Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Ultravox - Vienna

Chyba nie ma człowieka, który wspominając lata '80, ich niesamowity klimat, modę wówczas panującą nie zahaczyłby pamięcią o ówczesną muzykę, a wśród niej szczególnego miejsca nie przyznałby "Viennie". Utwór ów jak mało, który szczególnie wpasował się w ramy mody czy mentalności ludzi z epoki new romantic, stając się jednocześnie najbardziej charakterystycznym kawałkiem tamtych lat. Choć to jemu przyznaje się laur pierwszeństwa, płyta z której pochodzi, jako całość jest dziełem genialnym, tym samym zasługującym na uwagę zwykłych koneserów muzyki jak i niepoprawnych romantyków. Nie przedłużając swoich wywodów: Panie i Panowie - "Vienna".
Nim przejdziemy do samej muzyki, warto wspomnieć nieco o historycznych zmianach, jakie zaszły przed pojawieniem się płytki na półkach sklepowych. A trzeba przyznać, że jest o czym mówić bowiem rok 1980 dla formacji Ultravox był naprawdę wyjątkowy. Przede wszystkim ze składu odszedł wokalista - John Foxx, - który odtąd postanowił oddać się karierze solowej. Jego miejsce godnie zastąpił Midge Ure, który właściwie wyniósł na wyżyny możliwości i potencjał grupy. Drugą zmianą było rozwiązanie przez Island Records kontraktu z Brytyjczykami, co zaowocowało rozpoczęciem współpracy z kolejnym kolosem wydawniczym - Chrysalis Records. Mimo to, Brytyjczycy zamiast oswajać się z nowymi warunkami pracy, prężnie wzięli się do roboty, czego owocem jest ów album.

Plastikowy krążek obdarzony tytułem "Vienna" strzeże 9 utworów utrzymanych w stylistyce new romantic i synthpop. Trzeba przyznać, że oba gatunki przenikają się tutaj z prawdziwą gracją zawsze budując ten sam, niepowtarzalny klimat. Siadasz do krążka, zamykasz oczy, mija chwila a dokładniej pozwalasz by "Astradyne" po delikatnym wstępie przerodził się w zwartą strukturę dźwięku i… już jesteś w innym świecie, jakby piękniejszym, w którym nic ponad muzykę i Twoje uczucia nie liczy się tak bardzo. Pozostaje świadome obcowanie z pięknem klasycznych instrumentów oraz miękko brzmiącym "otoczeniem" kreowanym za sprawą syntezatorów. A najważniejsze, że nie może być tutaj mowy o jakiejkolwiek przesadzie. Każdy dźwięk jest podporządkowany tej samej zasadzie: "musi być romantycznie, musi być klimat".

I rzeczywiście od owego klimatu aż roi się w każdym z utworów. Począwszy od pięknego "New Europeans" gdzie artyści rozliczają się z pojawiającym się wówczas problemem rozwodów i totalnym zatraceniem pojęcia rodziny, poprzez "Sleepwalk", w którym melodyjna gitara szaleńczo wije się w głośnikach, aż po kapitalny i jedyny w swoim rodzaju tytułowy utwór, który to stał się niedoścignionym dziełem tamtych czasów, pierwowzorem nowo-romantycznej ścieżki.

Obok instrumentów, wreszcie wiele dobrego można powiedzieć o najnowszym "nabytku" grupy. Midge Ure, który użycza swego głosu w każdym z utworów, jest fantastycznym uzupełnieniem każdej z kompozycji. Jego wokal za każdym razem przybiera inny odcień. Co prawda czasem korzysta z pomocy technicznych przetwarzających jego głos tak by dopasować go do bardziej elektronicznych momentów na płycie ("Western Promise"). Kiedy jednak zapomni o technicznych nowinkach i odda się w ręce swych naturalnych umiejętności, efekt jest piorunujący. Wspominana "Vienna", wspomniany również "New Europeans" - dwa najlepsze dowody na to, że decyzja Foxxa i co za tym idzie przyjęcie na jego miejsca Ure'a, było strzałem w dziesiątkę.

Mam wrażenie, że oddając swój kolejny, już czwarty krążek ekipa Ultravox, w zmienionym składzie, miała poczucie genialności, tego co stworzyli. Piękne melodie komponowane za pomocą instrumentów klasycznych, syntezatora i melodyjnej gitary kryją w sobie magię tamtych lat.  Zupełnie tak jakby "Vienna" niczym pamiątkowa fotografia miała zamknąć ducha ówczesnych czasów wewnątrz muzyki na niej zawartej, gotowego za każdym następnym odsłuchem na nowo ożyć w umysłach i sercach słuchaczy. To epokowe dzieło na zawsze zmieniło oblicze muzyki, nie tyle kładąc podwaliny pod kolejne gatunki, ale olśniewając swym blaskiem miliony ludzi, pozwalając zanurzyć się im na te kilkadziesiąt minut w romantycznej krainie dźwięku.

Tracklista:

01. Astradyne
02. New Europeans
03. Private Lives
04. Passing Strangers
05. Sleepwalk
06. Mr. X
07. Western Promice
08. Vienna
09. All Stood Still

Wydawca: Chrysalis Records (1980)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły