Tym razem nie będzie przydługiego wstępu, bo zamierzam od razu wypalić
z grubej rury. Najnowszy album zespołu Lamb Of God to
najgorsze wydawnictwo w historii tej zasłużonej dla rocka XXI
wieku kapeli. Z przykrością jest mi to pisać, ale formacja, która
zawsze była gwarantem najlepszej jakości, stała się maszynką do
tworzenia przeciętnej, a miejscami nawet bezbarwnej muzyki.
Komentarze Ignor : Początek nowego wieku był jak dla mnie też całkiem dobry , jeśli n...
Sleeping_Giant : Jak by nie patrzeć to cały metalcore kuleje ostatnio :? Najlepsze cz...
Harlequin : dzięki Bogu, bo coraz bardziej nie moge tego słuchac :)
Już 24 lutego metalcore'owy zespół Lamb Of God wyda swój nowy album zatytułowany "Wrath". Płyta ukaże się w Ameryce Północnej za sprawą Epic Records, na Starym Kontynencie wydana zostanie w barwach wytwórni Roadrunner Records. Materiał na piąty studyjny album zarejestrowano pod okiem producenta Josha Wilbur w studiach w Nowym Jorku, w stanie Virginia i New Hampshire.
Powstały w 2004 roku "Ashes Of The Wake" - trzeci już album metalcore''owej grupy Lamb Of God - to chyba szczytowe osiągnięcie formacji. Krążek wręcz obfituje w nieprzeciętne zagrywki gitarowe, olbrzymią dawkę mocy i ciekawe ozdobniki nie rzadko zaczerpnięte z typowo industrialnego zaplecza. Również wspaniały growling Blythe'a - będący wizytówką grupy już od samego "New American Gospel" (pierwszy album grupy) - stoi tutaj na dość wysokim poziomie. Reasumując panowie z Richmond oddają w nasze ręce kawał już nie tak świeżego, ale wciąż rozgrzanego metalu.
Lamb - brytyjski projekt reprezentujący, teoretycznie, scenę alternatywnej elektroniki i trip-hopu - w praktyce twórczość duetu to nieznośna dla obojętnego słuchacza mieszanka ambitnej elektroniki z cechującym się szybkim, trudnym do nadążenia tempem drum'n'bassem i duszną atmosferą trip-hopu. Założycielami i jednocześnie członkami zespołu byli producent Andy Barlow oraz wokalistka/autorka tekstów Lou Rhodes.
W 1996 roku powstały chyba wszystkie brytyjskie kapele trip-hopowe. Oczywiście to śmiałe stwierdzenie nie ma podstaw bytu, ale przez ostatnie parę dni poznałem dwie grupy z tego kręgu muzycznego, które swe debiuty odnotowały właśnie w 1996 roku. Pierwszą z nich było Archive ze wspaniałą płytą "Londinium", którą miałem przyjemność opisać wam pokrótce, drugą zaś jest zespół Lamb oraz ich krążek nazwany tym samym tytułem. Już na pierwszy rzut oka widać, że pomimo przynależności do wielkiej trip-hopowej rodziny, obie formacje zdają się być swoimi przeciwnościami.
Drugi krążek Lamb Of God - "As The Palaces Burn" to kolejny dowód na wspaniałą kondycję muzyczną zespołu. Mamy, zatem do czynienia po raz drugi z soczystym groove metalem, który swą potęgą, jeśli nie zbija z nóg, to przynajmniej przykuwa uwagę. Poszczególne utwory są utrzymane w stylistyce debiutanckiej płyty "New American Gospel". Znowu, zatem potężne galopady perkusyjno-gitarowe okraszone potężnym głosem Randalla Blythe'a. Jednak mimo pozornej "powtórki z rozrywki" w tym albumie jest coś, co pozwala nazwać go świeżym, innymi słowy, chociaż krążek stara się nie zaskakiwać (co prawie zawsze mu się udaje) i łatwo się domyślić chociażby rytmu poszczególnych kompozycji, to nadal słucha się go całkiem przyjemnie, a i głowa czasem się pokiwa.
Komentarze Harlequin : Odnośnie tej płyty mam tylko jeden zarzut - jaki gamoń schował perku...
mefir : mnie bardziej podnieca "Ashes of the Wake" a w szczególności utwór -...
Ignor : Jak dla mnie jest to zdecydowanie ich najlepsza płytka , nie ma tu momentów...
Na trop tego zespołu wykonującego gatunek nigdy dotąd niecieszący się moim uznaniem, a nazywany przez znawców tematu groove metalem wpadłem zupełnie przypadkiem, podczas jednej z audycji radiowych. Pokazano tam jeden z utworów grupy Lamb Of God, pochodzący z ich pierwszej płyty "New American Gospel". Sam do końca nie wiem czy to jakaś chwilowa niedyspozycja czy może senność (pasmo leciało, bowiem w godzinach nocnych), doprowadziły do tego, że kawałek nie dość, że mnie zaciekawił, to jeszcze stał się wstępem, do jeśli nie dyskografii zespołu, to, chociaż ich pierwszej płyty. Tak, więc pewnego dnia usiadłem do albumu Amerykanów i oddałem się ich muzyce. Wynik tej przeszło 30 minutowej przygody muzycznej przerósł moje najśmielsze oczekiwania.
Już 30 czerwca ukaże się ekskluzywne DVD "Walk With Me In Hell" amerykańskiego zespołu Lamb Of God. Będzie to ich pierwsze wydawnictwo pod patronatem wytwórni Roadrunner Records. "Walk With Me In Hell" będzie zawierało około 5 godzin materiału rozmieszczonego na dwóch płytach.