Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Ku pamięci

Ku pamięci, Opowiadanie, OpowiadaniaTańczyliśmy razem, chociaż nie umiem i nie lubię tańczyć. Pomiędzy szarymi ścianami bloków z materiału twardego jak nasze życie i sny. Schowaliśmy twarze w nigdy nie milknący cień, w szumiący wrzask deszczu, w mrok niesłabnącego domysłu. Tylko „zdawaniem się” nazywałem świat tężejący wokół nas jak beton koloru serca pospolitego kamienia. Czy posiadam chociaż odrobinę tego, co mam?

Zdawało się, że gasnące kolory liści płonące pod wilgotnym światem, lekko pulsują, kiedy przechodzę obok pozornie obojętnie. Wiatr rozrzucał lekkomyślnie krople deszczu, rozbijając je o blade krawędzie nagrobków. Jakże kocham spokój tego miejsca. Odległy szum ulicy tutaj przycicha i z opuszczoną głową błądzi martwymi uliczkami. Na zniszczonej drodze rozlały się kałuże koloru rtęci, w których przeglądają się smutnie płaczące wierzby. Poniszczone kwiaty, starają się objąć wygasłe znicze, aby ogrzać się wspomnieniem ich ciepła. Tylko gdzie niegdzie miga samotny płomyczek, zwiastujący czyjąś pamięć.


Przychodzę tutaj tylko dla niej. Siadam trzy rzędy grobów dalej i staram się patrzeć. To takie dziwne? Jak można nie umieć patrzeć. Ja nie umiem. Wciąż tylko szum myśli głośniejszy od ulewy i burzy nad moją głową. Ciąg skojarzeń przeplatany tymi bolesnymi chwilami, kiedy widzę ją taką jaka jest. Na ułamek chwili tężęję w smutku jak ona. Czuję jak jej szare kosmyki włosów opadają na zimne skronie, w wiecznie zamrożonym ruchu. Przeźroczystymi palcami wiatru dotykam zaciśniętych ust, ledwie czując ich kształt.


Znowu brudzę krystaliczną wodę chwili brudnymi słowami, strając się objąć to, co przynależne jest tylko sercu. Chciałbym kiedyś podejść bliżej, usiąść obok i odwrócić wzrok w stronę, w którą patrzy. Czy mógłbym widząc jej delikatne dłonie, nie chcieć poczuć ich smaku? Wilgotny zapach jaki ją otacza, chłodny i zmysłowy, przywodzi na myśl odległe i tajemnicze miejsca, w których schronienie znajdują nasze sny i potwory. Gdybyś tylko odwróciła głowę.


Wiatr się wzmaga i moim ciałem wstrząsają dreszcze. Deszcz przybiera na sile i zdaje się, jakby cały świat wypełnił się drobnymi igiełkami. Niechętnie wstaję z ławki i odwracam się do niej plecami. Przyjdę tutaj znowu. Będzie na mnie czekać. Strojna w ciszę i piękno nieśmiertelnego kamienia. Rzeźbiarz... jestem zazdrosny o te ręce, które dzierżąc dłuto powoływały cię do życia. Gdybym mógł, byłbym jedynym który kiedykolwiek dotykał twojego szarego ciała.


Tańczyliśmy razem, chociaż tego nie umiesz.

W mieście dusz i wygasłych zniczy, klęczę przed pomnikiem dziewczyny, po raz pierwszy żałując, że potrafię czuć.


Gdybym pocałunkiem tchnął w nią życie.

Przykładam niepewnie usta do zimnego kamienia i całuję jej bose stopy. Czuję jej zapach, słony i metaliczny, który sączy się z milczenia martwych ust. Razem z deszczem płaczemy, nad śmiercią mojej żony.

Komentarze
Dark_Apostle : W tym co piszesz, podoba mi się to, w jaki sposób rzeczy pozornie proste,...
LordLard : Ciekawy i świetny wiersz.
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły