Świetna robota całego zespołu, który stworzył płytę legendarną i jedyną w swoim rodzaju.

 

Tracklista:

01. Thousand Lakes
02. Into Hiding
03. The Castaway
04. First Doom
05. Black Winter Day
06. Drowned Maid
07. In The Beginning
08. Forgotten Sunrise
09. To Fathers Cabin
10. Magic & Mayhem

Wydawca: Relapse Records (1994)

Ocena szkolna: 5+

Komentarze
larssson : Dla mnie naj!!!Ale rozumiem ze musza "evoluowac"...choc jak dla mnie to przez o...
Yngwie : Amorphis - Elegy - My Kantele (acoustic) VKU - Yngwie ... na pewno ba...
Sumo666 : Czy najlepszy ?? Polemizowałbym tu dość poważnie na ten temat. Na...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły