Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Amphi Festival, 26-27.07.2014, Kolonia, Niemcy

Amphi Festival, Kolonia, Clan of Xymox, Zeromancer

Kolejna edycja Amphi Festivalu już za nami. W tym roku wyjątkowa, gdyż obchodziliśmy 10-lecie tego eventu. Organizatorzy po raz kolejny zafundowali nam calą paletę znakomitych wykonawców. A w ciągu dwóch dni wydarzyło się tak wiele, że nie sposób opisać tego w kilku słowach.

Nie sposób też było wysłuchać występów wszystkich wykonawców - choć wielu z nich zaprezentowało się naprawdę rewelacyjnie.I to właśnie z myślą o nich warto jeszcze raz powrócić w te upalne, lipcowe dni.

Dla wielu uczestników tegoroczny festival rozpoczął się już w piątek - rejsem na pokladzie "MS RheinEnergie" ( gdzie odbywały się koncerty ) czy poprostu dobrą zabawą podczas Warm Up Party.Nawet tegoroczny brak pola namiotowego nie stał się przeszkodą dla fanów, gdyż do Kolonii zawitał 16 tys. komplet publiczności. Amphi Festival oferuje nie tylko występy zespołów na trzech scenach, ale również odczyty, skecze, aftershow party i wiele innych atrakcji.A więc każdy znajdzie dla siebie coś odpowiedniego.Moja muzyczna część festivalu rozpoczęła się pokazem Clan of Xymox. Tej holenderskiej formacji przedstawiać chyba nikomu nie trzeba, gdyż już w 80-tych latach zabłysnęli takimi hitami jak np: "Louise" czy " A Day".Właściwie od pierwszego kawałka wprowadzili słuchaczy w błogi trans.Widać, ze to grupa z wieloletnim stażem - oszczędne ruchy, żadnych gonitiw po scenie, tu muzyka broniła się sama i nie potrzebowała "upiększaczy" w postaci jakiegoś show.A publiczność? Ta bawiła się wspaniale, niejednokrotnie przenosiła się w odległe czasy i słuchachając muzycznych perełek pochodzących ze wcześniejszego okresu działalności zespołu, dawała upust swoim emocjom.Potem przyszła pora na krótką przerwę...niestety takich przerw w trakcie festivalu naprawdę brakuje, gdyż program jest tak ułożony, że bywają niejednokrotnie sytuacje zmuszające do trudnego wyboru pomiędzy wykonawcami i niestety do skrótowego uczestnictwa w koncertach.Jak na razie miałem ułatwioną sytuację - obydwa występy odbywały się na głównej scenie.Lord of the Lost rozpoczęli ostro i dynamicznie, tak że transfuzja energii pomiędzy zespołem a widownią przebiegała nienagannie.Uwagę na sobie skupiał frontman Chris Harms, który gibko i elastycznie wił się na scenie.I chociaż ich występ naładowany był energią i czadem, to największe owacje rozległy się kiedy na scenie gościnnie pojawił się Erk Aicrag z Hocico i wspólnie z Chrisem wykonali utwór pt.: "Marching Into Sunset".Nie doczekawszy końca, kierowałem się w kierunku Staatenhaus.Panowała tam bardzo wysoka temperatura - zarówno na scenie jak i w samym pomieszczeniu.Niestety Staatenhaus wyróżnia się brakiem klimatyzacji, toteż trzeba było nastawić się na warunki iście tropikalne.Szacunek dla tańczącej tam widowni.No, ale co działo się na scenie? Za sprawą Zeromancer temperatura wzrosła o kilka kolejnych stopni, a ich pojawienie się zamanifestowano głośnym powitaniem przez setki gardeł.Tak więc już po pierwszym zagranym utworze, zaskarbili sobie życzliwość tłumu.W ich muzyce jest melodia i dużo poweru.A poza tym jakaś klasa, która nie pozwała wrzucić ich do jednego worka z innymi wykonawcami pokrewnego gatunku.Występowi towarzyszyszyły gromkie okrzyki ze strony publiki i wręcz chóralne śpiewy przy takich kawałkach jak np."Clone your lover" czy "Need you like a drug".Zabawa była przednia i aż trudno było opuszczać halę Staatenhausu, ale na głównej scenie właśnie zaczynała się kolejna muzyczna atrakcja.Tym razem scena należała do przedstawicieli średniowiecznego gatunku - Corvus Corax.Panowie podeszli do sprawy multiprofesjonalnie i ambitnie.Obycie sceniczne i doświadczenie, to w końcu do tego zespołu nie jest obce słowo - gdyż na rynku muzycznym istnieją już od 1985r.Bez wątpienia był to występ na najwyższych obrotach - ruch i szaleństwo na scenie, a pod nią publika szalała w opętańczym tańcu.Jeszcze nie ochłonąłem po ostatnich występach, a tu już trzeba było wybrać się na kolejny - Aesthetic Perfection.W Staatenhaus oczekiwała nas całkowita zmiana muzycznych klimatów, a czy mogliśmy spodziewać się również gigantycznego show jak podczas pokazu Corvus Corax? Otóż tak - masa electro dźwięków spadła na słuchaczy niczym olbrzymia siła wodospadu.Aesthetic Perfection potrafią wykrzesić ze swojej muzyki coś wyjątkowego, podając ją poprostu w potężnej dawce.Nie ma więc w tym nic dziwnego, że pubiczność reagowała na nich tak żywiołowo, choć trzeba też zaznaczyć, że spora w tym zasługa frontmana Daniela Graves, który ma w sobie żyłkę "wodzireja" i porywa fanów w świat swoich muzycznych fantazji.Niestety na niekorzyść zespołu hala zaczęła trochę pustoszeć.Był to znak, że już za chwilkę zacznie się na głównej scenie odjazd w meksykańskim stylu.I to nie tylko za sprawą Hocico - choć po Erku i Racso można się wiele spodziewać - ale też za sprawą folkowej kapeli "Mariachis", która tym razem towarzyszyła duetowi w podróży do Kolonii.Na dobry początek wykonali wspólnie pierwsze trzy utwory....no i zaczęła się wielka fiesta.Hocico zagrali jak zawsze z energią, finezją i luzem.Poprostu porywająco, serwując swojej publiczności takie kawałki jak np.:"Forgotten Tears" , czy "Poltergeist".Nie ma co, wielki potencjał dżemie w tej formacji!

Brak czasu na spadek emocji i ponownie obieram kierunek Staatenhaus.Sprintem przemieszczam się z miejsca na miejsce, by stracić jak najmniej.Ale Amphi Festival to nie tylko same występy zespołów.Tanzbrunnen tętni co roku swoim festivalowym życiem.A chcąc odpocząć od zgiełku można np: zatankować energii na terenie BeachClubu.To oaza czystego relaksu, to tego z upajającym widokiem na rzekę Ren i katedrę.Wracając do muzycznej części festivalu...Będąc już w środku budowli Staatenhausu dobiegały mnie z daleka electro rytmy austrackiej formacji Nachtmahr.Właśnie rozpoczął się kawałek pt:"BoomBoomBoom".Frontman Thomas Rainer wił się jak wąż wokół statytywu od mikrofonu, a tłum "pożerał" każdy dźwięk muzyki.Pan Rainer jest frontmanem pierwszej klasy, potrafi zawładnąć tłumem i zaczarować go do tego stopnia, że nikt nie zwraca uwagi na jego zdolności wokalne.Bo z tymi dość kiepsko i na dodatek wokalista lubi sobie od czasu do czasu pofałszować...Jednakże przymykając oczy na te niedoskonałości - występ był bez zarzutu,a fani wniebowzięci.Kiedy w Staatenhaus publiczność bawiła się przy klubowym hicie Nachtmahr pt : "Mädchen in Uniform" w okolicach ampfiteatru gromadzili się fani zespołu Blutengel.Na 10-lecie festivalu zespół przygotował się doborowo i wystąpił w towarzystwie kameralnej orkiestry The Monument Ensemble.Posypały się jak z rękawa wszystkie stare i nowe kawałki Blutengela, w wysmakowanych aranżacjach rozumie się.Wykonawstwo oczywiście na najwyższym poziomie.Mimo, że frontman obdarzony jest prawdziwą charyzmą, to niestety musiał ustąpić miejsca Ulrice Goldmann, która wykazała sie tego dnia wysoką formą wokalną.Chris Pohl z kolei był wyjątkowo skupiony i oszczędny w słowach.Od czasu do czasu dyskretnie zerkał w teksty piosenek lub zapowiadał poszczególne kawałki.Wszystkie muzyczne pomysły jakie zaprezentowali na Amphi, były nie tylko potwierdzeniem znakomitego rzemiosła, ale konsekwentnie służyły zwiększaniu ekspresji.Publiczność dała się ponieść emocjom i miała ku temu powody, gdyż był to chyba jeden z lepszych występów Blutengela.

Licznie zgromadzona publiczność pod dużą sceną oczekiwała teraz guru electro - Front 242. Spodziewano się wspaniałego koncertu i dobrej zabawy.A czy oczekiwania te spełniły się miał pokazać czas.Występ Front 242 zaczął się dość pechowo, gdyż już po pierwszym kawałku nastąpiła awaria techniczna.Niestety jej rozwiązanie zajęło aż 30 min, a że koncerty na scenie głównej muszą się kończyć punktualnie o godz. 22:00, to pokaz Front 242 nie dość że odbył się z poślizgiem to został skrócony.Niezadowolenie ze strony publiczności było wielkie, choć techniczną awarię wybaczyć można.Ale nie zachowanie zespołu - zamiast zająć się swoimi fanami i jakoś zagospodarować czas, chłopcy wycofali się za kulisy i oczekiwali rozwiązania problemu.No cóż, skutek był taki, że część znudzonej publiki rozeszła się, ci którzy się trochę spóźnili myśleli, że występ został odwołany.Wierni fani natomiast czekali...czekali aż w końcu coś ruszyło.Sam pokaz Front 242 był bez zarzutu, przecież to profesjonaliści i wiedzą jak podejść słuchaczy, by zdobyć ich serca.Jakaś niesamowita wenętrzna siła, przetworzona w słowa i dźwięki, zachwycała każdą istotę napotkaną pod sceną.Zagrali to co chciano usłyszeć, a więc nie zabrakło "Body to Body" , "Welcome to Paradise" czy "Together".Mimo małej wpadki, wyszli z opresji obronną reką i swoim koncertem skutecznie zaleczyli żale widowni.Muzyczną część pierwszego dnia festivalu zakończył Project Pitchfork.Tak więc punktualnie o północy na scenie Staatenhausu stawił się Peter Spilles wraz z zespołem.Od pierwszego utworu pokazali, że mimo upływu lat nadal trzymają formę.No ale to przecież grupa z wieloletnim stażem - są jednym z najbardziej popularnych przedstawicieli electro-wave środowiska - i bez trudu sprostali oczekiwaniom tak licznie przybyłych fanów.Zagrali precyzyjnie i z wielką radością, co dało odczucie mega siły rażenia.A jeśli chodzi o repertuar, to było oczywiście wszystko, co w ich rejestrze najbardziej znane i najważniejsze.Co prawda wszystkich zagranych utworów wymienić nie sposób, ale zapewne wyróżniały się takie kawałki jak np.:"God Wrote" i "Beholder" , co warto też podkreślić było zasługą doborowej reakcji publiczności.Reasumując - występ Project Pitchfork był znakomitą kulminacją.

Również w niedzielę program muzyczny był rewelacyjny.Zapowiadały się występy takich grup jak np.: Apoptygma Berzerk, Eisbrecher,Die Krupps czy Lacrimosa.Naturalnie było to nie wszystko, gdyż na trzech scenach zagrało ponownie 18 zespołów, a do tego dochodziło jeszcze szereg innych atrakcji.Brakiem fanów i zwolenników swojej twórczości Solar Fake martwić się nie musi.Jak magnez przyciągnęli pod główną scenę komplet słuchaczy.Nie było to moje pierwsze spotkanie z tym zespołem, ale za każdym razem zaskakują mnie pozytywnie, gdyż nie schodzą poniżej pewnego poziomu.Wykonując poszczególne utwory pokazali, że potafią wykorzystać wszystkie swoje techniczne możliwości.A całą radość z grania przekazać publice.Mimo, że także niedziela była bardzo upalna, uczestnicy festivalu jakoś nie zważali na tę niedogodność i byli wyjątkowo skorzy do zabawy.A właśnie zapowiadała sie niezła jazda, gdyż na scenę wyszli muzycy z zespołu Mesh.Na dobry początek zaczęli akustycznym intrem, by potem zagrać set będący mixem starych jak i całkiem nowych kawałków pochodzących z ostatniego albumu "Automation Baby".Serwowali muzykę z nastrojem, jaki tylko oni potrafili wytworzyć.A znakomite zgranie wszystkich muzyków, świeżość i witalność były bez wątpienia wyróżnikiem tego występu.Na krótko przed końcem wycofałem sią spod głównej sceny, by poraz pierwszy tego dnia udać się do Staatenhausu.Tam oczekiwał mnie nikt inny jak The Exploding Boy.Ze sceny odbijały się nie tylko światła, ale również muzycy, którzy na swój niedzielny pokaz w Kolonii wybrali białe ubrania.Nie powiem wyróżniali się na tle czerni jaka zawładnęła halą.A czym zespół wyróżnił się jeszcze? Na pierwszy plan wysuwał się wokalista, który był bez wątpienia głównym atutem grupy.A tak poza tym, zagrali utwory jeden po drugim, bez jakichkolwiek fajerwerków.Nic więc dziwnego, że szału nie było, a publika reagowała dość niemrawo.Wybrałem się na krótką penetrację Staatenhausu, gdyż również tutaj było wiele straganów z różnego rodzaju akcesoriami, nie licząc licznych barów.W między czasie nastąpiła też zmiana wykonawców.Rotersand rozpoczęli punktualnie, powitani aplauzem ze strony widowni.Zacierano ręce, że wreszcie nastąpi prawdziwy odjazd.Okazało się jednak, że na prawdziwy odjazd ze strony tego zespołu trzeba będzie jeszcze trochę odczekać.Był to niestety taki bezbarwny występ jakich wiele, z utworami zagranymi monotonnie i niewiele różniącymi się od siebie.Tymczasem w teatrze zaczynał się pokaz Persephone.Był to spektakularny, wręcz kameralny koncert z miejscami siedzącymi i klimatyzacją, która przy upale jaki panował na zewnątrz, nie wspominając już Staatenhaus była takim małym luksusem.Wokalistkę przyjęto bardzo gorąco, za co odwdzięczyła się widowni wyśmienitym, pełnym energii i żywiołowości koncertem.Sonja (L ame Immortelle ) wykazała się jak zwykle wysoką formą głosową - była w pełni świadoma swoich umiejętności i wykorzystywała je jak mogła.Potrafiła zbudować nastrój śpiewając z żarem w głosie, z tą całą teatralnością, mimiką dopasowaną do każdego słowa.Do tego umiejętnie balansowała na granicy między smutkiem, radością i agresją obnarzając się w jakimś stopniu przed słuchaczami.Jednakże jej pomysłowość aranżacyjna była odpowiednio dozowana, przez co nie zmniejszała się wyrazistość przekazu, a jedynie jej interpretacja wzbudzała ciekawość.Był to występ ujmujący atmosferą i intymnoscią, jeden z tych, które na zawsze pozostają w pamięci.Nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, czas biegł nieubłagalnie.Przed nami jeszcze parę występów i zakończy się muzyczna część tegorocznego festivalu.Ale zanim to nastąpiło przed nami był jeszcze występ London After Midnight.Niestety również ta grupa musiała borykać się z paroma problemami technicznymi.Jednakże wokalista jest artystą spontaniczym, żywiołowym i bezpretensjonalnym.Taki mały problem jak brak prądu nie robił na nim żadnego wrażenia.Spiewał poprostu dalej, jakby nigdy nic.Zaprezentowany materiał był odpowiednio przemyślany i poukładany.Tak że zagrane kompozycje mimo upływu czasu wcale się nie zestarzały,wręcz przeciwnie zrobiły na publice spore wrażenie i wprawili wszystkich w doskonały nastrój.London After Midnight nieźle "dokładali do pieca", zabawa była przednia.Jednak to co właśnie działo się na głównej scenie przeszło najśmielsze oczekiwania. Apoptygma Berzerk bo o nich mowa zawładnęła nie tylko sceną Amphi Teatru, ale i znajdującymi się tam fanami.Nawet ci, którym twórczość tego zespołu do gustu nie przypadła, doceniali wyczyny zespołu na scenie.Na powitanie rozległ się ryk ze strony widowni, który był dosłownie ogłuszaszający i pod sceną rozpoczęło się jedno wielkie szaleństwo. Zadne słowa komplementów nie oddają magii tego pokazu.Ta kapela ma rewelacyjnego wokalistę -showmena nie z tej ziemi, który ma nie tylko charyzmę, świetną "nawijkę" między numerami, do tego znakomicie śpiewa.Frontman krążył po scenie, przemieszczał się w gigantycznym tempie z jednego końca w drugi.Zachęcając tym samym publiczność do wspólnego śpiewania i klaskania.I tak np.kawałek pt.:"Major Tom" nieźle wpisał się w klimat wydarzenia - zaśpiewano go po niemiecku, więc publika mogła dać upust swoim wokalnym zdolnościom.Ponadto Apoptygma Berzerk potrafi jak mało kto budować odpowiednią dramaturgię koncertu.Tak że napięcie rosło z kawałka na kawałek, a pod sceną nie było chyba ani jednej osoby, która stałaby obojętnie i nie podrygiwała chociaż na chwilę. Następni pechowcy Die Krupps wystąpili na deskach Staatenhausu.Piszę świadomie pechowcy, gdyż również ten zespół musiał borykać się z problemami technicznymi.W czasie nie planowej przerwy wokalista Jürgen Engler podjął pogaduszki z fanami i zajmował się nimi jak tylko najlepiej potrafił.Wokalista jest obdarzony prawdziwą charyzmą, jakoś czas się go nie ima.Jest wciąż w znakomitej formie i pełen młodzieńczej werwy.Zespół potafił też bezproblemowo nawiązać wspaniały kontakt z widownią i nie tylko liczyło się tutaj doświadczenie sceniczne i brawura.Ale mimo upływu lat - grupa istnieje już od 1980r.- w ich występach nie brakuje perfekcji, spontaniczności i niewyczerpanych sił.No i tej iskierki w oku, która świadczy o tym, że to co robią nadal sprawia im wielką frajdę.Bo to co wyprawiali na Amphi Festivalu to było nic innego jak tylko największa szkoła jazdy.Nie dotrwałem do końca tylko dlatego, że chciałem zdążyć pod scenę główną na występ niemieckiego zespołu Eisbrecher, który zaczął się prawie w tym samym czasie co Die Krupps.To, że zespół ten cieszy się dużą sympatią publiczności, do tajemnicy nie należy.W trakcie pokazu Eisbrechera na scenie działo się naprawdę wiele - były pirotechniczne wybuchy, zmiany strojów naturalnie odpowiednio dopasowane do poszczególnych kawałków no i pierwszorzędna zabawa.Posypały się jak z rękawa same muzyczne perełki, a wśród nich chociażby takie kawałki jak np: "Miststück" czy "This is Deutsch".Ten występ to był bez wątpienia kawał dobrej roboty - kilkadziesiąt minut efektownej muzyki.Tak więc, koncerty na głównej scenie zakończyły się.A krótko po nich zabrano się za sprzątanie, co oznaczało, że kolejny Amphi Festival przechodził do historii, przed nami była kulminacja i występ jeszcze jednego zespołu Lacrimosa.Z małym opóźniem pojawili się wreszcze na scenie : Tilo Wolf, Anne Nurmi i muzycy Lacrimosy.Powitanie było ewidentnie wzruszające dla obu stron okraszone salwą oklasków.Od pierwszych dźwięków widownia uległa urokowi ich muzy.Zagrali bowiem wysmakowane aranżacje - piękne, nastrojowe, poruszające słuchaczy do głębi, inne zaś zachęcały do wspólnego śpiewania.No bo jak tu nie odlecieć przy takim kawałku jak np: "Alleine zu zweit" czy "Stolzes Herz".Widać zresztą, że frontman lubi to co robi, odprawiał przez cały występ ten swój rytuał, w którym niejednokrotnie zapominał o bożym świecie i oddawał się tylko muzyce.Poraz kolejny zespół Lacrimosa potwierdzili swoją klasę, gdyż ich kompozycje brzmiały intrygująco i porywająco, no i potrafili przy tym oddać fantastyczny klimat.

Nastąpiło oficjalne zakończenie festivalu, naturalnie nie był to jeszcze koniec imprezy, gdyż dla niestrudzonych w teatrze odbywało się aftershow party.Pomimo paru awarii technicznych był to nienagannie zorganizowany festival.Oczywiście pojawiło się parę wątków na które zwracano szczególną uwagę jak np.: brak pola namiotowego, zbyt mało miejsc zadaszonych, chroniących przed słońcem lub deszczem no i zbyt wysokie ceny napojów.Miejmy nadzieję, że przyszłoroczna zmiana lokalizacji - Amphi Festival przenosi się do Eventparku - pozwoli na wyeliminowanie tych problemów.

Fotorelacja z festiwalu dostępna jest tutaj.

Komentarze
phoenix36 : No tak, chodziło mi o następną edycję festiwalu ;) A tylko Amph...
Puivert : Na przyszly rok nie mam jeszcze planów, ale w tym roku wybieram sie :)
phoenix36 : Wybierasz się również w przyszłym roku? ;)
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły