Dwa pierwsze albumy Rhapsody nie pozostawiały złudzeń, że mamy do czynienia z zespołem wyróżniającym się na scenie powermetalowej. W związku z faktem, że dość szybko ten gatunek się wyeksploatował nie pozostało więc nic innego jak liczyć na elitę. Trzeci część sagi "Emerald Sword" została opatrzona tytułem "Dawn Of Victory", ale jak się to miało okazać - zamiast narodzin zwicieśtwa było to raczej początek upadku.
Po owacyjnie przyjętym "Legendary Tales" włoskie Rhapsody powróciło z kolejną częścią sagi. Album "Symphony Of Enchanted Lands" został jednak poprzedzony singlem "Emerald Sword" wydanym jeszcze w tym samam roku co regularny album. Oczekiwania - jak zawsze w przypadku "świeżych" zespołów były spore, ale Rhapsody nie zawiodło.
Za sprawą Hammerfall, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać inne zespoły pragnące propagować podniosłe, nadęte, powermetalowe pieśni o rycerzach, zaczarowanych lasach, magii i innych niestworzonych rzeczach. Zważywszy na fakt, że takie formacje jak Helloween czy Running Wild przeżywały wtedy kryzys twórczy, to wydawnictwa nowo powstałych zespołów mogły być powiewem świeżości. Na tle setek podobnych do siebie zespołów właśnie Rhapsody potrafiło stworzyć muzykę, która by się wyróżniała.
Emile Autumn, artystka o bliżej niezdefiniowanej twórczości uciekającej wszelkiemu nazewnictwu powraca nowym, zaskakującym wydawnictwem. 22 sierpnia ukaże się 8-trackowa EPka na której Amerykanka postanowiła zmierzyć się z dwoma ponadczasowymi hitami - "Girls Just Wanna Have Fun" pierwotnie wykonananym przez Cyndi Lauper w 1983 roku oraz z przebojem grupy Queen "Bohemian Rhapsody" pochodzącym z wydanej w 1975 roku płyty "A Night At The Opera".