Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Felietony :

Pomiędzy skazą a rozkoszą - subiektywnie o libertynizmie

Pomiędzy skazą a rozkoszą - subiektywnie o libertynizmie Większość ludzi nie ma pojęcia co kryje się pod ładnie brzmiącym terminem "libertynizm". Co więcej, większość osób, z którymi miałam styczność albo myliła ten termin z podobnie brzmiącym liberalizmem, lub też libertarianizmem, albo uważała libertynizm za coś niesamowicie wspaniałego, jakby wypaczenie ducha i terminu wolności miało być czymś pięknym.

"Największa rzecz na świecie to umieć należeć do siebie".

Michel Montaigne

Jedna z konkluzji, które wypłynęły na fali moich rozważań doprowadziła do stwierdzenia, że libertynizm można albo pokochać, albo znienawidzić. Nie ma nic pomiędzy - oczywiście jeśli miało się z nim styczność (chociażby przy okazji słowa pisanego). Oczywiście nie możemy się tutaj ograniczać li tylko do kategoryzacji - co jest dobre, a co złe, ale myślę, że mogę sobie pozwolić na przedstawienie libertynizmu oczyma osoby, która zgłębiała temat od strony naukowej.

Libertynizm (etym. fr. libertinage- wyzwolenie) to pojęcie zrodzone jeszcze przed Oświeceniem we Francji. Związane bezpośrednio z naturalizmem oraz sceptycyzmem wobec wiary i religii. Postulował rozumną i chłodną analizę rzeczywistości, łagodną, a zarazem wszechstronną krytykę Kościoła, przeważały w niej tendencje epikurejskie - kult przyjemności i rozkoszy. Należy zauważyć, że pierwotnie francuskie słowo "libertin" i angielskie "libertine" funkcjonowały jako synonim rozpustnika. Na początku słów tych używano nie do określenia nurtu światopoglądowego, lecz na określenie moralnego zepsucia. Już w XVI wieku używa się tego wyrazu dla nazwania swobody obyczajów. W 1611 roku pierwszy francusko-angielski słownik Cotgrave'a tłumaczy słowo "libertinage" jako "libertynizm, epikureizm, zmysłowość, rozwiązłość, rozpusta". Oxford English Dictionary oraz słownik Littrego pozwalają nam prześledzić semantyczny rozwój tego słowa. W połowie wieku XVI libertynami nazywano sektę protestancką w Niderlandach i północnej Francji. Oczywiście pełen wymiar w nomenklaturze "libertynizm" uzyskuje dopiero w XVIII wieku, kiedy to staje się synonimem zepsucia i dewiacji seksualnych. Okres libertyńskiej Francji, czy też libertyńskiej epoki możemy śmiało podzielić na dwa etapy: pierwszy - to czas tzw. "libertynizmu oświeceniowego" - ruchu, który prowadzić miał do wyzwolenia umysłów z "kajdan średniowiecznej dewocji i izolacji", czyli wyzbycia się więzów obyczajowych, w których trzymał ludzi Kościół (uznawany podówczas za sługę zabobonu i ograniczenia umysłowego). Drugi okres, nieco późniejszy charakteryzował się wyuzdaniem praktyk seksualnych (wchodziły w to praktyki flagellacyjne, algolagnia). Wg Encyklopedii Diderota: Libertynizm to zazwyczaj zdawanie się na instynkt, który wiedzie nas do zmysłowych przyjemności, nie zważa na dobre obyczaje, ani nie stawia sobie za cel ich zwalczania(…) [1]. Do tego czasu libertynizm zdołał pochłonąć większość dziedzin życia. Dewastując wszystko to co zostało zbudowane przez kościół w umysłach i sercach ludzi. Praktyki libertyńskie rozpowszechniały się w niemalże każdej dziedzinie życia - kulturalnej jak i niekulturalnej. Dotykały wszystkich warstw społecznych - a zatem teatr, literatura, dwór, mieszczaństwo i wieś skażone były tym perwersyjnym nurtem obyczajowym (perwersyjnym nie tylko w sensie seksualnym, ale przede wszystkim moralnym). Libertyni za cel i sens stawiali sobie maksymalne przeżycie rozkoszy zmysłowych. Epikureizm i hedonizm stanowiły najistotniejsze cechy późnego libertynizmu i jego światopoglądu - nie było większej wartości od rozkoszy. Kładziono nacisk na prawa jednostki, akcentowano je, prezentowano postawę indywidualistyczną i elitarystyczną. Libertynizm przemawiał za egoizmem, moralnym relatywizmem, był blisko powiązany z koncepcją utylitarystyczną. Wyznawca tej niezbyt chlubnej idei odrzucał świętość, drwił z kościoła, a w swoim sceptycyzmie był bardzo ostrożny, myślał nim wypowiedział jakikolwiek sąd, a wszystko starał się poznać empirycznie. Był wyznawcą eksperymentalizmu.

Libertynizm nie był jednak ideą samą w sobie, był to zestaw zachowań, amoralnych działań, które prowadziły ówczesny lud na skraj zepsucia etycznego. Jeszcze grubo przed Oświeceniem libertynizm określano jako swobodę dam wyzwolonych i przekraczanie wszelkich granic, ożywienie towarzyskie. Możemy założyć, że te wszystkie schorzenia socjologiczne jakie miały wówczas miejsce wynikały z niezrozumienia dla podstawowych pojęć takich jak miłość i szacunek, a także braku zaufania do bliźniego i dla wiary w Boga. Libertynizm - który niewątpliwie prowadził do Oświecenia i niewątpliwie był jedną z jego główniejszych myśli - pozbawiony był całkowicie sentymentalizmu. Kochankowie nie byli po to by się kochać, często byli przypadkowymi i obcymi ludźmi, którzy znaleźli się we wspólnym łożu drogą pomyłek, intryg i narkotyczno-alkoholowych seansów. Zaginął nam gdzieś pod stosami libertyńskiej beletrystyki honorowy rycerz Tristan - nie ma czasu na wspominki, nie ma czasu na miłość - chodzi tylko o to by przeżyć jak najwięcej uciech, wyzwolić się najbardziej ze wszystkich. Przyglądając się poszukiwaniu rozkoszy przez libertynów w literaturze na pewno nie natkniemy się na sytuację, kiedy poczytnym dziełem jest jakiś artykuł o treści moralizatorskiej (chyba, że taki, do którego stany uprzywilejowane podchodzą z nutą ironii). Same zaś kazania kościelne były odbierane przez libertynów jako okazja do dobrej zabawy, kpiny, ironii i szyderstwa, ale każdy prawdziwy libertyn nigdy nie dawał po sobie poznać co tak naprawdę skrywa jego serce. Na pozór pobożne kobiety i mężczyźni spotykający się w świątyni niejednokrotnie bywali uczestnikami tych samych orgietek w lasku bulońskim. Wyraźnie zarysowuje nam się tutaj kontekst podwójnej moralności.

Nie trudno się domyślić, że z punktu widzenia chrześcijaństwa, libertynizm był kuszeniem samego Diabła - Libertynizm, ohydny, wyuzdany libertynizm zaraża serca i umysły, wiedzie ku demoralizacji, zepsuciu i rozpuście, oddala ludzi od Boga [2]. Człowiek żyjący w epoce libertyńskiej poddawany był kościelnej indoktrynacji i ostrzeżeniom mówiącym o „źle” kryjącym się w tym odrażającym zjawisku. Na samą wzmiankę słowa "libertyn" wierzący człowiek odżegnywał się ze zgrozą. Natomiast Ci, których myśl „wyzwoleńcza” zdążyła już całkiem pochłonąć udawali tylko odrazę, kryjąc mocno sceptyczny uśmiech. Nie bez powodu zatem chrześcijańscy apologeci atakowali wczesnych libertynów - sądzili oni bowiem i to zupełnie słusznie, że ich filozofia, nurt światopoglądowy ma służyć zniszczeniu moralności. Działania kościoła w walce z wyzwoleniem obyczajowym przyniosły pewien sukces - widać to chociażby w literaturze (np. "Noc i chwila" Crebillona kiedy to Klitander mówi do Cydalizy w akcie skruchy, żałując za swoje przewinienia "wszyscyśmy libertyni"). Co prawda nieco za późno, ale udało się w końcu działaczom chrześcijańskim nadać libertynizmowi pejoratywny wydźwięk. Staje się on już nie tylko "wyzwolonym umysłem", ale zyskuje miano hulaki, rozpustnika- pozbawionego hamulców moralnych na skutek utraty wiary w Boga.

W XVIII wieku doszło do tego, że "rozpustę" przeciwstawiano "libertynizmowi" jako zjawisko pozytywne (gdyż rozpustnik nie krył się z niczym, był słaby psychicznie). Zwykły rozpustnik był podatny na grzech, miał słabą wolę- libertyn zaś czynił wszystko dla chwili, dla siebie, egoistycznie i samolubnie, niejednokrotnie dla krzywdy innych. W końcu nazwanie kogoś "libertynem" zaczynało być traktowane jako obelżywy epitet, a jednocześnie jako olbrzymie wyróżnienie. Na nic się zdały jednak nauki Kościoła o demoralizacji idącej z tym prądem światopoglądowym, gdyż właśnie wówczas Książę de Ligne postawił libertyna nad zwykłym rozpustnikiem, ukazując go jako skromniejszego i czystszego w eseju "Débauché et libertine" (Rozpustnik A Libertyn). Czytamy w nim, że rozpustnik jest zezwierzęcony, bierze i dokonuje czynów przeciw wierze i ludzkości bez konkretnego celu. Libertyn zaś wszystko obmyśla, eksperymentuje i dąży do poznania nowych dziedzin ludzkiej psychiki na drodze naukowej, a ponadto zdaje sobie sprawę z grzeszności swych czynów. Ekstaza jakiej przy tym doznaje nie jest tak przypadkowa jak u rozpustnika. Libertyn zostaje przez księcia de Ligne sprowadzony niemalże do rangi bohatera, gdyż ten "nieszczęśnik" skazuje się na swoją dolę sam, z własnej nieprzymuszonej woli, poświęca się dla ludzkości, znosi wszystkie potrzeby swojego libido. Jego żądze są zatem świadome. Poza tym rozpustnik musi się pochwalić swoimi osiągnięciami, robi to bez gracji i elegancji, często popełnia towarzyskie faux-pas, natomiast libertyn, jak było wspomniane wyżej - zawsze dwa razy pomyśli zanim opowie o swoich przeżyciach czy przemyśleniach.

Do libertynów zaliczali się przedstawiciele wszystkich niemal klas i warstw społecznych: arystokracja rodowa, szlachta urzędowa, finansjera, mieszczaństwo, chłopstwo. Najgorszym jednak przykładem libertynizmu był libertyński kapłan. Analizując postawę kościoła wobec libertynizmu nie można pominąć tego aspektu. Księża bowiem niejednokrotnie sami cechowali się libertyńską postawą, nie ukrywając nawet przed światem swoich kochanek, czy dzieci. Zezwolenie na to, aby święto Bożego Ciała celebrowane było hucznie i ozdobione scenami z Mitów Greckich [3] było moim zdaniem sporym obnażeniem moralności chrześcijańskiej. Najgorszą sławą w materii libertynizmu "cieszyły się" zakony żeńskie - z których niejednokrotnie wyrastały najbardziej bezpruderyjne libertynki, a także zakony męskie - w obydwu miały miejsce odrażające praktyki seksualne. O takich nieprawych klasztorach opowiadają setki książek beletrystycznych tejże epoki, najsłynniejsza z nich to: "Odźwierny klasztoru kartuzów". Czytamy w niej o przerażających praktykach zakonników na ciężarnych, deprawacji kobiecego ciała i braku poszanowania dla jednostki. Kościoły przesiąknięte libertyńskim klerem nie interesowały się swoimi parafianami, odchodziły od wiary, były oazą zepsucia. Trudno się zatem dziwić, że przeciętny chłop łatwo mógł ulec wpływom libertyńskim. Dla większości kapłanów libertynizm był jednak odrzucający. Ci, dla których rozwiązłe obyczaje, wolnomyślicielstwo miały jednoznaczny wydźwięk stali się największymi obrońcami kościoła i wiary. Pewien jezuicki. austryjacki pisarz Grass tak opisuje libertyna: jest skryty, maskuje się, deklaruje wiarę w Boga, ale naprawdę czci jedynie naturę, poddaje się niezmiennym prawom przeznaczenia. Odrzuca rozpowszechnione przesądy, ale uważa, żeby nie urazić prostego ludu, który je wyznaje. Zapatruje się sceptycznie na sprawę nieśmiertelności duszy, natomiast wierzy on, że nierozumne zwierzę przewyższa człowieka, po czym dodaje: Słowo libertyn nie oznacza dla mnie ani hugenota, ani ateisty, ani katolika, ani heretyka, ani polityka, ale pewną kombinację tych wszystkich cech. [4] Stąd jak widać - brał się pejoratywny wydźwięk libertynizmu.

Kościół starał się zachować chociażby odrobinę ze swojej dawnej świetności. Zanim pojawił się libertynizm był przecież podstawą życia każdego człowieka, jego obyczajowości i mentalności. W średniowieczu jak i później ingerował w każdą dziedzinę życia. Być może taka nagła ekspansja libertynizmu była związana z długo tłamszonymi potrzebami ludzi? Należy zauważyć, iż teologia średniowieczna, jak i późniejsza mocno odżegnywała się od rozkoszy. Ograniczano i wykorzeniano pojęcie przyjemności. Nadrzędną cechą stawała się "czystość". Potwierdzenie tych słów znajdziemy nawet w liście Świętego Pawła do Koryntian: Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi.[5] Spory wkład w ograniczanie rozwiązłości miał także Święty Augustyn, który starał się udowodnić zło wynikające z pożądania i pragnienia. Uznano, że stosunek płciowy nie powinien służyć przyjemności, a jedynie celom prokreacyjnym, tak więc seks w dzisiejszym rozumieniu tego słowa jako przyjemność i rozkosz nie funkcjonował w ogóle. Stosunek pomiędzy małżonkami oparty na przyjemności stawał się więc grzechem. Inne stanowisko prezentował Święty Tomasz odnosząc się do myśli arystotelesowskiej, która mówiła, że przyjemność jest relatywna moralnie - nie możemy jej oceniać w kategorii dobra czy zła. Wiedział, że jest ona nieunikniona, dlatego też uznał ją za dopuszczalną. Średniowiecze zaprzecza istnieniu wartości ciała, wpaja się lęk przed nagością. Człowiek średniowiecza musiał być rozbity - nie wiedząc co mu wolno, czego pragnie, a w dodatku ograniczony i kontrolowany całym szeregiem kościelnych reguł. Wnikanie kościoła w życie prywatne, w życie intymne, w sferę ludzkiej seksualności, wszystko okraszone dokładnymi zasadami: kiedy wolno, jak można i w jakich miejscach. Rozkosz cielesna, czy po prostu chęć prokreacji była ściśle regulowana przez Kościół. Istotną rolę odegrały także zakony, które same w sobie miały nakłaniać do wstrzemięźliwości, oddania się życiu duchowemu. Było to szczególnie ciekawe zjawisko, gdyż życie zakonne było regulowane w każdej dosłownie dziedzinie. Od przyjmowania pokarmów, po modlitwę. Reguła Bonawentury wspominała nawet o zasadzie zasypiania: Zawsze, gdy nadejdzie godzina snu, a nie wcześniej, pokrop się święconą wodą i idąc do łóżka odmów jakąś modlitwę, a przeżegnawszy się i poleciwszy pokornie Panu, już w łóżku, przyzwoicie i skromnie połóż się na prawym albo lewym boku, nigdy na wznak lub na brzuchu, ani z wzniesionymi kolanami lub z odkrytymi, lecz zawsze miej nogi przykryte tuniką, aby nikt nie spotkał cię leżącego nieprzyzwoicie. Leżąc tak w łóżku, zanim cię nie zmorzy sen, odmawiaj Psalmy albo rozmyślaj o czymś innym pożytecznym, względnie, co jest pożyteczniejsze, wyobrażaj sobie Chrystusa wiszącego na krzyżu [6]. Życie zakonne było co prawda regulowane w każdym calu, ale było także schludne, czyste i wolne od nieprawości.

Możemy chyba śmiało przyjąć, że te ograniczające zasady miały człowieka chronić przed wpływami zła. Niestety natura ludzka dąży zawsze do tego, aby za przyjemnościami gonić. Czy możemy uznać zatem, że wpływ na rozwój libertynizmu miało kościelne pohamowywanie żądz? W pewnym stopniu na pewno. Warto zauważyć, iż już w samym średniowieczu narodziło się coś na rodzaj podwójnej moralności - z jednej strony ludność ukazywała skruchę przed Bogiem, a z drugiej poszukiwano potajemnie zabawy i rozkoszy. Stąd też przecież pochodzi zwyczaj Karnawału.

Karnawały i Święta Głupców były najbliższe moralności libertyńskiej. Był to czas hucznych zabaw, rozrywek, swobody i przyjemności. Należy zwrócić uwagę na to, iż wszelkie teatry, amfiteatry, cyrki, generalnie wszystkie miejsca zabaw i rozrywek zostały w średniowieczu zamknięte lub zniszczone - miało to oczywiście służyć ochronie moralności przeciętnego człowieka. Dopiero w XVII i XVIII wieku obserwujemy powrót teatru jako instytucji, wraz z narodzinami ruchu libertyńskiego. Z uwagi na nieobecność teatru w życiu średniowiecza karnawały i święta odbywały się głównie w katedrach. Dopiero w XV wieku spektakle religijne przeniosły się na ulicę. Nim jednak to się stało obchodzono huczne przyjęcia karnawałowe w kościołach, gdzie prosty lud kpił z kleru, błazny przybierały maski biskupów, spożywano duże ilości alkoholu, żartowano i kpiono z kościoła. W święcie duchowym zaczynały pojawiać się elementy świeckie, prostackie takie jak kuglarstwo czy taniec. Uwagę przykuwał też fakt obecności w świętach duchowych wulgarnych elementów świeckich. Jacques Heers odwołuje się do tej myśli: Podczas świątecznych uciech w zapomnienie idzie szacunek dla Boga i dobre wychowanie, do głosu dochodzą wulgarność i prostactwo; ludzie rywalizują w nieprzyzwoitości, w żartach ciężkich i sprośnych. [7] Święto Głupców kojarzone jest także z biesiadowaniem - ocenianym krytycznie przez moralizatorów średniowiecza. Uczty prowokowały często haniebne zachowania - takie właśnie jakimi chełpił się libertynizm.

Jednakowoż nie da się oddzielić przyjemności od kościoła - doznawanie przyjemności dla większej celebracji chwili łączono z Bogiem. Przyjmowano, iż to Bóg jest najwyższą przyjemnością - ponieważ w ludziach drzemie potrzeba odczuwania jej. Był to sposób na oszukanie innych pragnień. Średniowiecze sankcjonuje zatem przyjemność - sprawia, że jest ona bardziej naturalna dla wierzącego, pokornego człowieka.

Czy zatem na drodze dewaluacji Kościół mógł się przyczynić do pośrednich narodzin libertynizmu? Myślę, że tak - ilekroć w historii było tak, że człowiek z jakiejś strony uciskany w pewnym momencie stara się dokonywać rewolucji? Oczywiście libertynizmu nie możemy nazwać rewolucją moralną, gdyż był to raczej powolny proces, niewątpliwie jednak był on reakcją na ograniczenia nakładane przez kościół i obyczajowość. Ale oczywiście stłamszone przez chrześcijaństwo zapędy ludzkie to nie wszystko, aby wykreować ohydnego libertyna. Tutaj właśnie swoją niszczycielską (dla moralności) i kreacjonistyczną rolę odgrywa beletrystyka. Literatura zakazana, cenzurowana, której nie można było kupić legalnie. Sprzedawana spod lady, zawierająca najbardziej haniebne i obrzydliwe opisy perwersji seksualnych. Poczytna i wstydliwa jak obecnie popularne Harlequiny. Podobna tematyka, acz znacznie gorszej jakości. Co poraża w dziełach libertyńskich? Brak szacunku dla kobiety, uprzedmiotowienie, wulgaryzm, brak namiętności, jedynie pożądanie, chuć, żądza władzy, brak autorytetów, chęć upodlenia innych, dewaluacja miłości, instrumentalne traktowanie kochanków. Wszystko to napawa zdrowego człowieka obrzydzeniem. Jednakże w okresie libertynizmu byli tacy, którzy nie tylko w literaturze libertyńskiej się rozkochiwali, ale i Ci którzy żyli i tworzyli ją pełnią swoich własnych doznań. Sztandarowym dla gatunku pisarzem libertyńskim jest Markiz de Sade. Wiele nieprzyjemnych epitetów można by napisać na jego temat, ale skupiając się na jego sztuce - wystarczy zauważyć, iż jest niskich lotów i monotematyczna.

Markiz był człowiekiem o przyjemnej powierzchowności, po powrocie z wojska został zmuszony do ślubu z wybitnie pobożną kobietą, pragnąc jednocześnie jej siostry, od której został odseparowany. Trudno jednak przyjąć, że ta sytuacja wpłynęła na późniejszą demoralizację Markiza. Przyjmuje się, że był on prekursorem w wielu dziedzinach, a w zwalczaniu tabu szczególnie. Od jego nazwiska wywodzi się nawet słowo "sadyzm", gdyż słynął z tego, że uwielbiał się pastwić się i maltretować swoje ofiary. Krążyło na ten temat wiele anegdot. Kiedy to na przykład zamknął się z kurtyzanami w swoim zamku, a one uciekały z krzykiem - pocięte, posiniaczone i pokłute, niejednokrotnie markiz wykorzystywał bardzo młode, nieletnie dziewczęta, otępiał im zmysły narkotykami i brutalnie gwałcił. Markiz był posądzany o liczne przestępstwa na tle seksualnym: gwałty, morderstwa, dokonywanie aborcji lub wywoływanie poronienia u swoich kochanek, stosunki homoseksualne, praktyki flagellacyjne [8] i algolagniczne [9], nakłanianie do nierządu, picie krwi ludzkiej, kazirodztwo, sodomię- to wszystko- było dla niego wciąż mało - w końcu postanowił spisywać swoje fantazje i wspomnienia. Napisał wiele książek z nurtu libertyńskiego, a najgorszą, a zarazem najpopularniejszą z nich zdaje się być „120 dni Sodomy czyli szkoła libertynizmu” - spisana w więzieniu w Bastylii i ocalała jako jedno z niewielu dzieł przechowywana w futerale w kształcie fallusa. [10] Właśnie ona jest dokładnym odwzorowaniem jego wspomnień. Zawiera opis szeregu perwersji, które trudno sobie wyobrazić nawet teraz. Co więcej Markiz zajął się zanalizowaniem ich i uszeregował je od najłagodniejszych do najbardziej zdemoralizowanych:

1. Namiętności proste: seks analny aktywny i pasywny heteroseksualny, koprofilia, pedofilia
2. Namiętności podwójne: namiętności proste wzmocnione samomasochizmem, kazirodztwem i bluźnierstwem
3. Namiętności zbrodnicze: seks analny homoseksualny, świętokradztwo, i wszystkie inne akty, które "stanowią obrazę dla prawa, natury i religii"
4. Namiętności mordercze: wszystkie namiętności wzmocnione torturami i morderstwem. [11]

Nie dziwi więc fakt, że "120 dni Sodomy" uznawane było za dzieło przełomowe, a nawet za książkę medyczną. Dla nieprzygotowanego czytelnika "120 dni Sodomy" może być mimo wszystko olbrzymim wstrząsem. Ta lektura godzi w najczulsze punkty ludzkiej wrażliwości intymnej i estetycznej.

Jednakże nie wolno nam się skupiać na samym de Sade. Pomimo iż obecnie jest on uznawany za główne pióro libertynizmu to należy zwrócić uwagę na to, że był on tylko jednym z wielu. Naude Gabriel, Charles de Marguetel de Saint-Denis de Saint-Evremond, Leopold Ritter von Sacher-Masoch (ukuto od niego pojęcie masochizm na podstawie słynnego opowiadania "Wenus w Futrze" będącego pierwszym przedmiotem badań w tej materii dla psychologów i psychiatrów). Do nurtu wpisuje się także kilku polskich poetów takich jak Tomasz Kajetan Węgierski, Stanisław Trembecki.

Mam nadzieję drogi czytelniu, że po przeczytaniu tej lektury zdajesz sobie sprawę z tego, że libertynizm to nie tylko "fajna zabawa", to nie tylko Markiz de Sade i jego chore pomysły i nudne jak flaki z olejem książki (no bo co tu dużo ukrywać, Markiz pisze jednolicie, nadużywa pewnych konkretnych scen, epitetów i czasowników). W tym opracowaniu znalazłeś wszystko to co powinno było Cię zniesmaczyć do czytania jego książek. Miast tego polecam Nabokova, przyjemne i nie czuć powiewu tandety na karku.

Bibliografia:

1. J. Verdon, Przyjemności średniowiecza, przeł. J.M. Kłoczowski, Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1998

2. J. Ruffié, Seks i śmierć, tłum. B.A.Matusiak, W.A.B., Warszawa 1997

3. J. Heers, Święta głupców i karnawały, przeł. G. Majcher, Oficyna Wydawnicza Volumen, Warszawa 1995

4. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia, Pallottinum 2002

5. J. Le Goff, Świat średniowiecznej wyobraźni, przeł. M. Radożycka – Paoletti, Oficyna Wydawnicza Volumen Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 1997

6. Jerzy Łojek, Wiek Markiza de Sade, Wyd. Lubelskie, Lublin 1975

7. J. Delemeau, Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze Zachodu XIII-XVIII w, tłum. A. Szymanowski, Warszawa 1994

8. Markiz de Sade, 120 dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu, wyd. Mireki, Warszawa 2004

9. Markiz de Sade, Journal,

10. Markiz de Sade, Oxtiern, ou les malheurs du libertinage,

11. Markiz de Sade, Les crimes de l'amour,

12. Denis Diderot, frag. Encyklopedii, Internet

13. Książę de Ligne, Débauché et libertine,

14. et mnóstwo witryn internetowych w tym wikipedia.pl

[1] Encyklopedia Diderota, hasło: libertynizm

[2] Przyjmuje się, iż słowa te wypowiedział ojciec Markiza de Sade'a w rozmowie ze swoim przyjacielem księdzem.

[3] "Wiek Markiza de Sade" - Jerzy Łojek

[4] "Wiek Markiza de Sade" - Jerzy Łojek

[5] 1Kor 7, 29 i 32-33

[6] "Zasady zachowania się nowicjuszy" - reguła św. Bonawentury

[7] J. Heers, Święta głupców i karnawały,Warszawa 1995, s. 132

[8] Flagellacja - biczowanie ciała, pośladków, ud, podbrzusza - dawniej witkami, w czasach libertyńskich pejczem itp. Dawniej akt magiczny mający poprawić potencję oraz płodność

[9] Algolagnia - inaczej sadomasochizm

[10] Informacja zawarta w jednym z dzienników Markiza de Sade'a

[11] "120 dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu" Markiz de Sade

Komentarze
Rochu : Nie czytałem książki, ale film był przekurewsko nudny :P
Behemot : Interesujaca lektura do czytania w pracy! ps. DAF de Sade nudny? Nie...
AnnaLee : Zawsze mamy z tym problem - albo przeginamy w jedną albo w drugą stro...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły